Kiedy kazałam mężowi wybrać między mną a jego synem – historia, która rozdarła naszą rodzinę
– To nie jest twoje miejsce! – wrzasnął Bartek, syn mojego męża, kiedy tylko przekroczyłam próg sali weselnej. Jego głos odbił się echem od ścian, a wszyscy goście zamarli. Stałam w białej sukni, z bukietem w dłoni, a łzy napływały mi do oczu. Mój nowo poślubiony mąż, Tomek, spojrzał na mnie bezradnie. W tej jednej chwili poczułam, że jestem sama pośród tłumu.
Bartek miał wtedy piętnaście lat i od początku nie akceptował naszego związku. Jego matka odeszła kilka lat wcześniej, a on został z Tomkiem sam. Kiedy pojawiłam się w ich życiu, miałam nadzieję, że uda nam się stworzyć nową rodzinę. Ale Bartek był jak mur – nie do przebicia.
Po weselu długo płakałam. Tomek próbował mnie pocieszać, ale czułam, że jego serce jest rozdarte między mną a synem. – On potrzebuje czasu – powtarzał. Ale czas mijał, a Bartek stawał się coraz bardziej wrogi.
Każdy dzień był walką. Bartek ignorował mnie, rzucał złośliwe uwagi przy stole, zamykał się w swoim pokoju i trzaskał drzwiami. Próbowałam rozmawiać z nim spokojnie:
– Bartek, wiem, że to dla ciebie trudne…
– Nie jesteś moją matką! – przerywał mi za każdym razem.
Tomek był rozdarty. Pracował dużo, żeby zapewnić nam byt, ale wieczorami wracał do domu pełnego napięcia. Czułam się coraz bardziej obca we własnym domu. Moja mama mówiła: – Daj mu czas, on jeszcze zrozumie. Ale ja już nie miałam siły.
Pewnego wieczoru usłyszałam przez drzwi rozmowę Tomka z Bartkiem:
– Synu, musimy spróbować się dogadać.
– Albo ona odejdzie, albo ja! – krzyknął Bartek.
Serce mi pękło. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Rano spojrzałam na Tomka i powiedziałam:
– Musisz wybrać. Albo ja, albo Bartek.
Tomek zbladł. – Nie możesz mi tego robić…
– Nie mogę żyć w takim napięciu. Nie chcę być tą złą. Ale nie dam rady dłużej.
Przez kilka dni chodziliśmy jak cienie. Bartek zamknął się u babci, a Tomek milczał. W końcu usiedliśmy razem przy stole.
– Kocham cię – powiedział cicho Tomek – ale Bartek to mój syn. Nie mogę go zostawić.
Poczułam się zdradzona i opuszczona. Spakowałam walizkę i wyprowadziłam się do siostry. Przez kilka tygodni nie odbierałam telefonów od Tomka. Płakałam nocami i zadawałam sobie pytanie: czy byłam egoistką?
Po miesiącu Tomek przyszedł do mnie sam. Był zmęczony i przygnębiony.
– Bartek uciekł z domu – powiedział drżącym głosem. – Nie wiem, co robić.
Zgodziłam się pomóc szukać Bartka. Przez kilka dni jeździliśmy po mieście, pytaliśmy znajomych, sprawdzaliśmy dworce i parki. W końcu znaleźliśmy go u kolegi – wychudzonego i przestraszonego.
Usiedliśmy we trójkę na ławce w parku. Bartek patrzył na mnie z nienawiścią.
– Nienawidzę cię! Zabrałaś mi ojca!
Zacisnęłam pięści, ale odpowiedziałam spokojnie:
– Bartek, nie chcę ci nic zabierać. Chciałam tylko być częścią waszej rodziny.
Tomek objął syna i zapłakał pierwszy raz odkąd go znałam. Wtedy zrozumiałam, że żadne ultimatum nie rozwiąże naszych problemów.
Wróciłam do siebie i zaczęłam terapię. Tomek też poszedł na terapię rodziną z Bartkiem. Po kilku miesiącach spotkaliśmy się ponownie – już spokojniejsi, dojrzalsi.
Dziś mieszkamy osobno, ale utrzymujemy kontakt. Tomek próbuje odbudować relację z synem, a ja uczę się żyć bez niego. Czasem myślę o tym dniu na weselu i zastanawiam się: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy naprawdę można wymagać od kogoś wyboru między miłością a rodziną?
Czy wy bylibyście w stanie postawić takie ultimatum? A może powinnam była walczyć dłużej?