Odebrałam prezent, który dałam mężowi na naszą rocznicę. Czy miałam do tego prawo?

– Naprawdę myślisz, że to wystarczy? – zapytał Marek, patrząc na kopertę, którą mu wręczyłam. Był wieczór naszej dziesiątej rocznicy ślubu. Siedzieliśmy przy stole w kuchni, a dzieci już spały. W powietrzu unosił się zapach świeżo upieczonego sernika i świec, które zapaliłam, żeby dodać temu wieczorowi odrobinę magii. Włożyłam do koperty pięć tysięcy złotych – oszczędności, które zbierałam przez kilka miesięcy, odkładając z każdej wypłaty. Chciałam, żeby Marek poczuł się doceniony, żeby wiedział, że wierzę w jego marzenia o własnej firmie.

Ale jego reakcja była inna, niż się spodziewałam. Zamiast wdzięczności zobaczyłam w jego oczach rozczarowanie. – Myślałem, że będzie coś więcej… – mruknął pod nosem, nawet nie patrząc mi w oczy.

Zamarłam. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież to był gest z serca! Przez lata to ja dźwigałam na barkach większość domowych wydatków, bo Marek miał trudności ze znalezieniem stałej pracy. Zawsze go wspierałam, tłumaczyłam dzieciom, że tata się stara, że kiedyś będzie lepiej. A teraz…

– Marek, to wszystko, co mogłam odłożyć – powiedziałam cicho. – Chciałam ci pokazać, że wierzę w ciebie.

Wzruszył ramionami i schował kopertę do kieszeni. – Dzięki – rzucił chłodno i wyszedł na balkon zapalić papierosa.

Siedziałam przy stole i czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przez głowę przelatywały mi obrazy z ostatnich lat: jego niekończące się obietnice o zmianie pracy, wieczne narzekania na szefa, wieczory spędzone przed komputerem z piwem w ręku. A ja? Ja zawsze byłam ta silna, ta odpowiedzialna.

Następnego dnia wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. W domu panowała cisza. Weszłam do sypialni i zobaczyłam Marka rozmawiającego przez telefon. Nie zauważył mnie od razu.

– Tak, dostałem kasę od niej… Tak, wiem… Spokojnie, oddam ci połowę jak się spotkamy…

Zamarłam w progu. Poczułam, jak coś we mnie pęka. Czy on właśnie rozmawia z kimś o moim prezencie? O pieniądzach, które miały być dla niego wsparciem?

– Marek! – przerwałam mu ostro.

Odwrócił się gwałtownie i zbladł. – To nie tak jak myślisz…

– Naprawdę? To jak? – głos mi drżał ze złości i rozczarowania.

Próbował się tłumaczyć, ale każde jego słowo tylko pogarszało sprawę. Okazało się, że miał długi u kolegi z pracy – hazardowe długi, o których nigdy mi nie powiedział. Mój prezent miał być ratunkiem nie dla jego marzeń, ale dla jego kłamstw.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół naszego małżeństwa. Ile jeszcze przede mną ukrywał? Ile razy pozwoliłam mu wierzyć, że wszystko jest w porządku?

Rano podjęłam decyzję. Zanim Marek zdążył wyjść z domu, stanęłam przed nim z wyciągniętą ręką.

– Oddaj mi tę kopertę.

Spojrzał na mnie zdziwiony i przestraszony jednocześnie.

– Co ty robisz?

– Odebrałam ci ten prezent. Nie zasłużyłeś na niego. Nie będę finansować twoich kłamstw.

Próbował protestować, ale byłam nieugięta. W końcu oddał mi kopertę i wyszedł trzaskając drzwiami.

Dzieci pytały później, dlaczego tata jest taki smutny i czemu nie ma go w domu wieczorem. Nie umiałam im odpowiedzieć bez łez w oczach.

Wkrótce zaczęły się rodzinne awantury. Teściowa zadzwoniła z pretensjami: – Jak mogłaś odebrać mu prezent? Przecież to upokarzające!

Moja mama była po mojej stronie: – Dobrze zrobiłaś. Musi dorosnąć.

Przyjaciele podzielili się na dwa obozy: jedni uważali, że miałam prawo odebrać prezent komuś, kto mnie oszukał; inni twierdzili, że to dziecinne i powinnam była przewidzieć konsekwencje.

A ja? Czułam się rozdarta między poczuciem winy a ulgą. Po raz pierwszy od lat postawiłam siebie na pierwszym miejscu.

Wieczorem usiadłam sama przy kuchennym stole z tą samą kopertą w ręku. Zastanawiałam się: czy naprawdę można cofnąć gest serca? Czy to ja jestem winna temu wszystkiemu?

Patrząc na swoje odbicie w oknie pomyślałam: „Czy jeśli ktoś nas zawodzi raz za razem, mamy obowiązek dalej go wspierać? A może czasem trzeba odebrać prezent – nawet jeśli boli?”