Jak jedno jajko przypomniało o przeszłości: historia miłości ukrytej w ciszy

— To moje jajko — powiedział cicho Marek, patrząc na mnie przez kuchenny blat. Jego głos był spokojny, ale w oczach widziałam cień złości. Przez chwilę miałam ochotę się roześmiać — czy naprawdę doszliśmy do tego, że kłócimy się o jedno jajko? Ale nie zaśmiałam się. Zamiast tego poczułam, jak coś we mnie pęka.

Dwadzieścia lat razem. Dwadzieścia lat tego samego nazwiska, tego samego adresu, tej samej drogi do pracy. A teraz — oddzielne posiłki. Nie tylko różne dania — różne lodówki. Różne garnki. Nawet sól każdy ma swoją. Tak to już zaszło. Najpierw były kłótnie — gwałtowne, z krzykami i trzaskaniem drzwiami. Potem — pojednania, zmęczone i bez przekonania. Potem już tylko cisza.

Pamiętam, jak kiedyś Marek robił mi śniadania do łóżka. Zawsze jajka na miękko, bo wiedział, że takie lubię. Siadał obok mnie, patrzył z czułością i mówił: „Dla ciebie wszystko”. Teraz patrzył na mnie jak na intruza w swoim własnym domu.

— Przepraszam — powiedziałam, choć nie wiedziałam za co. Za to, że zjadłam jego jajko? Za to, że przestałam go kochać? A może za to, że nie umiałam już nawet się z nim pokłócić?

Marek wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni. Zostałam sama, z pustą skorupką po jajku w dłoni. Przez chwilę miałam ochotę rzucić nią o ścianę, ale powstrzymałam się. To byłoby zbyt dramatyczne nawet jak na nas.

Wróciłam do swojego pokoju — bo tak teraz mówiliśmy: „twój pokój”, „mój pokój”. Nasza sypialnia dawno już przestała być wspólna. Każdy miał swoje miejsce, swoje rzeczy, swoje życie. Czasem zastanawiałam się, czy Marek też czuje ten ciężar samotności, czy tylko ja nie umiem się do niej przyzwyczaić.

Wieczorem usłyszałam, jak rozmawia przez telefon z córką. Ich rozmowy zawsze były krótkie i rzeczowe — „Jak w pracy?”, „Co u dzieci?”, „Kiedy przyjedziecie?”. Ale dziś w jego głosie było coś innego — może smutek, może żal. Przysłuchiwałam się ukradkiem, czując wyrzuty sumienia.

— Mama jest? — zapytała Ania.
— Jest — odpowiedział Marek. — Ale chyba śpi.

Nie spałam. Leżałam w ciemności i myślałam o tym, jak bardzo się od siebie oddaliliśmy. Kiedyś byliśmy nierozłączni — śmialiśmy się z tych samych żartów, oglądaliśmy te same filmy, planowaliśmy wakacje nad morzem. Teraz nawet nie wiedziałam, co Marek lubi jeść na śniadanie.

Następnego dnia rano znalazłam na stole kartkę: „Kupiłem jajka”. Nic więcej. Żadnego „dzień dobry”, żadnego uśmiechu. Po prostu informacja logistyczna. Przez chwilę miałam ochotę napisać mu odpowiedź: „Dziękuję”, ale uznałam to za bezsensowne.

W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka zapytała mnie, czy wszystko w porządku. Skłamałam, że tak. Przecież nie będę jej opowiadać o tym, że moje małżeństwo rozpadło się na kawałki i nawet nie wiem kiedy.

Po południu zadzwoniła Ania.
— Mamo, co się dzieje między tobą a tatą?
Zawahałam się.
— Nic… Po prostu jesteśmy zmęczeni.
— Ale wy już ze sobą nie rozmawiacie! Tata jest smutny, ty jesteś smutna…
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
— Czasem tak bywa — powiedziałam cicho.

Wieczorem Marek wrócił późno. Siedziałam w kuchni i patrzyłam na niego ukradkiem. Był zmęczony, przygarbiony, jakby życie go przygniotło.
— Chcesz herbaty? — zapytałam nieśmiało.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
— Dziękuję…
Usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę milczeliśmy.
— Pamiętasz nasze pierwsze śniadanie? — zapytałam nagle.
Marek spojrzał na mnie zaskoczony.
— Jajka na miękko…
Uśmiechnęłam się smutno.
— Tak…

Przez chwilę wydawało mi się, że coś drgnęło między nami. Jakbyśmy oboje przypomnieli sobie tamtych dwoje młodych ludzi sprzed lat — pełnych nadziei i marzeń.
— Co się z nami stało? — szepnęłam bardziej do siebie niż do niego.
Marek spuścił wzrok.
— Życie…

Siedzieliśmy tak jeszcze długo w ciszy. Każde z nas zamknięte w swoim świecie bólu i żalu. Ale może właśnie ta cisza była początkiem rozmowy?

Czasem myślę: czy można jeszcze wrócić do tamtych dni? Czy jedno jajko może przypomnieć o miłości ukrytej pod warstwą codziennych rozczarowań? A może to już za późno?