Między ciszą a burzą: Opowieść o rozmowie, która zmienia wszystko

Dzisiaj czekała mnie trudna rozmowa. Za oknem migały światła samochodów, przechodzący ludzie spieszyli się do swoich spraw, a ja zostałam sama ze swoimi myślami. Mimo że na zewnątrz nic nie zdradzało mojego stanu, w środku czułam się przygnębiona. Myślałam o Igorze. Nasz związek trwał już kilka lat i wydawało się, że wszystko układa się idealnie. Moi rodzice go uwielbiali, przyjaciółki zazdrościły mi jego czułości i poczucia humoru. Ale od kilku tygodni coś się zmieniło.

Wszystko zaczęło się od tej jednej wiadomości, którą przypadkiem zobaczyłam na jego telefonie. „Tęsknię za tobą” – napisała do niego jakaś Marta. Zamarłam. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko koleżanka z pracy, ale intuicja podpowiadała mi coś innego. Przez kilka dni chodziłam jak struta, próbując zebrać się na odwagę, by zapytać Igora wprost. Ale za każdym razem, gdy patrzył na mnie swoimi ciepłymi oczami i pytał, czy wszystko w porządku, nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa.

Dzisiaj jednak nie miałam już wyjścia. Musiałam wiedzieć. Musiałam usłyszeć prawdę, nawet jeśli miała mnie zaboleć. Siedziałam na kanapie w naszym małym mieszkaniu na Mokotowie i słuchałam tykania zegara. Każda sekunda wydawała się wiecznością. W końcu usłyszałam klucz w zamku. Igor wszedł do środka, rzucił torbę na podłogę i uśmiechnął się do mnie lekko zmęczony.

– Cześć, kochanie – powiedział, podchodząc i całując mnie w czoło.

Odsunęłam się delikatnie. Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam cicho, ale stanowczo.

Usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę milczeliśmy. W końcu zebrałam się na odwagę.

– Kim jest Marta?

Zobaczyłam, jak jego twarz blednie. Przez chwilę miałam nadzieję, że powie mi coś, co wszystko wyjaśni, że to tylko głupi żart albo nieporozumienie. Ale on spuścił wzrok.

– To… ktoś z pracy – zaczął niepewnie.

– Igor, proszę cię. Nie kłam mi – przerwałam mu drżącym głosem.

Wtedy wszystko się posypało. Przyznał się do zdrady. Powiedział, że to był tylko jeden raz, że żałuje, że nie wie, co go podkusiło. Słuchałam go jak przez mgłę. Każde jego słowo wbijało się we mnie jak nóż. Próbował mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie.

– Jak mogłeś? – wyszeptałam przez łzy.

Nie odpowiedział. Siedzieliśmy w ciszy, która była gorsza niż najgłośniejsza kłótnia.

Wtedy przypomniały mi się słowa mojej mamy sprzed lat: „Nie ufaj nikomu bezgranicznie, nawet jeśli wydaje ci się, że znasz go na wylot”. Moja mama wiedziała coś o zdradzie – mój ojciec zostawił nas dla innej kobiety, kiedy miałam dziesięć lat. Przez lata obiecywałam sobie, że nigdy nie pozwolę, by ktoś mnie tak zranił. A jednak historia zatoczyła koło.

Po wyjściu Igora długo siedziałam sama w ciemności. Telefon dzwonił raz po raz – to on próbował się dodzwonić, potem moja przyjaciółka Kasia, która pewnie już wiedziała, że coś jest nie tak. Nie odbierałam. W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do mamy.

– Mamo… Igor mnie zdradził – powiedziałam przez łzy.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Wiedziałam – powiedziała w końcu cicho. – Widziałam ostatnio jego spojrzenie… Tak samo patrzył twój ojciec przed odejściem.

Zrobiło mi się niedobrze. Czy naprawdę jestem skazana na powtarzanie błędów moich rodziców? Czy nie zasługuję na szczęście?

Następne dni były jak koszmar na jawie. Igor pisał do mnie codziennie, błagał o wybaczenie, przynosił kwiaty pod drzwi mieszkania. Kasia próbowała mnie wyciągnąć na kawę, ale nie miałam siły rozmawiać z nikim. W pracy ledwo dawałam sobie radę – szefowa patrzyła na mnie z troską i raz nawet zapytała, czy wszystko u mnie w porządku.

W końcu postanowiłam spotkać się z Igorem jeszcze raz. Chciałam usłyszeć od niego wszystko – bez kłamstw i półprawd.

Spotkaliśmy się w małej kawiarni na Powiślu. Przyszedł wcześniej i czekał na mnie przy oknie.

– Przepraszam – powiedział od razu, gdy usiadłam naprzeciwko niego. – Wiem, że zawiodłem twoje zaufanie i nie zasługuję na drugą szansę… Ale kocham cię i zrobię wszystko, żeby to naprawić.

Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Widziałam łzy w jego oczach i pierwszy raz poczułam współczucie zamiast gniewu.

– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam cicho.

Wzruszył ramionami bezradnie.

– Sam nie wiem… Byłem głupi. Bałem się rutyny, bałem się, że cię stracę… A przez to właśnie cię straciłem.

Wyszłam z kawiarni bez słowa pożegnania. Wiedziałam już, że nie potrafię mu wybaczyć – przynajmniej nie teraz. Może kiedyś… Może gdy ból przestanie być tak ostry.

Wieczorem siedziałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Myślałam o mamie i o tym, jak długo dochodziła do siebie po zdradzie ojca. Myślałam o sobie sprzed kilku lat – pełnej marzeń i wiary w ludzi dziewczynie z małego miasta pod Warszawą.

Czy można jeszcze komuś zaufać? Czy warto próbować budować coś od nowa po takim upadku? Może czasem trzeba pozwolić sobie na słabość i dać sobie czas na leczenie ran…