Mój zięć zabrał mi wnuczkę – czy naprawdę zawiodłam jako babcia?

– Mamo, ile razy mam powtarzać, że Zosia nie może jeść tyle słodyczy?! – głos mojego zięcia, Pawła, rozbrzmiał w kuchni jak grom z jasnego nieba. Stał w progu, z twarzą czerwoną od gniewu, a moja córka, Ania, patrzyła na mnie bezradnie. W rękach trzymałam mały portfelik, z którego właśnie wyciągałam kilka złotych na lody dla mojej ukochanej wnuczki.

Zosia stała obok mnie, z szeroko otwartymi oczami. Miała siedem lat i była moim oczkiem w głowie. Odkąd przeszłam na emeryturę i dzieci wyfrunęły z domu, to właśnie ona dawała mi najwięcej radości. Każdy jej uśmiech był dla mnie jak promień słońca w pochmurny dzień.

– Paweł, przecież to tylko lody – próbowałam tłumaczyć. – Dzieciństwo powinno mieć smak słodkości, nie zakazów.

– To nie chodzi tylko o lody! – przerwał mi ostro. – Zosia wraca od ciebie rozpuszczona i głodna. Mówiła, że na obiad był tylko rosół i kromka chleba. A potem dostaje dwa złote na cukierki! Czy ty naprawdę myślisz, że to wystarczy?

Zrobiło mi się gorąco. Przecież zawsze starałam się dbać o Zosię najlepiej jak umiałam. Może nie gotuję już tak wymyślnie jak kiedyś, ale rosół to przecież podstawa! A kromka chleba? To tylko na dokładkę, bo Zosia zawsze mówiła, że nie jest bardzo głodna.

– Paweł, ja… – zaczęłam niepewnie, ale on już nie słuchał. Wziął Zosię za rękę i bez słowa wyszedł z domu.

Zostałam sama w kuchni, z portfelem w dłoni i łzami w oczach. Ania podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.

– Mamo, on przesadza… Ale może rzeczywiście powinnaś dawać Zosi coś więcej na obiad? Wiesz, Paweł jest bardzo wyczulony na punkcie zdrowego żywienia.

– Ja też byłam… – szepnęłam. – Ale u nas w domu nigdy nie było luksusów. Dzieci jadły to, co było. I wyrosłyście na ludzi.

Ania westchnęła ciężko.

– Czasy się zmieniły…

Przez następne dni dom był pusty jak nigdy wcześniej. Każdy dźwięk wydawał się echem wspomnień: śmiechu Zosi, jej tupotu po schodach, cichych rozmów przed snem. Próbowałam zająć się ogródkiem, ale nawet kwiaty wydawały się smutniejsze bez niej.

Wieczorami wracały do mnie obrazy z dzieciństwa moich córek. Jak często musiałam wybierać między kupnem mięsa a zeszytów do szkoły. Jak czasem płakałam po nocach ze zmęczenia i strachu o przyszłość. Ale zawsze starałam się dać im wszystko, co mogłam – miłość, ciepło i poczucie bezpieczeństwa.

Teraz miałam wrażenie, że to wszystko nie wystarczyło. Że dla Pawła jestem tylko starą babą z przeszłością, która nie rozumie współczesnych dzieci.

Po tygodniu Ania zadzwoniła.

– Mamo, Paweł nie chce na razie przywozić Zosi do ciebie. Mówi, że musisz najpierw udowodnić, że potrafisz się nią odpowiednio opiekować.

– Udowodnić? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Przecież całe życie opiekowałam się dziećmi!

– Wiem… Ale on się martwi. Może napisz mu list? Albo porozmawiajcie spokojnie?

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, co mogłam zrobić inaczej. Czy naprawdę byłam zbyt oszczędna? Czy dwa złote na lody to za mało? Może powinnam była zapytać Pawła o zgodę na każdą drobnostkę?

Następnego dnia postanowiłam działać. Upiekłam szarlotkę – taką jaką Ania i jej siostry uwielbiały w dzieciństwie – i poszłam do nich do domu. Paweł otworzył drzwi z chłodnym wyrazem twarzy.

– Przyszłam porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

Usiedliśmy przy stole. Zosia patrzyła na mnie zza ramienia ojca.

– Paweł… Wiem, że chcesz dla Zosi jak najlepiej. Ja też. Może nie mam już tyle siły co kiedyś, ale kocham ją całym sercem. Jeśli chcesz, mogę gotować według waszych zaleceń. Możemy ustalić zasady…

Paweł milczał przez chwilę.

– Chodzi o to, żeby Zosia czuła się bezpiecznie i zdrowo – powiedział w końcu cicho. – Nie chcę jej odbierać babci. Ale musimy współpracować.

Zosia podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła.

– Babciu, tęskniłam!

Łzy popłynęły mi po policzkach. Wiedziałam już, że muszę nauczyć się nowych rzeczy – może nawet gotować te wszystkie modne kasze i warzywa na parze… Ale dla Zosi zrobię wszystko.

Wieczorem siedziałam sama przy stole i patrzyłam na zdjęcia moich dzieci sprzed lat.

Czy naprawdę tak trudno jest pogodzić tradycję z nowoczesnością? Czy miłość do wnuczki wystarczy, by pokonać różnice pokoleniowe?

A wy… czy też czuliście kiedyś, że świat wymaga od was więcej niż możecie dać?