Moja mama płacze, bo nie pozwalam jej się sobą opiekować – a ja czuję się coraz bardziej winna i zagubiona

– Nie rozumiem cię, Marto! – głos mamy drżał, a jej oczy były czerwone od łez. – Przecież chcę tylko twojego dobra!

Stałam w kuchni, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. W powietrzu unosił się zapach świeżo upieczonego ciasta, które mama upiekła „na poprawę humoru”. Ale ja nie miałam ochoty na ciasto. Chciałam tylko oddechu.

– Mamo, proszę… – zaczęłam cicho, ale przerwała mi gwałtownym ruchem ręki.

– Nie rozumiesz, jak to jest być matką! – szlochała. – Całe życie poświęciłam dla ciebie, a ty teraz…

Zacisnęłam zęby. Ile razy już słyszałam te słowa? Od kiedy pamiętam, mama była wszędzie: w moim pokoju, w moich zeszytach, w moich decyzjach. Gdy miałam 10 lat i chciałam sama wybrać ubranie do szkoły – płakała, że nie doceniam jej gustu. Gdy miałam 16 i chciałam pojechać na obóz – dostała ataku migreny. Teraz mam 27 lat i próbuję wyprowadzić się do własnego mieszkania. Mama płacze codziennie.

– Przecież nie wyjeżdżam na koniec świata – powiedziałam, starając się mówić spokojnie. – To tylko dwie ulice dalej.

– Ale po co? Tu masz wszystko! Pranie, obiad, nawet twoje ulubione pierogi! – Jej głos był coraz bardziej rozpaczliwy.

Wiedziałam, że za chwilę zacznie mówić o tym, jak bardzo ją ranię. Że jestem niewdzięczna. Że nie rozumiem matczynej miłości. I że ona nie wie, jak sobie poradzi beze mnie.

Wtedy przypomniałam sobie rozmowę z tatą sprzed kilku dni. Siedzieliśmy razem w samochodzie pod sklepem.

– Mama się martwi – powiedział cicho. – Ale musisz żyć swoim życiem. Ona musi to zrozumieć.

– Ale ona cierpi…

– Cierpi, bo nie umie inaczej. Ale to nie twoja wina.

Te słowa dźwięczały mi w głowie teraz, gdy patrzyłam na mamę skuloną przy stole.

– Mamo… Ja cię kocham. Ale muszę spróbować sama. Potrzebuję tego.

– A ja potrzebuję ciebie! – wybuchła. – Nie rozumiesz? Bez ciebie moje życie nie ma sensu!

Poczułam, jak coś ściska mnie w gardle. Czy naprawdę jestem odpowiedzialna za jej szczęście?

Wyszłam na balkon, żeby zaczerpnąć powietrza. Z sąsiedniego mieszkania dobiegał śmiech dzieci. Przypomniałam sobie, jak kiedyś marzyłam o tym, żeby być dorosła i decydować o sobie. Teraz bycie dorosłą oznaczało walkę o własne granice z osobą, którą kocham najbardziej na świecie.

Wieczorem zadzwoniła do mnie ciocia Basia.

– Słyszałam, że znowu była awantura – westchnęła. – Twoja mama zawsze była nadopiekuńcza.

– Ale ja już nie mam siły…

– Musisz być twarda, Marto. Inaczej nigdy nie będziesz szczęśliwa.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była ciężka jak mgła. Mama chodziła obrażona, milcząca. Czasem słyszałam jej cichy płacz za ścianą.

W końcu nadszedł dzień przeprowadzki. Spakowałam walizki i kartony z książkami. Mama siedziała na kanapie i patrzyła w okno.

– Zostawisz mnie samą…

– Mamo…

– Nie chcę rozmawiać.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się winna i zła jednocześnie. Czy naprawdę jestem złą córką?

W nowym mieszkaniu było cicho i pusto. Przez pierwsze noce nie mogłam spać. Wciąż słyszałam w głowie głos mamy: „Zostawiasz mnie samą”.

Po tygodniu zadzwoniła do mnie wieczorem.

– Nie umiem bez ciebie żyć – powiedziała cicho.

– Mamo… Ja też za tobą tęsknię. Ale muszę spróbować być dorosła.

– Może kiedyś zrozumiem…

Zakończyłyśmy rozmowę w milczeniu. Położyłam się na łóżku i długo patrzyłam w sufit.

Czy naprawdę można kochać kogoś tak bardzo, że aż go to rani? Czy mam prawo być szczęśliwa na własnych warunkach, nawet jeśli to boli moją mamę?

A wy… czy też musieliście kiedyś postawić granice najbliższym? Jak sobie z tym poradziliście?