„Nie jestem ani nianią, ani służącą”: Powiedziałam córce, że nie mogę zawsze zajmować się jej synem, bo mam własne życie

– Mamo, możesz dziś zostać z Antosiem? – głos Oli był jak zawsze zmęczony, ale tym razem w jej tonie wyczułam coś więcej: oczekiwanie, które nie znosi sprzeciwu.

Spojrzałam na zegarek. Była sobota, ósma rano. Właśnie miałam wyjść na długo odkładane spotkanie z przyjaciółką z liceum. Przez chwilę walczyłam ze sobą. Przecież to tylko kilka godzin, mówiłam sobie w myślach. Ale potem przypomniałam sobie wszystkie te dni i wieczory, kiedy rezygnowałam z własnych planów, by pomóc Oli i jej mężowi. Zawsze byłam pod ręką – gotowa przyjechać, ugotować obiad, pobawić się z Antosiem, nawet posprzątać mieszkanie.

– Olu, dziś naprawdę nie mogę – powiedziałam cicho, czując jak ściska mnie w gardle. – Mam swoje plany.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko ciche popłakiwanie Antosia.

– To co ja mam zrobić? – Ola podniosła głos. – Przecież wiesz, że Krzysiek pracuje na dyżurze! Ja muszę odpocząć, nie spałam całą noc!

Zacisnęłam powieki. Znowu to samo. Odkąd Antoś się urodził, Ola i Krzysiek zaczęli traktować mnie jak oczywistość. Na początku byłam szczęśliwa – w końcu mogłam być babcią, pomagać, być potrzebna. Ale z czasem poczułam się jak niania na pełen etat. Bez pytania, bez wdzięczności.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy Ola zostawiła mi Antosia „na chwilę”, a wróciła po pięciu godzinach. Wtedy jeszcze się śmiałam. Ale potem „chwile” stawały się coraz dłuższe. Przestałam chodzić na jogę, odwoływałam spotkania z koleżankami. Nawet do fryzjera przestałam chodzić regularnie – bo zawsze coś wypadało.

– Olu, rozumiem cię – powiedziałam spokojnie – ale musisz zacząć sobie radzić sama. Nie jestem ani nianią, ani służącą. Mam też swoje życie.

– Twoje życie?! – Ola niemal krzyknęła. – A moje? Myślisz, że ja mam jakieś życie? Wszystko jest na mojej głowie! Ty przynajmniej możesz wyjść z domu!

Poczułam ukłucie winy. Przecież pamiętam siebie sprzed lat – młodą mamę Oli i jej brata Pawła. Też byłam zmęczona, też miałam wszystkiego dość. Ale wtedy nie miałam nikogo do pomocy. Moja mama mieszkała daleko, teściowa nie żyła. Radziłam sobie sama.

– Olu, ja cię rozumiem – powtórzyłam łagodnie. – Ale jeśli nie postawię granic teraz, to nigdy nie będę miała swojego życia.

Ola rozłączyła się bez słowa.

Przez cały dzień czułam się podle. Spotkanie z Anką było miłe, ale myślami byłam gdzie indziej. Czy naprawdę jestem złą matką? Czy powinnam była znowu odłożyć swoje sprawy?

Wieczorem zadzwonił Krzysiek.

– Pani Haniu, Ola jest wykończona – zaczął bez przywitania. – Może pani nie rozumie, jak bardzo nam pani pomaga…

– Panie Krzysztofie – przerwałam mu stanowczo – ja bardzo kocham Antosia i Olę. Ale nie mogę być zawsze na każde zawołanie. Mam swoje życie i swoje potrzeby.

Usłyszałam westchnienie po drugiej stronie.

– Rozumiem… Ale proszę pamiętać, że Ola naprawdę nie daje już rady.

Po tej rozmowie długo siedziałam w kuchni przy zimnej herbacie. Przypomniały mi się czasy, kiedy Ola była mała i chorowała na zapalenie płuc. Siedziałam przy niej nocami, a potem szłam do pracy bez snu. Nikt mi wtedy nie pomagał.

Następnego dnia Ola przysłała mi SMS-a: „Nie martw się już o nas”.

Serce mi pękło. Wiedziałam, że jest obrażona. Przez kilka dni nie dzwoniła ani nie pisała. Ja też milczałam – z dumy? Ze strachu?

W końcu postanowiłam pojechać do nich bez zapowiedzi. Drzwi otworzył mi Antoś z szerokim uśmiechem.

– Babciu! – rzucił mi się na szyję.

Ola stała w kuchni i nawet na mnie nie spojrzała.

– Przyniosłam wam ciasto – powiedziałam cicho.

Ola wzruszyła ramionami.

– Dziękujemy – mruknęła.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy stole. Przez chwilę milczałyśmy.

– Olu… Ja naprawdę chcę wam pomagać – zaczęłam ostrożnie. – Ale muszę mieć też czas dla siebie. Inaczej zwariuję.

Ola spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Ja po prostu… boję się być sama z tym wszystkim – wyszeptała.

Wtedy zrozumiałam: ona nie chce mnie wykorzystywać. Ona po prostu jest przerażona odpowiedzialnością i samotnością w macierzyństwie.

Przytuliłam ją mocno.

– Zawsze będę cię wspierać – powiedziałam cicho – ale musimy znaleźć równowagę. Ty musisz nauczyć się prosić o pomoc innych, a ja muszę nauczyć się mówić „nie”.

Ola skinęła głową i pierwszy raz od dawna się uśmiechnęła.

Od tamtej pory próbujemy budować nasze relacje na nowo. Czasem jest trudno – Ola nadal czasem oczekuje za dużo, a ja czasem mam wyrzuty sumienia. Ale uczymy się rozmawiać o swoich potrzebach i granicach.

Czy jestem egoistką? Czy każda matka musi poświęcić całe swoje życie dla dzieci i wnuków? A może czasem warto pomyśleć też o sobie?