Sylwestrowy Dylemat: Czy Można Być Szczęśliwym Razem, Nie Rezygnując z Siebie?
– Znowu będziesz siedzieć w domu? – głos Michała odbił się echem w kuchni, gdzie właśnie nalewałam sobie herbaty. Zegar wskazywał 19:30, a za oknem rozbłyskiwały już pierwsze fajerwerki. Sylwester. Dla niego – święto życia, dla mnie – dzień, który od lat przypominał mi, jak bardzo się różnimy.
– Michał, ja po prostu nie mam ochoty na tłum ludzi. Chciałam spędzić ten wieczór z tobą… spokojnie, tylko my – odpowiedziałam cicho, czując jak ściska mnie w gardle.
– Ale wszyscy będą! Tomek z Anką, nawet twoja siostra z Piotrem. Nie rozumiem, dlaczego zawsze musisz wszystko komplikować – westchnął, rzucając kluczami na stół.
Patrzyłam na niego i widziałam w oczach rozczarowanie. Może nawet żal. Przez chwilę miałam ochotę po prostu się zgodzić, założyć tę nieszczęsną sukienkę i udawać, że wszystko jest w porządku. Ale coś we mnie pękło. Może to przez te wszystkie lata kompromisów, które zawsze kończyły się moim ustępstwem.
Przypomniałam sobie naszą pierwszą wspólną noc sylwestrową. Byliśmy wtedy jeszcze studentami. Michał zabrał mnie na rynek w Krakowie, gdzie tańczyliśmy do rana, śmiejąc się i marząc o przyszłości. Wtedy wydawało mi się, że będziemy zawsze razem, niezależnie od wszystkiego. Ale życie okazało się bardziej skomplikowane.
– Nie komplikuję. Po prostu… nie chcę się zmuszać do czegoś, co mnie męczy – powiedziałam w końcu, próbując nie podnieść głosu.
Michał spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– To co mam powiedzieć wszystkim? Że moja żona woli siedzieć sama w domu niż bawić się z przyjaciółmi?
Zabolało. Jakby cała moja wartość sprowadzała się do tego, jak wyglądam w oczach innych. Przecież wiedział, że od kilku miesięcy czuję się wypalona, zmęczona pracą i codziennością. Że potrzebuję ciszy bardziej niż kiedykolwiek.
Usiadłam przy stole i przez chwilę milczeliśmy. W tle grało radio – ktoś śpiewał o nowym początku. Ironia losu.
– Może powinniśmy spędzić ten wieczór osobno – powiedziałam nagle, sama nie wierząc w to, co mówię.
Michał spojrzał na mnie tak, jakby pierwszy raz mnie widział.
– Chcesz być sama w Sylwestra?
– Chcę być sobą – odpowiedziałam cicho.
Wyszedł bez słowa. Trzasnęły drzwi. Zostałam sama z herbatą i ciszą, która nagle stała się ciężka jak ołów.
Przez kolejne godziny siedziałam na kanapie, patrząc na zdjęcia z poprzednich lat. Uśmiechnięci my na tle choinki, my na nartach w Zakopanem, my z naszym synem Kubą na pierwszym balu karnawałowym w przedszkolu. Gdzieś po drodze zgubiliśmy siebie nawzajem.
Telefon zadzwonił po raz pierwszy tuż przed północą. To była mama.
– Córeczko, wszystko w porządku?
Chciałam odpowiedzieć „tak”, ale głos ugrzązł mi w gardle.
– Tak, mamo… Po prostu potrzebuję trochę spokoju.
Mama milczała przez chwilę.
– Pamiętaj, że czasem trzeba zawalczyć o siebie. Nawet jeśli to boli.
Po rozmowie długo patrzyłam przez okno na rozświetlone niebo. Fajerwerki wybuchały jeden po drugim, a ja czułam się coraz bardziej samotna. Ale też… wolna? Może pierwszy raz od dawna miałam odwagę postawić siebie na pierwszym miejscu.
O północy napisałam Michałowi wiadomość: „Szczęśliwego Nowego Roku. Mam nadzieję, że bawisz się dobrze.” Nie odpisał od razu. Dopiero po godzinie dostałam krótkie: „Dzięki. Pogadamy jutro.”
Nie spałam tej nocy prawie wcale. W głowie kłębiły mi się pytania: czy to już koniec? Czy można być razem i nie rezygnować z siebie? Czy kompromis zawsze musi oznaczać poświęcenie?
Rano Michał wrócił do domu. Pachniał alkoholem i papierosami. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole.
– Przepraszam – powiedział cicho. – Nie rozumiem cię ostatnio. Ale chyba nigdy nie próbowałem naprawdę zrozumieć.
Patrzyłam na niego długo. Widziałam zmęczenie i smutek. I może… cień nadziei?
– Ja też przepraszam – odpowiedziałam. – Chyba za długo udawałam, że wszystko jest dobrze.
Siedzieliśmy tak przez chwilę w milczeniu. Potem Michał wyciągnął rękę przez stół i dotknął mojej dłoni.
– Może spróbujemy jeszcze raz? Ale tym razem… naprawdę siebie posłuchamy?
Poczułam łzy pod powiekami. Może to był początek czegoś nowego? Może właśnie tak wygląda prawdziwa bliskość – kiedy można być sobą obok drugiego człowieka?
Patrzę dziś na Michała i zastanawiam się: ile razy jeszcze będziemy musieli wybierać między sobą a byciem razem? Czy można kochać kogoś bez rezygnowania z własnych pragnień? Jak wy to widzicie?