Moja wymarzona sukienka na balu i… drwiny rodziców. Czy naprawdę zasługuję na taki wstyd?

— Zuzia, no pokaż się w tej swojej kreacji! — głos mamy rozbrzmiał w całym mieszkaniu, gdy nieśmiało wyszłam z pokoju. Stałam w progu, ściskając w dłoniach spódnicę mojej wymarzonej sukienki. Serca biło mi jak oszalałe. To był ten dzień — bal szóstoklasisty, na który czekałam od miesięcy. Sukienkę szyłam sama z babcią, bo nie było nas stać na sklepowe cuda, a ja marzyłam o czymś wyjątkowym.

Tata spojrzał na mnie znad gazety i parsknął śmiechem. — O rany, Zuza, wyglądasz jakbyś się przebrała za firankę! — rzucił, a mama dołączyła: — No rzeczywiście, trochę jakbyś wyciągnęła to z szafy prababci. Może jeszcze kapelusz z piórkiem?

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Próbowałam się uśmiechnąć, udawać, że to żart, ale w środku coś we mnie pękło. Przecież to był mój bal, mój pierwszy prawdziwy wieczór, kiedy mogłam poczuć się piękna. Zamiast tego czułam się jak idiotka.

— Ale… babcia mówiła, że wyglądam ślicznie — wyszeptałam, patrząc na podłogę.

Mama przewróciła oczami. — Babcia zawsze cię chwali, bo nie chce cię urazić. Ale my mówimy ci prawdę. Nie możesz tak iść, dzieci cię wyśmieją.

Tata tylko pokręcił głową i wrócił do czytania. Zostałam sama ze swoim wstydem i rozczarowaniem. Przez chwilę miałam ochotę rzucić sukienkę w kąt i nie iść wcale na bal. Ale przecież obiecałam babci, że zatańczę pierwszy taniec właśnie w tej sukience.

W łazience próbowałam ukryć łzy. Przypomniałam sobie, jak szyłyśmy z babcią te falbanki, jak dobierałyśmy guziki i koronki ze starej szuflady. Każdy ścieg był pełen miłości i nadziei. Czy naprawdę wyglądałam aż tak źle?

W końcu zebrałam się w sobie i wyszłam z domu. Rodzice nawet nie zaproponowali, że mnie podwiozą. Szłam sama przez osiedle, czując na sobie spojrzenia sąsiadów. W szkole już czekały dziewczyny — większość w błyszczących sukienkach z galerii handlowej.

— O matko, Zuzka, co ty masz na sobie? — wybuchła śmiechem Karolina, liderka naszej klasy.

— To chyba projekt recyklingowy? — dodała Ola.

Czułam się coraz mniejsza. Chciałam zniknąć. Ale wtedy podeszła do mnie pani Ania, nasza wychowawczyni.

— Zuziu, wyglądasz przepięknie! Ta sukienka jest wyjątkowa — powiedziała cicho, kładąc mi rękę na ramieniu.

Te słowa były jak plaster na ranę. Przez chwilę poczułam się lepiej. Ale potem znów usłyszałam szepty i chichoty za plecami. Przez cały wieczór unikałam tańców i zdjęć. Siedziałam przy stole, patrząc na swoje dłonie i zastanawiając się, dlaczego rodzice nie mogli po prostu powiedzieć czegoś miłego.

Po powrocie do domu mama zapytała: — No i co? Wszyscy byli zachwyceni twoją kreacją?

Nie odpowiedziałam. Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Przez całą noc płakałam w poduszkę. Następnego dnia nie chciałam iść do szkoły. Udawałam chorą.

Babcia przyszła po południu z ciastem drożdżowym.

— Jak było na balu, kochanie? — zapytała delikatnie.

Nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem.

— Babciu, oni wszyscy się ze mnie śmiali! Nawet mama i tata… Powiedzieli, że wyglądam jak firanka!

Babcia przytuliła mnie mocno.

— Zuziu, ludzie często śmieją się z tego, czego nie rozumieją albo czego zazdroszczą. Twoja sukienka była piękna, bo była twoja i zrobiona z serca.

Chciałabym jej uwierzyć. Ale przez kolejne dni unikałam wszystkich rozmów o balu. Rodzice zachowywali się tak, jakby nic się nie stało. Tata pytał tylko: — Nadal się boczysz o tę sukienkę?

Nie rozumieli, że to nie chodziło tylko o materiał czy fason. Chodziło o to, że ich słowa bolały bardziej niż kpiny koleżanek. Zamiast wsparcia dostałam drwiny od tych, którzy powinni być moją tarczą.

Minęły tygodnie. Sukienka leżała na dnie szafy. Za każdym razem, gdy ją widziałam, czułam ukłucie żalu i wstydu. Przestałam rozmawiać z rodzicami o swoich marzeniach czy planach na przyszłość. Bałam się kolejnych żartów.

Dziś mam 11 lat i wiem jedno: czasem najgorsze rany zadają ci najbliżsi. Czy można im wybaczyć? Czy powinnam próbować jeszcze raz zaufać rodzicom? A może lepiej już zawsze trzymać swoje marzenia tylko dla siebie?

Czy ktoś z was też kiedyś poczuł się zdradzony przez własną rodzinę? Jak sobie z tym poradzić?