Zbliżam się do siedemdziesiątki w samotności. Mój syn Michał nie dzwoni, bo jego żona Agnieszka tego nie chce – historia matki, która zrozumiała swój błąd za późno

— Michał, czy naprawdę nie możesz przyjechać na moje urodziny? — głos mi drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie. W słuchawce zapadła cisza. Słyszałam tylko cichy szum, jakby oddychał zbyt ciężko.

— Mamo, wiesz, że Agnieszka nie chce… — zaczął, ale przerwałam mu.

— To twoja decyzja, Michał. Nie jej. — Wiem, że zabrzmiało to ostro, ale nie mogłam już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.

— Mamo, proszę… — westchnął. — Nie chcę znowu tej rozmowy.

Rozłączył się. Tak po prostu. Zostałam z telefonem w ręku i łzami w oczach. Wtedy poczułam, jak bardzo jestem sama. Za kilka tygodni skończę siedemdziesiąt lat, a jedyną osobą, która mogłaby ze mną świętować, jest sąsiadka z trzeciego piętra, pani Halina. Ale ona też ma swoje życie.

Nie zawsze tak było. Kiedy Michał był mały, byłam dla niego całym światem. Pamiętam, jak biegał po naszym starym mieszkaniu na Pradze, jak tulił się do mnie po nocnych koszmarach. Mój mąż, Andrzej, był wtedy już coraz bardziej nieobecny – najpierw w pracy, potem w alkoholu. Zawsze miałam nadzieję, że Michał będzie inny. Że będzie miał rodzinę, której ja nie umiałam stworzyć.

Ale chyba to ja byłam problemem.

Wszystko zaczęło się psuć, kiedy Michał poznał Agnieszkę. Była piękna, pewna siebie i… bardzo stanowcza. Od początku czułam, że mnie nie lubi. Może dlatego, że próbowałam być obecna w ich życiu? Może za bardzo chciałam pomóc? Pamiętam ich pierwszą Wigilię u mnie – Agnieszka przyszła z miną jakby przyszła na pogrzeb. Ugotowałam jej ulubione pierogi z kapustą i grzybami (Michał mi powiedział), ale ona tylko podziękowała i zjadła dwa.

— Elżbieto, myślę, że powinniśmy spędzać święta we własnym gronie — powiedziała mi kiedyś prosto w oczy. — Michał ma już swoją rodzinę.

Zabolało mnie to wtedy strasznie. Ale zamiast odpuścić, zaczęłam walczyć o syna jeszcze bardziej. Dzwoniłam codziennie, pytałam o wszystko: czy jedli śniadanie, czy dzieci są zdrowe, czy Agnieszka nie potrzebuje pomocy przy wnukach. Myślałam, że tak trzeba – że matka powinna być obecna.

Dziś wiem, że to był błąd.

Pewnego dnia Michał zadzwonił do mnie sam:

— Mamo, musimy porozmawiać — powiedział cicho.

— Co się stało?

— Agnieszka czuje się osaczona. Prosiła mnie, żebym z tobą porozmawiał… Żebyś dała nam trochę przestrzeni.

Poczułam się zdradzona. Jakby mój własny syn wybrał ją zamiast mnie. Zaczęłam płakać do słuchawki:

— To ja cię wychowałam! To ja byłam przy tobie zawsze! A teraz jakaś kobieta mówi ci, co masz robić?

Michał milczał długo.

— Mamo… Proszę cię… — wyszeptał tylko i rozłączył się.

Od tego czasu kontakt był coraz rzadszy. Najpierw przestali przychodzić na obiady w niedzielę. Potem przestali odbierać telefony. W końcu Michał przestał dzwonić w ogóle.

Próbowałam wszystkiego – wysyłałam prezenty wnukom (wracały nieotwarte), pisałam listy (bez odpowiedzi), nawet pojechałam pod ich dom w Piasecznie. Agnieszka nie otworzyła drzwi.

Zostałam sama z Andrzejem. Ale on już wtedy był tylko cieniem człowieka – pił coraz więcej, aż w końcu zmarł na marskość wątroby trzy lata temu. Nawet na pogrzebie Michała nie było.

Czasem myślę, że to wszystko moja wina. Że gdybym umiała odpuścić, pozwolić Michałowi żyć własnym życiem… Może dziś miałabym rodzinę przy stole? Może wnuki znałyby moją twarz?

Ale wtedy wydawało mi się, że robię dobrze. Że matka powinna być obecna zawsze i wszędzie.

Dziś siedzę sama w pustym mieszkaniu i słucham tykania zegara na ścianie. Każda sekunda przypomina mi o tym, jak bardzo zawiodłam jako matka i jako człowiek.

Czasem wyobrażam sobie, że Michał zadzwoni. Że powie: „Mamo, tęsknię”. Ale wiem, że to tylko marzenie starej kobiety.

Czy można naprawić coś tak bardzo zepsutego? Czy jest jeszcze szansa na przebaczenie? A może są rzeczy, których nie da się już cofnąć?

Może któraś z was zna odpowiedź?