Dług mojej matki, moje brzemię: Czy naprawdę muszę płacić za cudze błędy?
– Marta, odbierz ten telefon, to pewnie z banku – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy oknie, patrząc na szarą ulicę, gdy dźwięk dzwonka rozdarł moje myśli. Znowu. Znowu ktoś czegoś chce, znowu ktoś przypomina o tym, czego nie zrobiłam, a za co muszę odpowiadać.
– Mamo, nie mogę wiecznie odbierać za ciebie! – wybuchłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – To twoje długi, nie moje!
Mama spojrzała na mnie tym swoim zmęczonym wzrokiem. Miała na sobie stary sweter, który pamiętał jeszcze czasy mojego dzieciństwa. W jej oczach widziałam strach i wstyd, ale też coś jeszcze – oczekiwanie, że znów ją uratuję.
Nie pamiętam dnia, w którym zaczęłam być odpowiedzialna za wszystko. Może to było wtedy, gdy tata odszedł do innej kobiety i zostawił nas z pustą lodówką i stertą rachunków. Mama zawsze powtarzała: „Jakoś damy radę”. Ale jej „jakoś” oznaczało kolejne pożyczki, chwilówki i prośby o pomoc do sąsiadów. Ja miałam wtedy trzynaście lat i już wiedziałam, że nie mogę liczyć na nikogo poza sobą.
Przez lata uczyłam się żyć w cieniu cudzych błędów. Gdy moi rówieśnicy chodzili na pizzę po lekcjach, ja biegłam do domu pilnować młodszego brata, bo mama musiała „załatwić sprawy”. Gdy inni dostawali nowe telefony na komunię, ja cieszyłam się z używanego plecaka od cioci. Ale najgorsze były te wieczory, kiedy mama płakała w kuchni nad stertą niezapłaconych rachunków.
– Marta, jesteś taka mądra… Może ty coś wymyślisz? – szeptała wtedy. A ja czułam się jak dorosła zamknięta w ciele dziecka.
Kiedy skończyłam osiemnaście lat, myślałam, że w końcu będę mogła zacząć własne życie. Dostałam się na studia w Warszawie i przez chwilę poczułam ulgę. Ale już po miesiącu mama zadzwoniła z płaczem:
– Córciu, komornik był dziś u nas… Zabrali telewizor i komputer Tomka. Co ja mam robić?
Wróciłam do domu na weekend i zobaczyłam brata siedzącego przy pustym biurku. Mama tłumaczyła się łamiącym głosem:
– To przez ten kredyt na remont… Myślałam, że dam radę spłacić…
Wtedy po raz pierwszy poczułam prawdziwą złość. Nie na nią – na siebie. Bo znów pozwoliłam się wciągnąć w jej świat chaosu i nieodpowiedzialności.
Próbowałam rozmawiać z mamą jak dorosła z dorosłą:
– Mamo, musisz przestać brać pożyczki. Musisz nauczyć się mówić „nie”.
– Ty nic nie rozumiesz! – krzyczała. – Robię to dla was! Chciałam tylko, żebyście mieli lepiej niż ja!
Ale czy naprawdę miało być nam lepiej? Czy lepiej znaczyło życie w ciągłym strachu przed listonoszem i telefonami z windykacji?
Z czasem zaczęłam pracować dorywczo – korepetycje, kelnerowanie, sprzątanie mieszkań. Każdą złotówkę odkładałam na czarną godzinę. Ale czarna godzina przychodziła szybciej niż myślałam. Mama coraz częściej prosiła o pomoc:
– Marta, możesz mi pożyczyć dwieście złotych? Oddam ci za tydzień…
Nigdy nie oddawała.
Zaczęłam unikać znajomych. Wstydziłam się zapraszać kogokolwiek do domu. Bałam się, że ktoś zobaczy listy od komornika albo usłyszy kłótnie przez cienkie ściany bloku.
Najgorszy był dzień, kiedy dostałam pismo z banku na swoje nazwisko. Okazało się, że mama wzięła kredyt konsumencki „na mnie”, podszywając się pod moje dane. Byłam wtedy na drugim roku studiów.
– Jak mogłaś?! – krzyczałam przez telefon. – To przestępstwo!
– Przepraszam… Byłam zdesperowana… Myślałam, że jakoś to spłacimy…
Tamtego dnia coś we mnie pękło. Przestałam odbierać jej telefony przez tydzień. Czułam się zdradzona jak nigdy dotąd.
Ale czy mogłam ją zostawić? Przecież to moja matka…
Wróciłam do rodzinnego miasta tylko raz jeszcze – kiedy brat zadzwonił z informacją, że mama trafiła do szpitala po ataku paniki.
Siedziałam przy jej łóżku i patrzyłam na wychudzoną twarz kobiety, która kiedyś była moją bohaterką.
– Przepraszam cię, Marto… Nie chciałam ci tego zrobić…
Nie odpowiedziałam nic. W głowie miałam tylko jedno pytanie: gdzie kończy się obowiązek dziecka wobec rodzica? Czy naprawdę muszę płacić za cudze błędy?
Dziś mieszkam sama w wynajmowanym pokoju na obrzeżach Warszawy. Pracuję na dwa etaty i spłacam kredyt, którego nigdy nie chciałam mieć. Z mamą rozmawiam rzadko – głównie o bracie i pogodzie.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy jestem złą córką? Czy mam prawo żyć własnym życiem?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można kochać i jednocześnie postawić granicę?