„Nie wiem, ile mój tata dostaje emerytury – i nie chcę wiedzieć”. Historia o tym, jak pieniądze dzielą rodziny

– A ty, Michał, ile twój ojciec dostaje z ZUS-u? – zapytał nagle Tomek, przerywając monotonię poniedziałkowego poranka w biurze.

Zawiesiłem wzrok na ekranie komputera, udając, że nie słyszałem pytania. Ale wszyscy już patrzyli na mnie. W powietrzu zawisło napięcie, którego nie potrafiłem rozładować żartem.

– Nie wiem – odpowiedziałem w końcu, wzruszając ramionami. – I szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to. To jego pieniądze, jego sprawa.

Kasia spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Ale przecież to twój ojciec! Nie interesujesz się, czy mu wystarcza na życie?

Poczułem, jak narasta we mnie irytacja. Zawsze uważałem, że każdy powinien dbać o siebie. Tata był twardym facetem – przez całe życie powtarzał mi, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. Nawet kiedy mama odeszła pięć lat temu, nie pozwolił mi się zbliżyć. „Poradzę sobie”, mówił krótko przez telefon, a potem odkładał słuchawkę.

Wróciłem do domu późno tego dnia. W mieszkaniu panowała cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara. Przez głowę przelatywały mi słowa kolegów z pracy. Czy naprawdę byłem aż tak obojętny? Czy może po prostu bałem się zapytać?

Następnego dnia po pracy pojechałem do taty. Mieszkał sam w starym bloku na Pradze. Klatka schodowa pachniała wilgocią i starą farbą. Zapukałem do drzwi.

– Michał? Co ty tu robisz tak późno? – Tata otworzył drzwi w podkoszulku i dresach.

– Chciałem pogadać – odpowiedziałem niepewnie.

Wpuścił mnie do środka. W kuchni stały dwa kubki po herbacie i talerz z niedojedzoną kanapką. Na stole leżały rachunki i koperty z ZUS-u.

– Coś się stało? – zapytał, siadając naprzeciwko mnie.

– Nie… To znaczy… Tata, ile ty właściwie dostajesz tej emerytury?

Spojrzał na mnie zaskoczony, a potem zmarszczył brwi.

– A co cię to obchodzi?

Zacisnąłem pięści pod stołem. – Po prostu… W pracy gadaliśmy o tym, jak pomagamy rodzicom. I pomyślałem… Może powinienem wiedzieć.

Tata parsknął śmiechem. – Michał, ja sobie radzę. Nie musisz się mną przejmować.

– Ale może nie radzisz sobie tak dobrze, jak mówisz? – naciskałem.

Przez chwilę milczeliśmy. W końcu tata westchnął ciężko.

– Dostałem ostatnio podwyżkę emerytury. Teraz mam 2 400 złotych miesięcznie. Starcza mi na czynsz, jedzenie i leki. Nie jestem bogaty, ale nie głoduję.

Poczułem ulgę, ale też wstyd. Przez tyle lat nie zapytałem go nawet o to, jak się czuje, czy czegoś mu nie brakuje. Zawsze byłem zajęty sobą – pracą, własnymi problemami.

– Tata… Przepraszam, że nigdy cię o to nie pytałem.

Wzruszył ramionami. – Nie musisz przepraszać. Ja też nie byłem najlepszym ojcem po śmierci twojej matki. Każdy z nas zamknął się w swoim świecie.

Siedzieliśmy tak jeszcze długo, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Po raz pierwszy od lat poczułem, że naprawdę rozmawiam z ojcem, a nie tylko wymieniam uprzejmości przez telefon.

Kilka dni później zadzwoniła do mnie ciotka Basia.

– Michał, czy ty wiesz, że twój tata ostatnio pożyczał ode mnie pieniądze?

Zamarłem.

– Nie… Nic mi nie mówił.

– Bo on nigdy nie prosi o pomoc – westchnęła Basia. – Ale widzę, że coraz trudniej mu się żyje.

Wróciły do mnie słowa taty: „Radę sobie”. Czy naprawdę dawał radę? Czy tylko udawał przede mną silnego?

Postanowiłem pojechać do niego jeszcze raz. Tym razem nie zamierzałem odpuścić.

– Tata, dlaczego nie powiedziałeś mi, że masz problemy finansowe? – zapytałem od progu.

Spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Bo to moja sprawa! Nie chcę być dla ciebie ciężarem!

Usiadłem naprzeciwko niego i złapałem go za rękę.

– Nigdy nie będziesz dla mnie ciężarem. Jesteś moim ojcem.

W jego oczach pojawiły się łzy – pierwszy raz widziałem go takiego bezbronnego.

– Przepraszam, Michał… Po śmierci twojej matki wszystko się posypało. Bałem się prosić o pomoc. Chciałem być silny…

Objąłem go mocno. Poczułem, jak drży.

Od tamtej pory zacząłem regularnie odwiedzać tatę. Pomagałem mu w zakupach, płaciłem rachunki, czasem zostawiałem mu trochę pieniędzy „na wszelki wypadek”. Nasza relacja zaczęła się zmieniać – powoli uczyliśmy się mówić o swoich potrzebach i słabościach.

Ale wciąż wraca do mnie pytanie: dlaczego tak trudno nam rozmawiać o pieniądzach w rodzinie? Dlaczego wstydzimy się prosić o pomoc tych, których kochamy najbardziej?

Może to kwestia dumy? A może strachu przed odrzuceniem?

Czasem patrzę na tatę i zastanawiam się: ilu z nas żyje obok siebie jak obcy ludzie tylko dlatego, że boimy się zapytać o rzeczy najważniejsze?

A wy? Czy potraficie rozmawiać ze swoimi rodzicami o pieniądzach i potrzebach? Czy też chowacie głowę w piasek jak ja przez tyle lat?