Zięć żąda połowy domu po rozwodzie mojej córki. Czy to sprawiedliwe?

— Nie wierzę, że to mówisz, Michał! — wykrzyknąłem, czując jak krew pulsuje mi w skroniach.

Michał, mój były już zięć, stał naprzeciwko mnie w naszym salonie, z rękami założonymi na piersi. Moja córka, Kasia, siedziała skulona na kanapie, z oczami pełnymi łez. Żona, Maria, stała w drzwiach kuchni, blada jak ściana. W powietrzu wisiała cisza, która aż bolała.

— To nie jest kwestia wiary, panie Andrzeju — odpowiedział chłodno Michał. — Po prostu chcę to, co mi się należy. Włożyłem w ten dom pieniądze i czas. Remontowałem łazienkę, robiłem elewację. Bez mojego wkładu ten dom by się rozpadł.

— Ten dom kupiliśmy z Marią dwadzieścia lat temu! — krzyknąłem. — To nasz dom rodzinny! Ty tu tylko mieszkałeś!

Michał wzruszył ramionami. — Prawo jest po mojej stronie. Skonsultowałem się z prawnikiem.

Wtedy Kasia wybuchła płaczem. — Michał, proszę cię… To dom moich rodziców! Jak możesz?

Odwrócił się do niej z lodowatym spojrzeniem. — Kasia, nie zostawiasz mi wyboru. Po rozwodzie muszę zadbać o siebie. Nie będę zaczynał od zera.

Czułem, jak coś we mnie pęka. Przez lata traktowałem Michała jak syna. Pomagałem mu znaleźć pierwszą pracę po studiach, pożyczałem pieniądze na samochód, a kiedy z Kasią mieli kryzys, to ja ich godziłem. A teraz on stoi tu i żąda połowy naszego domu.

Wróciłem myślami do dnia, kiedy kupiliśmy ten dom w podwarszawskiej miejscowości. Byliśmy wtedy młodzi, pełni marzeń o rodzinie i spokojnym życiu. Dom był stary, wymagał remontu, ale cieszyliśmy się każdym wspólnym dniem. Kiedy Kasia poznała Michała na studiach i przyprowadziła go do nas pierwszy raz, od razu go polubiłem. Był uprzejmy, pomocny, miał poczucie humoru. Wydawało mi się, że będzie dla niej dobrym mężem.

Po ślubie zamieszkali u nas na piętrze. Z czasem zaczęli remontować łazienkę i kuchnię — Michał rzeczywiście dużo robił sam, ale to my z Marią finansowaliśmy większość materiałów. On dorzucał się do rachunków i czasem coś kupił do domu. Nigdy nie spisaliśmy żadnej umowy.

Z biegiem lat relacje zaczęły się psuć. Michał coraz częściej wracał późno z pracy, był rozdrażniony i nieobecny. Kasia płakała po nocach, ale nie chciała mówić dlaczego. Dom stał się miejscem pełnym napięcia i niedopowiedzeń.

Kiedy w końcu doszło do rozwodu, miałem nadzieję, że Michał po prostu się wyprowadzi i pozwoli nam żyć dalej. Ale on wrócił z żądaniem: połowa domu albo równowartość w gotówce.

— Michał, przecież to absurd! — próbowałem jeszcze raz przemówić mu do rozsądku. — Nie masz żadnych praw do tego domu!

— Zobaczymy w sądzie — odpowiedział spokojnie i wyszedł trzaskając drzwiami.

Maria usiadła obok mnie i złapała mnie za rękę. — Andrzej… co my teraz zrobimy?

Nie wiedziałem. Czułem się bezradny jak nigdy dotąd. Przez kolejne dni nie mogłem spać. Przeglądałem dokumenty własności domu, szukałem starych faktur za remonty, dzwoniłem do znajomego prawnika.

Kasia była wrakiem człowieka. Przestała wychodzić z pokoju, nie jadła, nie spała. Widziałem w jej oczach strach i poczucie winy.

— Tato… Może lepiej mu zapłacić? — zapytała cicho pewnego wieczoru. — Nie chcę już wojny…

— Nie! — odpowiedziałem stanowczo. — To nasz dom! Nie damy się zastraszyć!

Ale w środku czułem coraz większy lęk. Co jeśli sąd przyzna mu rację? Co jeśli będziemy musieli sprzedać dom?

W pracy byłem rozkojarzony, koledzy pytali czy wszystko w porządku. Nie chciałem mówić o problemach rodzinnych, ale czułem jak narasta we mnie gniew i żal.

Pewnego dnia zadzwonił Michał.

— Andrzej, możemy porozmawiać jak dorośli? — zapytał.

Zgodziłem się spotkać w kawiarni na rynku.

— Słuchaj… — zaczął niepewnie — wiem, że to trudne dla wszystkich. Ale ja naprawdę nie mam gdzie mieszkać. Chcę zacząć nowe życie… Potrzebuję tych pieniędzy.

Patrzyłem na niego długo w milczeniu.

— Michał… Gdybyś przyszedł do mnie po pomoc po ludzku, pewnie bym ci pomógł. Ale ty przyszedłeś z żądaniami i groźbami.

Spuścił wzrok.

— Przepraszam… Nie umiem inaczej.

Wróciłem do domu jeszcze bardziej rozdarty niż wcześniej. Z jednej strony chciałem chronić rodzinę i dom za wszelką cenę. Z drugiej strony widziałem w Michale zagubionego człowieka, który stracił wszystko.

Rozpoczęła się batalia sądowa. Przez miesiące zbieraliśmy dokumenty, przesłuchiwano świadków, analizowano faktury i przelewy bankowe. Sędzia był surowy i rzeczowy.

— Czy pan Michał partycypował w kosztach remontu? — zapytał podczas rozprawy.

— Tak — przyznałem niechętnie — ale większość pieniędzy pochodziła ode mnie i żony.

Michał przedstawił swoje dowody: kilka przelewów na materiały budowlane, rachunki za narzędzia.

Sąd orzekł: Michałowi należy się zwrot części poniesionych kosztów remontu, ale nie ma prawa do udziału w nieruchomości.

Ulga była ogromna, ale radość już nie wróciła tak łatwo do naszego domu. Kasia długo dochodziła do siebie po tej traumie. Maria zaczęła chorować na serce ze stresu.

Często wracam myślami do tych wydarzeń i pytam siebie: czy można było tego uniknąć? Czy rodzina zawsze musi być polem bitwy o pieniądze? Czy naprawdę warto walczyć o swoje za wszelką cenę?

Może ktoś z Was miał podobne doświadczenia? Jak poradziliście sobie z taką zdradą i rozczarowaniem?