„Gdzie się podziały wszystkie burgery?” Marek burknął z niedowierzaniem
Marek stał przy grillu, patrząc na skwierczące kiełbaski z mieszanką niedowierzania i frustracji. „Gdzie się podziały wszystkie burgery?” burknął, szturchając kiełbasy łopatką. Letnie słońce zachodziło, rzucając ciepły blask na ich ogród, ale nastrój Marka był daleki od słonecznego.
Sara, jego żona od trzydziestu lat, nakrywała do stołu piknikowego nieopodal. Spojrzała na niego, jej wyraz twarzy był mieszanką dezorientacji i lekkiej irytacji. „Pomyślałam, że spróbujemy czegoś innego dzisiaj,” odpowiedziała, układając talerze i sztućce z dokładnością.
„Innego?” Marek powtórzył, jego głos lekko się podniósł. „Zawsze mieliśmy burgery. To tradycja.”
Sara westchnęła, odgarniając kosmyk włosów z twarzy. „Marku, to tylko jedzenie. Poza tym, jesteśmy teraz tylko we dwoje. Możemy próbować nowych rzeczy.”
Marek odwrócił się z powrotem do grilla, jego myśli powędrowały do wspomnień rodzinnych grillów, kiedy Emilia i Jakub wciąż mieszkali w domu. Ogród był pełen śmiechu i rozmów, powietrze przesycone zapachem grillowanych burgerów i dźwiękiem bawiących się dzieci. Teraz wydawał się pusty, a cisza niemal ogłuszająca.
„Może to jest problem,” Marek mruknął pod nosem.
„Co powiedziałeś?” zapytała Sara, jej ton był ostry.
„Nic,” Marek odpowiedział szybko, choć jego myśli pędziły. Nie mógł pozbyć się uczucia, że wszystko zmienia się zbyt szybko. Najpierw Emilia wyjechała do Warszawy za wymarzoną pracą, potem Jakub wyjechał na studia do Krakowa. Teraz nawet ich proste tradycje wymykały się z rąk.
Kiedy usiedli do jedzenia, rozmowa była sztywna i niezręczna. Marek dłubał w swojej kiełbasce, tęskniąc za znajomym smakiem burgera. Sara próbowała wciągnąć go w rozmowę o swoim nowym klubie książki i ostatnich wakacjach sąsiadów, ale odpowiedzi Marka były krótkie i rozproszone.
„Czy coś cię trapi?” zapytała w końcu Sara, jej głos był delikatny, ale dociekliwy.
Marek zawahał się, niepewny jak wyrazić chaos emocji kłębiących się w jego wnętrzu. „Po prostu tęsknię za tym, jak było kiedyś,” przyznał w końcu. „Wszystko się zmienia i czuję, że tracę kontakt z… nami.”
Sara patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, jej oczy złagodniały. „Też za tym tęsknię,” wyznała. „Ale nie możemy trzymać się przeszłości na zawsze. Musimy znaleźć nowe sposoby nawiązania więzi.”
Marek kiwnął powoli głową, choć nie był całkowicie przekonany. Prawda była taka, że czuł się zagubiony bez kotwicy ich rodzinnych rutyn. Dom wydawał się zbyt duży, zbyt cichy bez śmiechu Emilii czy muzyki Jakuba dudniącej z jego pokoju.
Kiedy w milczeniu sprzątali stół, Marek zdał sobie sprawę, że nie chodziło tylko o burgery czy kiełbaski. Chodziło o znalezienie nowego rytmu w ich życiu, takiego, który nie kręciłby się wokół dzieci. Ale gdy patrzył na Sarę myjącą naczynia z odległym spojrzeniem w oczach, zastanawiał się, czy są gotowi na to wyzwanie.
Wieczór zakończył się bez rozwiązania, oboje wycofali się do oddzielnych kątów domu. Marek usiadł w swoim fotelu, patrząc na ciemniejący ogród, czując się bardziej samotny niż kiedykolwiek. Kiełbaski zostały zjedzone, ale poczucie straty pozostało jak nieproszony gość.