Myślałem, że moje życie jest ciche w wieku 64 lat – aż mój pies przyprowadził konia i odkrył tajemnice z przeszłości

Już od rana czułem niepokój – taki, który ściska żołądek i nie pozwala spokojnie wypić kawy. Siedziałem na ganku mojego starego domu w okolicach Sieradza, patrząc na mgłę snującą się po polach. Mój pies, Burek, kręcił się niespokojnie przy furtce. Nagle zerwał się i pognał w stronę lasu. Westchnąłem ciężko – od śmierci żony siedem lat temu tylko on dotrzymywał mi towarzystwa. Dzieci? Syn wyjechał do Anglii, córka do Warszawy – oboje rzadko dzwonili, a jeszcze rzadziej odwiedzali.

Po pół godzinie Burek wrócił. Ale nie sam. Za nim szedł koń – wielki, kasztanowaty, z białą łatą na pysku. Zamarłem. Koń na moim podwórku? Przecież tu nawet sąsiad nie trzyma już koni! Burek szczekał radośnie, jakby chciał powiedzieć: „Patrz, co znalazłem!”

– Co ty wyprawiasz, Burek? – mruknąłem pod nosem.

Koń zatrzymał się przy płocie i spojrzał na mnie mądrymi oczami. Nie miał siodła ani uprzęży, tylko stary sznurek na szyi. Podszedłem ostrożnie, wyciągnąłem rękę. Dał się pogłaskać. Poczułem pod palcami bliznę na karku.

Zadzwoniłem do sołtysa:
– Panie Zbyszku, nie zgubił się komuś koń?
– A gdzie tam! Kto by dziś konia trzymał? – zaśmiał się sołtys. – Może komuś uciekł z transportu? Daj ogłoszenie na Facebooka.

Nie miałem Facebooka. Zadzwoniłem więc do córki:
– Aniu, możesz wrzucić ogłoszenie o koniu? – spytałem niepewnie.
– Tato, a co ty znowu wymyśliłeś? Koń ci się przyplątał? – usłyszałem rozbawienie w jej głosie.
– Naprawdę! Stoi pod domem.
– Dobrze, wrzucę coś na grupę lokalną.

Przez kolejne dni nikt się nie zgłaszał. Koń został. Nazwałem go Szeryf. Burek był zachwycony nowym towarzyszem. Ja… poczułem się mniej samotny.

Ale wtedy zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Pewnej nocy ktoś próbował wejść do stodoły. Usłyszałem szuranie i cichy szept:
– Tu musi być…
Wyskoczyłem z łóżka, chwyciłem latarkę i kij bejsbolowy (prezent od syna). W świetle latarki zobaczyłem dwie sylwetki uciekające przez pole. Serce waliło mi jak młot.

Następnego dnia znalazłem pod stodołą stary worek z dokumentami. Były tam listy sprzed ponad czterdziestu lat, zdjęcia kobiety z dzieckiem i… akt własności ziemi podpisany nazwiskiem mojego ojca.

Zadzwoniłem do siostry:
– Hela, musisz przyjechać.
– Co się stało?
– To o ojcu… i o tej ziemi za lasem.

Przyjechała jeszcze tego samego dnia. Siedzieliśmy w kuchni nad stertą papierów.
– Władek… to zdjęcie… To nasza matka? – zapytała cicho.
– Nie wiem. Ale to dziecko…
– Wygląda jak nasz brat…

Zamilkliśmy. Nasz brat Marek zginął tragicznie w latach 80., ale nigdy nie wiedzieliśmy dlaczego ojciec tak go faworyzował i dlaczego po jego śmierci matka zamknęła się w sobie.

Wtedy zadzwoniła córka:
– Tato, ktoś napisał do mnie w sprawie tego konia! Jakiś pan twierdzi, że to jego zwierzę i że ma do ciebie sprawę.

Wieczorem zjawił się mężczyzna – wysoki, siwy, z twarzą pooraną zmarszczkami. Przedstawił się jako Janusz Kaczmarek.
– To mój koń – powiedział bez ogródek. – Ale przyszedłem tu po coś więcej niż zwierzę.
Popatrzyliśmy na siebie z siostrą niepewnie.
– Mój ojciec pracował tu kiedyś u waszego ojca – zaczął Janusz. – Zginął w dziwnych okolicznościach. Matka mówiła mi przed śmiercią, żebym szukał prawdy tutaj.

Zrobiło się ciężko jak przed burzą. Hela ścisnęła moją dłoń pod stołem.
– Co pan chce wiedzieć? – spytałem ostrożnie.
– Czy pański ojciec miał coś wspólnego ze śmiercią mojego taty?

Nie umiałem odpowiedzieć. Znałem tylko plotki: że ojciec był surowy, że czasem znikał na całe noce, że miał jakieś tajemnice z czasów wojny.

Janusz spojrzał mi prosto w oczy:
– Ten koń był ostatnim prezentem mojego ojca dla mnie przed śmiercią. Przez lata szukałem odpowiedzi…

Wtedy Hela wyciągnęła jeden z listów:
– Proszę spojrzeć… To pismo pańskiej matki?
Janusz zbladł:
– Tak…

Czytaliśmy razem listy pełne bólu i żalu. Okazało się, że nasi ojcowie byli kiedyś przyjaciółmi, ale pokłócili się o ziemię i kobietę – naszą matkę. Janusz był owocem tej zdrady.

Przez chwilę nikt się nie odzywał.
W końcu powiedziałem:
– Może czas przestać żyć przeszłością i pogodzić się z tym, co było?
Janusz pokiwał głową:
– Chciałem tylko znać prawdę. Koń może zostać u pana… Widzę, że tu mu dobrze.

Po jego wyjściu Hela rozpłakała się:
– Władek… tyle lat żyliśmy w kłamstwie!
Objąłem ją nieporadnie.
– Może teraz zaczniemy żyć inaczej?

Kilka dni później zadzwoniła córka:
– Tato… czy wszystko u ciebie dobrze?
Opowiedziałem jej całą historię. Milczała długo.
– Może przyjadę na weekend? Chciałabym poznać Szeryfa… i ciebie lepiej.

Patrzę dziś na Burka bawiącego się z koniem na pastwisku i myślę: czy to przypadek, że zwierzęta potrafią naprawić to, co ludzie popsuli przez lata milczenia?

Czy można jeszcze odbudować rodzinę na gruzach dawnych sekretów? Co wy byście zrobili na moim miejscu?