Jak powiedzieć synowej, że jest już matką, a nie nastolatką? Moja walka o rodzinę i zrozumienie

– Zuzia, czy możesz na chwilę odłożyć ten telefon? – zapytałam, próbując ukryć irytację, kiedy po raz kolejny podczas rodzinnego obiadu jej wzrok był utkwiony w ekranie. Michał spojrzał na mnie z wyrzutem, a ona tylko wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się pod nosem. Wtedy po raz pierwszy poczułam, że coś jest nie tak. To nie była kwestia wieku – Zuzia miała już 24 lata – ale jej zachowanie przypominało mi raczej zbuntowaną nastolatkę niż młodą matkę.

Od tamtej pory minęły dwa lata. W tym czasie na świat przyszła moja wnuczka, Hania. Myślałam, że macierzyństwo zmieni Zuzię, że poczuje odpowiedzialność i zrozumie, jak ważna jest rola matki. Niestety, rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Zuzia coraz częściej zostawiała Hanię pod moją opieką, tłumacząc się zmęczeniem albo koniecznością „odpoczynku”. Często widziałam ją na Instagramie – zdjęcia z kawiarni, relacje z zakupów, spotkania z koleżankami. A Hania? Czekała na nią w domu albo u mnie, tęskniąc za matką.

Michał wydawał się tego nie zauważać. – Mamo, daj Zuzi trochę luzu. Każdy potrzebuje chwili dla siebie – powtarzał. Ale czy chwila dla siebie to codzienne wyjścia i godziny spędzone w telefonie? Próbowałam z nim rozmawiać, tłumaczyć, że dziecko potrzebuje matki, że Hania powinna czuć się kochana i bezpieczna. On tylko wzdychał i mówił: – Ty zawsze wszystko wiesz najlepiej.

Pewnego dnia odebrałam telefon od sąsiadki. – Pani Aniu, widziałam Zuzię w galerii handlowej z koleżankami. Hania płakała u pani w domu przez dwie godziny. Wszystko w porządku? – zapytała z troską. Poczułam wstyd i bezsilność. Czy to ja powinnam wychowywać wnuczkę? Czy powinnam udawać, że nic się nie dzieje?

Wieczorem usiadłam z Michałem i Zuzią przy stole. – Musimy porozmawiać – zaczęłam stanowczo. – Zuzia, jesteś matką. Twoja córka cię potrzebuje. Nie możesz ciągle uciekać od obowiązków.

Zuzia spojrzała na mnie z wyrzutem. – Pani Aniu, ja też mam prawo do życia! Nie chcę być zamknięta w domu jak pani! Chcę się rozwijać, spotykać z ludźmi! – krzyknęła.

Michał próbował ją bronić: – Mamo, nie rozumiesz młodych kobiet. Dziś świat wygląda inaczej.

– Ale dziecko potrzebuje matki! – nie wytrzymałam. – Ja też miałam marzenia i plany, ale kiedy urodziłeś się ty i twoja siostra, wiedziałam, że muszę być przede wszystkim matką.

Wtedy Zuzia rozpłakała się i wybiegła z kuchni. Michał spojrzał na mnie z wyrzutem: – To twoja wina. Ona czuje się osaczona.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Zuzia unikała mnie, a Michał coraz częściej nocował u nich w mieszkaniu. Hania była smutna i wycofana. Próbowałam do niej mówić: – Kochanie, mama cię kocha, tylko czasem nie wie jak to okazać.

Któregoś dnia Zuzia przyszła po Hanię wcześniej niż zwykle. Była blada i zapuchnięta od płaczu. Usiadła naprzeciwko mnie i powiedziała cicho:

– Pani Aniu… Ja nie wiem, czy ja się nadaję na matkę. Wszystko mnie przerasta. Michał ciągle pracuje, ja jestem sama z Hanią całymi dniami… Czasem mam ochotę uciec i już nie wracać.

Zaskoczyła mnie szczerością. Zobaczyłam w niej zagubioną dziewczynę, która nigdy nie nauczyła się odpowiedzialności, bo nikt jej tego nie pokazał. Jej własna matka wyjechała za granicę, gdy Zuzia miała 10 lat; ojciec pił i znikał na całe tygodnie.

– Zuzia… Ja też byłam kiedyś młoda i zagubiona – powiedziałam łagodnie. – Ale musisz spróbować być dla Hani taką matką, jakiej sama nie miałaś.

Zuzia popatrzyła na mnie ze łzami w oczach:

– Proszę mi pomóc…

Od tego dnia zaczęłyśmy rozmawiać inaczej. Pokazywałam jej, jak radzić sobie z codziennością: jak planować dzień z dzieckiem, jak znaleźć czas dla siebie bez zaniedbywania Hani. Były wzloty i upadki – czasem Zuzia znów zamykała się w sobie albo uciekała do telefonu. Ale powoli zaczynała rozumieć swoją rolę.

Michał długo nie mógł pogodzić się ze zmianami w naszym domu. Czuł się odsunięty na bok, miał pretensje do mnie i do Zuzi. Ale kiedy zobaczył, jak Hania przytula się do mamy i śmieje się razem z nią podczas zabawy w parku, coś w nim pękło.

– Może rzeczywiście za mało rozmawialiśmy o tym wszystkim… – przyznał pewnego wieczoru.

Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko obowiązki i poświęcenie, ale też rozmowa i wsparcie. Może gdybym wcześniej spróbowała zrozumieć Zuzię zamiast ją oceniać, wszystko potoczyłoby się inaczej?

Czy naprawdę można nauczyć kogoś odpowiedzialności? A może każda z nas musi sama odnaleźć swoją drogę do bycia matką?