Niedzielny obiad, który zmienił wszystko: Czy powinnam była milczeć dla dobra syna?
– Czy naprawdę musimy tu być, mamo? – zapytał mnie Kuba, stojąc w przedpokoju i nerwowo poprawiając kołnierzyk koszuli. W jego głosie słyszałam napięcie, którego nie potrafił ukryć. Odpowiedziałam cicho, próbując dodać mu otuchy:
– To tylko obiad, synku. Poznamy się lepiej, będzie dobrze.
Ale sama nie wierzyłam w te słowa. Od tygodni czułam niepokój na myśl o spotkaniu z rodzicami Magdy, jego narzeczonej. Wiedziałam, że są z innego świata – bardziej zamożni, wykształceni, z własną firmą pod Warszawą. My – zwykła rodzina z bloku na Pradze.
Gdy weszliśmy do ich domu, od razu poczułam dystans. Pani Grażyna przywitała nas chłodnym uśmiechem, a pan Andrzej nawet nie oderwał wzroku od telefonu. Magda rzuciła się Kubie na szyję, próbując rozładować napięcie, ale jej matka tylko westchnęła:
– Magdo, nie przesadzaj. Goście czekają.
Usiedliśmy przy stole. Srebrne sztućce, porcelana, białe serwetki – wszystko wyglądało jak z katalogu. Próbowałam zagaić rozmowę:
– Piękny dom mają państwo. Musiało kosztować wiele pracy…
Pani Grażyna spojrzała na mnie z lekkim politowaniem:
– Pracy i… odpowiednich decyzji. Nie każdy potrafi je podejmować.
Zrobiło mi się gorąco. Kuba ścisnął moją dłoń pod stołem. Przez chwilę miałam ochotę wstać i wyjść, ale dla niego – dla jego szczęścia – postanowiłam wytrwać.
Obiad ciągnął się w nieskończoność. Pan Andrzej zadawał Kubie pytania o pracę:
– A czym się właściwie zajmujesz? – zapytał z udawaną ciekawością.
– Pracuję w serwisie komputerowym na Grochowie – odpowiedział Kuba spokojnie.
– Hm… A jakie masz plany na przyszłość? Bo Magda ma ambicje…
Widziałam, jak synowi drży powieka. Zawsze był ambitny, ale nigdy nie miał takich możliwości jak Magda. Próbowałam go wesprzeć:
– Kuba jest bardzo zdolny, sam naprawia komputery od dziecka…
Pani Grażyna przerwała mi bezceremonialnie:
– Ale czy to wystarczy, żeby utrzymać rodzinę?
Zapanowała cisza. Magda spuściła wzrok. Ja poczułam się upokorzona – jakbym była gorsza tylko dlatego, że nie mam własnej firmy ani domu z ogrodem.
Po deserze pan Andrzej zaproponował spacer po ogrodzie. Zostaliśmy same z panią Grażyną. Spojrzała mi prosto w oczy:
– Pani syn jest miły, ale czy naprawdę uważa pani, że pasuje do naszej córki?
Zabrakło mi słów. Przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz wszystko, co myślę o jej wyniosłości. Ale pomyślałam o Kubie – o jego marzeniach i miłości do Magdy.
W drodze powrotnej Kuba milczał. W końcu powiedział:
– Mamo… Oni mnie nie chcą.
Zatrzymałam samochód na poboczu i spojrzałam mu w oczy:
– Synku, jeśli Magda cię kocha, to nic innego się nie liczy.
Ale sama nie byłam tego taka pewna.
Przez kolejne dni widziałam, jak Kuba gaśnie. Unikał rozmów o ślubie, coraz częściej zamykał się w swoim pokoju. Magda dzwoniła rzadziej. W końcu przyszła do nas zapłakana:
– Mama powiedziała mi, że jeśli wyjdę za Kubę, odetną mnie od wszystkiego…
Kuba objął ją mocno:
– Nie potrzebujemy ich pieniędzy! Zbudujemy wszystko sami!
Ale widziałam strach w oczach Magdy.
Wieczorem usiadłam sama w kuchni i płakałam. Czy powinnam była wtedy zareagować ostrzej? Powiedzieć coś więcej? A może lepiej było milczeć dla dobra syna?
Kilka tygodni później Magda zerwała zaręczyny. Kuba zamknął się w sobie na dobre. Patrzyłam na niego i czułam bezsilność – matczyną rozpacz i gniew na świat, który tak łatwo dzieli ludzi na lepszych i gorszych.
Dziś minął rok od tamtego obiadu. Kuba powoli wraca do siebie, ale już nigdy nie będzie taki sam. Ja też nie. Często wracam myślami do tamtego dnia i pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była walczyć głośniej o szczęście mojego dziecka?
Czy rodzic powinien zawsze milczeć dla dobra dziecka? A może czasem trzeba powiedzieć prawdę – nawet jeśli boli? Co wy byście zrobili na moim miejscu?