„Zapomnijmy o tych pieniądzach. Tata tyle nam pomagał z dziećmi, potraktujmy dług jako spłacony” – historia o rodzinnych długach, zaufaniu i rozczarowaniu
– Emilka, czy ty naprawdę musisz znowu zaczynać ten temat? – głos mojego męża, Pawła, odbija się echem w kuchni. Siedzę przy stole, zaciskając dłonie na kubku herbaty. Za drzwiami słychać śmiech naszych dzieci i głos mojego ojca, który właśnie przyszedł odebrać je ze szkoły.
– Paweł, to nie jest „znowu”. To jest nasza przyszłość. To są nasze oszczędności – mówię cicho, ale stanowczo. – Tata obiecał oddać te pieniądze. Minęły cztery lata.
Paweł wzdycha i opiera się o blat. – Ale zobacz, ile on nam pomaga. Bez niego nie dalibyśmy rady. Pracujemy oboje, dzieci są małe… On codziennie je odbiera, gotuje im obiady, odrabia z nimi lekcje. Ile byśmy musieli zapłacić za opiekunkę?
Czuję, jak narasta we mnie frustracja. Wiem, że Paweł ma rację – tata naprawdę jest niezastąpiony. Ale czy to znaczy, że mam zapomnieć o wszystkim? O tych wieczorach, kiedy liczyliśmy każdy grosz, odkładając na mieszkanie? O tym, jak tata przyszedł do nas z błagalnym spojrzeniem i obietnicą, że „to tylko na chwilę”?
Pamiętam tamten dzień jak dziś. Byliśmy świeżo po ślubie. Tata zadzwonił do mnie późnym wieczorem.
– Emilka, muszę cię o coś prosić…
W jego głosie słyszałam rozpacz i wstyd. Opowiedział o swoim planie – nowa firma transportowa, wszystko już prawie gotowe, tylko brakuje mu kapitału na start. Miałam wtedy wrażenie, że to szansa dla niego na nowy początek po rozwodzie z mamą i latach pracy na etacie.
– Emilko, oddam wam wszystko w pół roku. Przysięgam na twoje zdrowie.
Paweł był sceptyczny, ale ja przekonałam go, żebyśmy pomogli. Przecież to mój tata. Przecież rodzina jest najważniejsza.
Oddaliśmy mu 60 tysięcy złotych – nasze wszystkie oszczędności. Tata podpisał umowę pożyczki, choć wtedy wydawało mi się to zbędne.
Początkowo wszystko szło dobrze. Tata dzwonił co tydzień, opowiadał o nowych klientach i planach. Po trzech miesiącach kontakt zaczął się urywać. Zamiast pieniędzy dostawaliśmy coraz więcej wymówek: „Klient nie zapłacił”, „Samochód się zepsuł”, „Jeszcze chwila”.
Po roku przestałam pytać. Zaczęłam unikać rozmów o pieniądzach. Paweł coraz częściej patrzył na mnie z wyrzutem.
A potem tata zaczął pomagać nam z dziećmi. Najpierw od czasu do czasu, potem codziennie. Stał się częścią naszego życia – dzieci go uwielbiają.
Ale ja nie potrafię zapomnieć.
Dziś znów wracamy do tej rozmowy.
– Emilka, on już nie odda tych pieniędzy – mówi Paweł łagodnie. – Może powinniśmy potraktować to jako spłatę za te wszystkie lata pomocy? Bez niego nie miałabyś pracy na pełen etat.
Patrzę na niego ze łzami w oczach.
– To nie jest sprawiedliwe…
W tym momencie drzwi się otwierają i wchodzi tata z dziećmi.
– Cześć kochani! – woła radośnie. – Zosia dostała piątkę z matematyki!
Dzieci rzucają mi się na szyję, tata staje w progu i patrzy na mnie z uśmiechem. Przez chwilę widzę w nim tego samego człowieka, który kiedyś był moim bohaterem.
Wieczorem siadam z tatą przy stole.
– Tato…
Podnosi wzrok znad herbaty.
– Wiem, Emilko – przerywa mi cicho. – Wiem, że cię zawiodłem. Próbowałem… Naprawdę próbowałem to wszystko naprawić. Ale nie umiem już tego odkręcić.
Milczymy długo.
– Pomagam wam… bo chcę być potrzebny – mówi w końcu. – Bo wiem, że was zawiodłem jako ojciec i jako człowiek.
Czuję łzy pod powiekami.
– Ale ja też czuję się zawiedziona… I nie wiem, czy kiedykolwiek będę umiała ci wybaczyć.
Tata kiwa głową ze smutkiem.
– Rozumiem.
Następnego dnia Paweł proponuje: – Zapomnijmy o tych pieniądzach. Tata tyle nam pomagał z dziećmi, potraktujmy dług jako spłacony.
Ale ja nie potrafię tego zrobić. Każdego dnia widzę tatę i czuję wdzięczność za jego pomoc… i żal za to, co się stało.
Czy można wycenić rodzinne relacje? Czy pomoc dziadka dla wnuków może być zapłatą za niespłacony dług? A może są rzeczy ważniejsze niż pieniądze… tylko jak pogodzić serce z rozumem?