Samotny wyjazd Dawida: Jak jedna decyzja rozbiła naszą rodzinę (i co zrobiła z tym Maja)

– Maja, muszę ci coś powiedzieć – głos Dawida był cichy, ale stanowczy. Stał w progu kuchni, opierając się o framugę drzwi. W dłoniach ściskał kubek z herbatą, który drżał lekko, jakby sam nie był pewien tego, co za chwilę powie.

Spojrzałam na niego znad sterty brudnych naczyń. Dzieci biegały po salonie, a ja czułam się jak cień samej siebie – zmęczona, z rozczochranymi włosami i plamą po zupie na bluzce.

– Co się stało? – zapytałam, próbując ukryć niepokój.

– Dostałem awans – powiedział szybko. – I… pomyślałem, że może… pojadę na kilka dni nad morze. Sam.

Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Sam? Dawid? Zawsze byliśmy razem. Nawet kiedy nie było nas stać na wakacje, robiliśmy piknik na balkonie albo jeździliśmy rowerami do lasu. Teraz miał jechać sam?

– A dzieci? – zapytałam cicho. – A ja?

– Maja, ja… Potrzebuję odpocząć. Chociaż raz zrobić coś tylko dla siebie. Ty przecież też byś chciała…

Zacisnęłam dłonie na ścierce. Oczy piekły mnie od łez, których nie chciałam pokazać. Odpocząć? Ja nawet nie pamiętałam, jak to jest przespać noc bez pobudki na kaszel czy siku.

– To jedź – powiedziałam w końcu, głosem zimnym jak lód. – Skoro to takie ważne.

Dawid patrzył na mnie długo, jakby chciał coś jeszcze dodać. Ale nie powiedział nic. Odwrócił się i wyszedł z kuchni.

Przez kolejne dni chodziłam jak w transie. Dzieci pytały, kiedy tata wróci z pracy, a ja udawałam, że wszystko jest w porządku. W nocy płakałam w poduszkę, bo czułam się niewidzialna. Jakby moje potrzeby były mniej ważne niż jego zmęczenie.

W dzień wyjazdu Dawid spakował torbę i pocałował dzieci w czoło. Mnie objął niezręcznie, jakbyśmy byli obcymi ludźmi.

– Zadzwoń, jak dojedziesz – powiedziałam sztywno.

– Jasne – odparł i wyszedł.

Zostałam sama z dwójką dzieci i tysiącem myśli. Przez pierwsze godziny próbowałam być dzielna. Zrobiłam dzieciom naleśniki, puściłam bajkę i udawałam, że wszystko gra. Ale wieczorem usiadłam przy stole i poczułam pustkę tak wielką, że aż bolało.

Wtedy zadzwoniła moja mama.

– Co się dzieje? – zapytała od razu. – Słyszę po głosie.

Opowiedziałam jej wszystko. O awansie Dawida, o jego wyjeździe i o tym, jak bardzo czuję się sama.

– Maja, musisz coś zrobić dla siebie – powiedziała mama stanowczo. – Nie możesz ciągle tylko dawać i dawać.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie kłębiły się myśli: Czy naprawdę jestem tylko matką i żoną? Czy moje potrzeby już się nie liczą?

Następnego dnia obudziłam się z nową energią. Postanowiłam działać. Zadzwoniłam do sąsiadki Ani.

– Anka, mam do ciebie ogromną prośbę…

Ania zgodziła się zaopiekować dziećmi przez kilka godzin w sobotę. Po raz pierwszy od lat miałam czas tylko dla siebie. Poszłam do kina na film, który zawsze chciałam zobaczyć. Kupiłam sobie lody i usiadłam w parku na ławce. Patrzyłam na ludzi i czułam się wolna.

Wieczorem zadzwonił Dawid.

– Jak tam u was? – zapytał.

– Dobrze – odpowiedziałam spokojnie. – Byłam dziś w kinie.

– Z kim? – zdziwił się.

– Sama. Ania zajęła się dziećmi.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Wiesz… chyba nie doceniałem tego wszystkiego – powiedział w końcu Dawid cicho. – Myślałem, że tylko ja jestem zmęczony.

– Wszyscy jesteśmy zmęczeni – odpowiedziałam szczerze. – Ale ja nie mam gdzie uciec.

Kiedy Dawid wrócił z wyjazdu, długo rozmawialiśmy. O tym, jak bardzo się oddaliliśmy i jak bardzo oboje potrzebujemy wsparcia. O tym, że rodzina to nie tylko obowiązki i zmęczenie, ale też radość z bycia razem.

Zaproponowałam coś szalonego: wspólny wyjazd pod namiot do lasu pod Warszawą. Bez luksusów, ale razem. Dawid zgodził się bez wahania.

To były najpiękniejsze dni od lat. Dzieci biegały po lesie, my rozmawialiśmy przy ognisku do późna w nocy. Zrozumieliśmy jedno: szczęście to nie egzotyczne wakacje czy samotne wyjazdy, ale bycie razem mimo zmęczenia i trudności.

Czasem patrzę na Dawida i zastanawiam się: ile jeszcze razy będziemy musieli się pogubić, żeby znów się odnaleźć? Czy naprawdę trzeba odejść na chwilę, żeby docenić to, co mamy najbliżej?