„W wieku 67 lat, samotność: Moja prośba o zamieszkanie z dziećmi, odrzucona”
W wieku 67 lat, Halina odczuwa przytłaczającą ciszę swojego małego mieszkania. Kiedyś wypełnione śmiechem jej dzieci, Bartka, Jakuba i Kasi, teraz rozbrzmiewa tylko tykaniem zegara i sporadycznymi skrzypieniami oraz stękami starzejącego się budynku. Mieszkając w tętniącym życiem mieście jak Warszawa, można by pomyśleć, że samotność jest niemożliwa wśród milionów dusz, które zapełniają ulice. Jednak dla Haliny ogromna liczba twarzy tylko pogłębia jej izolację, ponieważ są to twarze obcych — ani jednego znajomego uśmiechu czy skinienia głową.
Halina zawsze była niezależna, co uważała za swoją zaletę. Ale z biegiem lat schody do jej mieszkania wydawały się coraz stromsze, zimy surowsze, a cisza bardziej przytłaczająca. Jej mąż, Janek, zmarł pięć lat temu, zostawiając ją samą sobie. Bardzo za nim tęskniła, nie tylko za jego towarzystwem, ale także za poczuciem bezpieczeństwa i miłości, które jej dawał.
Pewnego chłodnego październikowego wieczoru, gdy Halina siedziała owinięta szalem przy oknie, obserwowała rodziny wracające do domów w swojej okolicy. Młodzi wyprzedzali, rodzice szli krok za nimi z zmęczonymi, ale zadowolonymi uśmiechami. Wtedy zdała sobie sprawę, jak bardzo pragnie znów być częścią rodziny. Następnego dnia zadzwoniła do swoich dzieci z prostą prośbą: chciała zamieszkać z jednym z nich.
Bartek, najstarszy, mieszkał w modnej części miasta ze swoją żoną, Adrianą. Słuchał cicho, gdy Halina opowiadała o swojej samotności i strachu przed starością w samotności. „Mamo, Adriana i ja mamy pełne ręce roboty z nowym dzieckiem, a moja praca jest tak wymagająca jak nigdy dotąd. Po prostu nie mamy miejsca ani czasu, aby zapewnić Ci opiekę,” delikatnie odmówił.
Mając nadzieję na lepszą odpowiedź, Halina zwróciła się do Jakuba, swojego środkowego dziecka. Jakub zawsze był jej powiernikiem, tym, który rozumiał ją bez słów. Jednak nawet Jakub miał powody, by odmówić. „Mamo, Sara i ja prawie nie jesteśmy w domu. Dużo podróżujemy w pracy, a dzieci mają ustalone rutyny. Nie byłoby to fair wobec Ciebie, gdybyś też była sama w naszym domu,” wyjaśnił, jego głos był pełen żalu.
W końcu zadzwoniła do Kasi, swojej najmłodszej, która mieszkała najbliżej. Głos Kasi był pełen współczucia, ale stanowczy. „Mamo, wiesz, że Cię kocham, ale Kevin i ja dopiero zaczynamy. Nasze mieszkanie jest za małe, a nasza sytuacja finansowa zbyt niepewna. Może za kilka lat będziemy mogli wrócić do tej rozmowy.”
Z każdą odmową Halina czuła narastającą rozpacz. Rozumiała ich powody — wszyscy mieli swoje życia, rodziny, kariery. Jednak gdzie ona się wpasowuje w te dobrze zorganizowane życia? Czy nie było dla niej miejsca, małej przestrzeni, gdzie mogłaby się czuć potrzebna i opiekowana?
Gdy zbliżała się zima, dni stawały się krótsze, a noce dłuższe. Halina coraz bardziej zamykała się w sobie, telewizor był jej jedynym towarzyszem, mówiącym do niej w kakofonii dźwięków, ale nic nie mówiącym. Tęskniła za ludzkim dotykiem, ciepłem wspólnego posiłku, pocieszającą obecnością innego żyjącego istnienia.
Historia Haliny nie jest unikalna w mieście, które nigdy nie śpi. Wiele starszych osób znajduje się w zmierzchu swojego życia w samotności, otoczone morzem ludzi, którzy są zbyt zajęci własnym życiem, aby zauważyć. Halina nadal mieszka w swoim mieszkaniu, trzymając się nadziei, że być może, być może przyszły rok będzie inny.