Moja mama wprowadziła się do nas – czy można uratować rodzinę, gdy wszyscy mają siebie dość?

– Znowu zostawiłaś te brudne kubki na stole! – głos mamy przebił się przez ścianę, zanim zdążyłam zamknąć drzwi od łazienki. Wstrzymałam oddech. Mój mąż, Tomek, spojrzał na mnie z rezygnacją. Nasz synek, Staś, właśnie zasnął po godzinie płaczu. Chciałam tylko pięć minut ciszy.

Ale od kiedy mama zamieszkała z nami, cisza była luksusem. Miała pomagać przy dziecku – tak się umówiliśmy, kiedy wracałam do pracy po urlopie macierzyńskim. Wtedy wydawało się to idealnym rozwiązaniem: mama mieszka sama, my potrzebujemy wsparcia. Ale nikt nie uprzedził mnie, że będę musiała tłumaczyć się z każdej decyzji – od sposobu karmienia Stasia po wybór płynu do mycia podłóg.

– Mamo, proszę cię… – zaczęłam cicho, ale ona już była w kuchni, szeleszcząc ścierką.

– Ja tylko chcę wam pomóc! – rzuciła przez ramię. – Ale jak tak dalej pójdzie, to ten dom zaraz utonie w bałaganie.

Tomek przewrócił oczami i wyszedł na balkon. Zostawił mnie samą z mamą i jej pretensjami. Czułam się jak dziecko, które znowu dostało uwagę za nieposprzątany pokój.

Wieczorem usiedliśmy z Tomkiem na kanapie. Staś spał, mama oglądała serial w swoim pokoju.

– Tak dalej być nie może – powiedział cicho Tomek. – Kocham cię, ale nie wytrzymam długo tej sytuacji. Ona traktuje mnie jak intruza we własnym domu.

Zacisnęłam pięści. Wiedziałam, że ma rację. Odkąd mama tu jest, nasze życie kręci się wokół jej humorów i zasad. Nawet nasze rozmowy stały się ostrożne, pełne niedopowiedzeń.

– Próbowałam z nią rozmawiać… – zaczęłam.

– To nie wystarczy. Musisz postawić granice. Albo ona się dostosuje, albo…

Nie dokończył. Wiedziałam, co miał na myśli. Albo ona się wyprowadzi.

Ale jak powiedzieć własnej matce, że jest problemem? Przecież pomaga nam codziennie: odbiera Stasia z przedszkola, gotuje obiady, pierze nasze rzeczy. Bez niej nie dałabym rady pogodzić pracy i macierzyństwa. Ale za jaką cenę?

Następnego dnia rano mama czekała na mnie w kuchni.

– Musimy porozmawiać – powiedziała stanowczo.

Usiadłam naprzeciwko niej, czując narastający lęk.

– Wiem, że Tomek mnie nie lubi – zaczęła bez ogródek. – I wiem, że ty też masz mnie dość. Ale ja nie mam dokąd pójść. Wiesz dobrze, że po śmierci taty ten dom jest pusty…

Zrobiło mi się jej żal. Przypomniałam sobie dzieciństwo: mama zawsze była silna, zaradna, nigdy nie prosiła o pomoc. Teraz była samotna i zagubiona.

– Mamo… – zaczęłam łagodnie. – To nie tak. Po prostu… wszyscy jesteśmy zmęczeni. Potrzebujemy trochę przestrzeni.

– Przestrzeni? – prychnęła. – Ja całe życie poświęciłam dla ciebie! Teraz ty nie możesz poświęcić trochę dla mnie?

Poczułam gulę w gardle. Oto cała prawda: nigdy nie umiałam postawić jej granic. Zawsze byłam tą grzeczną córką, która spełnia oczekiwania.

Wieczorem długo rozmawiałam z Tomkiem.

– Może powinniśmy znaleźć mamie jakieś zajęcia? Klub seniora? Wolontariat? – zaproponowałam niepewnie.

Tomek wzruszył ramionami.

– To twój wybór. Ale ja chcę mieć żonę, a nie współlokatorkę z teściową na dokładkę.

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słuchając odgłosów domu: cichego chrapania Stasia, szumu telewizora za ścianą u mamy…

Następnego dnia zaproponowałam mamie wspólny spacer.

– Mamo, wiem, że jest ci ciężko po śmierci taty… Ale nam też jest trudno. Potrzebujemy trochę prywatności jako rodzina.

Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Czyli chcesz mnie wyrzucić?

– Nie! Po prostu… może mogłabyś spędzać więcej czasu poza domem? Klub seniora? Spotkania z koleżankami?

Milczała długo.

– Może masz rację – powiedziała w końcu cicho. – Może za bardzo się wtrącam… Ale boję się być sama.

Przytuliłam ją mocno. Po raz pierwszy od dawna poczułam ulgę zamiast gniewu.

Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Mama zapisała się do klubu seniora i zaczęła wychodzić z domu częściej. Atmosfera w domu powoli się poprawia. Z Tomkiem znów rozmawiamy o wszystkim bez szeptania za zamkniętymi drzwiami.

Ale czasem łapię się na tym, że tęsknię za dawną bliskością z mamą – zanim stałyśmy się dla siebie ciężarem.

Czy można być dobrą córką i dobrą żoną jednocześnie? Czy każda rodzina musi przejść przez taki kryzys? A może to ja powinnam nauczyć się stawiać granice wcześniej? Co wy byście zrobili na moim miejscu?