Zostawiłem żonę dla innej kobiety. Dziś błagam ją o wybaczenie, ale ona już nie chce mnie znać…
– Wyjdź. Proszę cię, po prostu wyjdź – jej głos był spokojny, ale w oczach widziałem lodowaty chłód. Stałem w progu naszego mieszkania, tego samego, które razem urządzaliśmy, gdzie na ścianach wisiały nasze wspólne zdjęcia z czasów studiów. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to ostatni raz, kiedy widzę ją w tym miejscu.
Mam na imię Michał. Poznałem Magdę na pierwszym roku ekonomii na Uniwersytecie Warszawskim. Była cicha, ale miała w sobie coś, co przyciągało ludzi – może to jej szczery uśmiech albo sposób, w jaki potrafiła słuchać. Szybko zostaliśmy parą. Wynajęliśmy razem kawalerkę na Ochocie, gdzie przez kilka lat dzieliliśmy się wszystkim: rachunkami, marzeniami i strachem przed przyszłością.
Po studiach wzięliśmy ślub – skromny, tylko najbliższa rodzina i kilku przyjaciół. Nie mieliśmy nic oprócz siebie i ogromnych ambicji. Pracowałem po dwanaście godzin dziennie w korporacji, odkładając każdy grosz na własny biznes. Magda też nie próżnowała – dorabiała korepetycjami, a wieczorami szyła ubrania na zamówienie. Byliśmy drużyną.
Wszystko zaczęło się psuć, gdy otworzyłem własną firmę. Praca pochłaniała mnie coraz bardziej. Wieczory spędzałem przy komputerze, a Magda coraz częściej zasypiała sama. Wtedy pojawiła się ona – Karolina. Pracowała w tej samej branży, była przebojowa i pewna siebie. Zaczęliśmy spędzać razem coraz więcej czasu pod pretekstem spotkań biznesowych.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy wróciłem do domu późno w nocy i zobaczyłem Magdę siedzącą przy stole z kubkiem zimnej herbaty.
– Michał, co się z nami dzieje? – zapytała cicho.
– Pracuję dla nas! – odburknąłem zmęczony.
Nie widziałem wtedy jej łez.
Romans z Karoliną był jak narkotyk. Dawała mi poczucie wolności i ekscytacji, której brakowało mi w codzienności z Magdą. W końcu powiedziałem żonie prawdę. Pamiętam jej twarz – nie krzyczała, nie płakała. Po prostu spojrzała na mnie z takim rozczarowaniem, że poczułem się jak najgorszy człowiek na świecie.
Wyprowadziłem się do Karoliny. Przez chwilę wydawało mi się, że wygrałem życie – nowy apartament na Mokotowie, wspólne wyjazdy za granicę, kolacje w drogich restauracjach. Ale szybko okazało się, że Karolina nie szukała partnera na dobre i złe – chciała tylko błyszczeć u boku kogoś, kto odnosi sukcesy.
Zaczęły się kłótnie o pieniądze, o czas spędzany w pracy, o to, że nie jestem już taki jak kiedyś. Karolina była zazdrosna o moją przeszłość z Magdą i coraz częściej wypominała mi moje błędy.
Pewnego dnia wróciłem do pustego mieszkania – Karolina wyjechała bez słowa. Zostawiła tylko kartkę: „Nie potrafię żyć z twoimi duchami”.
Zostałem sam. Próbowałem dzwonić do Magdy, pisałem maile, listy… Raz nawet pojechałem pod jej blok i czekałem godzinami w samochodzie. W końcu wyszła z klatki z jakimś mężczyzną – widziałem jej uśmiech, taki szczery jak dawniej. Zrobiło mi się niedobrze ze złości i żalu.
Po kilku tygodniach zebrałem się na odwagę i zadzwoniłem do niej:
– Magda… Proszę cię, musimy porozmawiać.
– Michał, nie mam ci już nic do powiedzenia – odpowiedziała spokojnie.
– Popełniłem błąd… Wiem to teraz. Chciałbym wszystko naprawić.
– Nie da się naprawić wszystkiego. Niektóre rzeczy po prostu się kończą.
Nie spałem całą noc. Przewracałem się z boku na bok, myśląc o tym, jak bardzo ją zraniłem. Przypominały mi się nasze wspólne chwile: pierwsza randka nad Wisłą, wieczory spędzone na rozmowach o przyszłości, jej śmiech podczas gotowania obiadu…
Próbowałem jeszcze raz – pojechałem do niej do pracy z bukietem róż.
– Michał… – spojrzała na mnie z politowaniem – To już nie ma sensu. Proszę cię, zostaw mnie w spokoju.
Wyszedłem stamtąd jak zbity pies. Wróciłem do pustego mieszkania i usiadłem na kanapie. Wokół mnie panowała cisza tak głośna, że aż bolały mnie uszy.
Dziś mijają dwa lata od naszego rozstania. Firma upadła przez moje błędy i brak skupienia. Karolina jest tylko wspomnieniem. Magda ułożyła sobie życie na nowo – czasem widuję ją przypadkiem w mieście z tym samym mężczyzną co wtedy pod blokiem. Wygląda na szczęśliwą.
A ja? Codziennie budzę się z poczuciem straty i winy. Zastanawiam się, czy gdybym wtedy bardziej docenił to, co miałem… Czy można naprawić coś tak bardzo zepsutego? Czy zasługuję jeszcze na drugą szansę?
Może ktoś z was zna odpowiedź…