Jak szybko minęło życie… i jak staliśmy się niepotrzebni własnym dzieciom. Moja opowieść o tęsknocie, rozczarowaniu i nadziei
— Mamo, przecież mówiłem, że nie mogę przyjechać na święta! — głos Michała przez telefon był ostry, niemal niecierpliwy. Stałam w kuchni, ściskając słuchawkę tak mocno, że aż zbielały mi palce. Za oknem padał śnieg, a na stole leżały trzy talerze — dla mnie i dla dwóch córek, które miały wpaść tylko na chwilę. Michał od lat mieszkał w Niemczech, wyjechał zaraz po maturze. Od tamtej pory widzieliśmy się tylko przez ekran komputera.
— Ale wiesz, jak bardzo za tobą tęsknię… — wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Chociaż raz w roku…
— Mamo, mam swoje życie! — przerwał mi. — Nie możesz ciągle oczekiwać, że wszystko rzucę i przyjadę. Musisz to zrozumieć.
Zamilkłam. W słuchawce zapadła cisza, a potem usłyszałam sygnał zakończonego połączenia. Usiadłam ciężko przy stole i spojrzałam na zdjęcie Michała z dzieciństwa. Uśmiechnięty chłopiec z rozczochranymi włosami, w brudnych spodniach po zabawie na podwórku. Kiedyś był moim oczkiem w głowie. Zawsze mówił: „Mamo, jak dorosnę, zabiorę cię do Paryża!”
Teraz nawet nie miał czasu zadzwonić na moje urodziny.
Moje córki, Kasia i Ania, też mają swoje życie. Kasia mieszka w Warszawie, pracuje po dwanaście godzin dziennie w korporacji. Dzwoni raz na dwa tygodnie, zawsze w biegu: „Mamo, wszystko dobrze, muszę lecieć!” Ania jest bliżej, w sąsiednim mieście, ale od kiedy wyszła za mąż za Pawła, widujemy się coraz rzadziej. Zawsze coś: dzieci chore, mąż w delegacji, remont kuchni.
Czasem mam wrażenie, że jestem dla nich tylko obowiązkiem do odhaczenia.
Pamiętam dzień, kiedy Michał wyjeżdżał. Stałam na peronie dworca PKP w Krakowie i patrzyłam, jak mój syn odwraca się jeszcze raz, macha mi ręką i znika w tłumie. Miał wtedy osiemnaście lat. Wróciłam do pustego mieszkania i przez tydzień nie mogłam spać. Każdy dźwięk przypominał mi jego śmiech.
Przez lata zbierałam jego listy i kartki z życzeniami. Mam je wszystkie w pudełku po butach — pierwsze zdjęcie z Monachium, kartka na Dzień Matki z podpisem „Twój syn Michał”, kilka pocztówek z wakacji. Czasem siadam wieczorem przy kuchennym stole i czytam je po kolei. Wtedy czuję się tak blisko niego…
Ale potem wraca rzeczywistość.
— Lidia, nie możesz tak żyć przeszłością — mówi mi sąsiadka Zosia, kiedy spotykamy się na klatce schodowej. — Masz przecież wnuki!
— Ale one mnie prawie nie znają — odpowiadam cicho.
Zosia wzdycha i klepie mnie po ramieniu.
W zeszłym roku zachorowałam na grypę. Przez tydzień leżałam sama w łóżku z gorączką. Kasia zadzwoniła raz: „Mamo, weź paracetamol i dużo pij.” Ania przysłała SMS-a: „Nie mogę przyjechać, Paweł ma ważne spotkanie.” Michał nawet nie wiedział.
Pamiętam, jak kiedyś moja mama mówiła: „Dzieci wychowujesz dla świata.” Wtedy myślałam, że przesadza. Teraz wiem, że miała rację.
Czasem zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt opiekuńcza? Czy za bardzo ich rozpieszczałam? A może za mało wymagałam? Przecież zawsze starałam się być dobrą matką — piekłam ciasta na urodziny, szyłam przebrania na bale karnawałowe, pomagałam w lekcjach do późna w nocy.
A teraz…
W zeszłą niedzielę próbowałam zaprosić wszystkich na obiad. Zadzwoniłam do Kasi:
— Może przyjedziesz z dziećmi? Upiekę twoją ulubioną szarlotkę.
— Mamo… — jej głos był zmęczony — …nie dam rady. Mamy tyle spraw na głowie…
Ania nawet nie odebrała telefonu.
Wieczorem usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyłam na światła miasta. Przypomniało mi się dzieciństwo moich dzieci — wspólne spacery po Plantach, lody pod Wawelem, śmiech na placu zabaw. Wszystko minęło tak szybko…
Czasem mam ochotę krzyczeć: „Dlaczego mnie zostawiliście?!” Ale wiem, że to nic nie zmieni.
Ostatnio zaczęłam chodzić do klubu seniora. Tam przynajmniej ktoś mnie słucha. Rozmawiamy o dawnych czasach, dzielimy się przepisami na pierogi i narzekamy na polityków. Ale kiedy wracam do pustego mieszkania… znów czuję tę ciszę.
Wczoraj znalazłam stary zeszyt Michała z podstawówki. Na pierwszej stronie napisał: „Moja mama jest najlepsza na świecie.”
Czy on jeszcze tak myśli?
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę jestem już nikomu niepotrzebna? Czy to tak musi wyglądać starość? A może jeszcze coś się zmieni?
Może Wy też tak macie? Czy ktoś jeszcze pamięta o swoich rodzicach? Czy tylko ja czuję się taka samotna?