Moje córka powiedziała, że nasz prezent ślubny był za mały. Ta jedna uwaga rozdarła moją rodzinę.

— Mamo, naprawdę myślałam, że dacie nam coś więcej — powiedziała Zuzanna, patrząc na mnie z chłodną obojętnością, której nigdy wcześniej u niej nie widziałam. Stałyśmy w kuchni, a za oknem padał czerwcowy deszcz. W powietrzu unosił się zapach świeżo parzonej kawy i… czegoś jeszcze. Czegoś, co trudno było nazwać, ale czułam to w gardle jak gorzką pigułkę.

Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. W mojej głowie kłębiły się wspomnienia: jak nosiłam ją na rękach, jak tuliłam po nocnych koszmarach, jak płakała na moim ramieniu po pierwszym zawodzie miłosnym. Teraz stała przede mną dorosła kobieta i mówiła mi, że to, co daliśmy jej na nową drogę życia, było za mało.

— Zuzia… — zaczęłam cicho. — Daliśmy wam tyle, ile mogliśmy. Wiesz przecież, że tata stracił pracę w zeszłym roku, a ja ledwo wiążę koniec z końcem w tej szkole…

— Ale mamo! — przerwała mi ostro. — Wszyscy moi znajomi dostali od rodziców mieszkania albo przynajmniej samochody. A wy? Koperta z pięcioma tysiącami? To nawet nie wystarczy na porządny remont kuchni!

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Próbowałam je powstrzymać, ale jedna spłynęła po policzku. Zuzanna odwróciła wzrok. Przez chwilę panowała cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara nad lodówką.

Wróciłam myślami do dnia jej ślubu. Jak bardzo się starałam — szyłam sukienkę na poprawiny własnoręcznie, piekłam ciasta do późnej nocy, a potem razem z mężem liczyliśmy każdy grosz, żeby dać im coś od serca. Pięć tysięcy złotych to dla nas była ogromna suma. Musiałam pożyczyć od siostry, żeby mieć na czynsz w kolejnym miesiącu.

— Zuzia… — powiedziałam drżącym głosem. — Czy naprawdę sądzisz, że nasza miłość do ciebie zależy od tego, ile ci damy pieniędzy?

— Nie o to chodzi… — mruknęła pod nosem. — Po prostu… Czuję się gorsza od innych. Oni mają wszystko, a ja muszę zaczynać od zera.

Wtedy zrozumiałam, że nie chodzi tylko o pieniądze. Chodzi o porównywanie się do innych, o presję społeczną, o poczucie bycia niewystarczającym. Ale czy to usprawiedliwia takie słowa?

Wieczorem opowiedziałam o wszystkim mężowi. Andrzej milczał długo, patrząc w okno na rozświetlone światłami bloki.

— Może rzeczywiście zawiedliśmy jako rodzice? — spytał cicho.

— Nie mów tak! — wybuchłam. — Robiliśmy wszystko, co mogliśmy! Oddałabym jej ostatni grosz!

— Ale może to nie wystarczyło… Może powinniśmy byli bardziej ją wspierać… Może za dużo wymagaliśmy…

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdą rozmowę z Zuzanną przez ostatnie lata. Czy byłam zbyt surowa? Czy za mało ją chwaliłam? Czy za bardzo skupiałam się na pracy i rachunkach?

Następnego dnia zadzwoniła moja siostra, Basia.

— Słyszałam, co się stało — powiedziała bez zbędnych wstępów. — Nie przejmuj się tym tak bardzo. Dzieci teraz są inne. Myślisz, że mój Tomek był wdzięczny za starego opla? Nawet nie podziękował.

Ale to nie była odpowiedź na mój ból. Chciałam zrozumieć moją córkę. Chciałam naprawić to, co się między nami popsuło.

Przez kolejne tygodnie nasze relacje były chłodne. Zuzanna rzadziej dzwoniła, a kiedy już rozmawiałyśmy, rozmowy były krótkie i powierzchowne. Andrzej zamknął się w sobie jeszcze bardziej.

Pewnego dnia spotkałam Zuzannę przypadkiem w sklepie spożywczym. Stała przy kasie ze swoim mężem Michałem. Uśmiechnęła się blado.

— Cześć mamo… — powiedziała niepewnie.

— Cześć Zuziu — odpowiedziałam równie cicho.

Michał spojrzał na mnie z zakłopotaniem.

— Może wpadniecie kiedyś na obiad? — zaproponował nagle.

Zuzanna spojrzała na niego zaskoczona.

— Tak… Może to dobry pomysł — dodała po chwili.

Kilka dni później siedzieliśmy razem przy stole w ich małym mieszkaniu na Pradze. Rozmowa szła opornie, ale Michał próbował rozładować atmosferę żartami.

W pewnym momencie Zuzanna spojrzała mi prosto w oczy.

— Przepraszam mamo — powiedziała cicho. — Nie powinnam była tak mówić o tym prezencie… Po prostu… Było mi ciężko patrzeć na to wszystko wokół. Wiem, że daliście mi tyle, ile mogliście.

Łzy napłynęły mi do oczu po raz kolejny.

— Kocham cię Zuziu — wyszeptałam.

Przytuliłyśmy się mocno. Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Wiedziałam już jednak, że pewnych ran nie da się zagoić od razu.

Dziś patrzę na nasze relacje inaczej. Wiem, że świat się zmienił i dzieci mają inne oczekiwania niż my kiedyś. Ale czy naprawdę można przeliczyć miłość na pieniądze? Czy rodzicielska troska jest mniej warta niż nowy samochód czy mieszkanie?

Czasem pytam siebie: czy bycie matką to tylko rachunek zysków i strat? A może to coś więcej? Co wy o tym myślicie?