Ciężar winy: Moja matka, mój brat i moja ucieczka z domu

— Dlaczego znowu siedzisz w swoim pokoju, jakbyś nie widział, co się dzieje?! — głos mamy przeszył ciszę jak nóż. Stała w drzwiach, z oczami pełnymi gniewu i rozczarowania. W dłoniach ściskała szklankę, tak mocno, że aż bielały jej knykcie. — Twój brat znowu miał atak, a ty nawet nie ruszyłeś się z miejsca! Czy ty w ogóle masz serce?

Zamarłem. Zawsze wtedy zamierałem. Miałem osiemnaście lat, a czułem się jak dziecko, które nie potrafi się obronić. Siedziałem na łóżku, patrząc na swoje dłonie, które drżały. W pokoju obok leżał mój młodszy brat, Michał. Od dwóch lat chorował na epilepsję. Każdy atak był dla nas wszystkich jak trzęsienie ziemi — nigdy nie wiedzieliśmy, kiedy nadejdzie i jak bardzo wszystko zniszczy.

Ale mama… Mama zawsze patrzyła na mnie tak, jakbym to ja był winny. Jakbym mógł coś zrobić, żeby Michał był zdrowy. Jakbym był odpowiedzialny za każdy jego upadek, każdą łzę.

— Gdybyś był lepszym bratem… — zaczęła znowu, a ja poczułem, jak w gardle rośnie mi gula. — Gdybyś nie był taki samolubny! Ja nie mogę być wszędzie naraz! Ty jesteś starszy!

Chciałem krzyknąć: „Mamo, ja też się boję! Ja też nie wiem, co robić!” Ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego tylko skinąłem głową i wyszedłem z pokoju. Przeszedłem obok niej, czując jej spojrzenie na plecach jak ciężar.

To nie był pierwszy raz. Odkąd Michał zachorował, wszystko się zmieniło. Nasz dom w Poznaniu stał się miejscem pełnym napięcia i cichych pretensji. Tata coraz częściej wracał późno z pracy albo wcale nie wracał na noc. Mama była wiecznie zmęczona i rozdrażniona. A ja… Ja byłem niewidzialny. Albo raczej byłem widzialny tylko wtedy, gdy trzeba było na kogoś zrzucić winę.

Pamiętam jedną noc szczególnie wyraźnie. Michał dostał ataku o drugiej nad ranem. Obudziły mnie jego krzyki i tupot stóp mamy na korytarzu. Wybiegłem z pokoju i zobaczyłem ją klęczącą przy nim na podłodze. Próbowała go uspokoić, a ja stałem bezradnie obok.

— Pomóż mi! — wrzasnęła na mnie. — Na co czekasz?!

Nie wiedziałem, co robić. Bałem się go dotknąć, bałem się zrobić coś źle. W końcu zadzwoniłem po pogotowie.

Po wszystkim mama spojrzała na mnie z takim wyrzutem, że miałem ochotę zniknąć.

— Ty naprawdę nic nie potrafisz — powiedziała cicho.

Od tamtej pory coraz częściej zamykałem się w swoim pokoju. Uciekałem w muzykę i książki, próbując zapomnieć o tym, co działo się za ścianą. Ale nie dało się zapomnieć.

W szkole też nie było łatwo. Koledzy pytali, czemu jestem taki zamknięty w sobie, czemu nigdy nie wychodzę z nimi po lekcjach. Nie umiałem im powiedzieć prawdy. Wstydziłem się tego, co działo się w domu.

Pewnego dnia po powrocie ze szkoły zobaczyłem mamę siedzącą przy kuchennym stole z głową opartą na rękach. Płakała cicho.

— Mamo? — zapytałem niepewnie.

Podniosła głowę i spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.

— Ja już nie daję rady… — wyszeptała. — Michał… ty… tata… Wszystko się sypie.

Chciałem ją przytulić, powiedzieć coś pocieszającego, ale nie umiałem. Czułem tylko narastającą w środku złość i bezsilność.

Wieczorem usłyszałem ich kłótnię z tatą. Krzyczeli na siebie tak głośno, że nawet Michał schował się pod kołdrą ze strachu. Tata zarzucał mamie, że jest za ostra dla mnie; mama wykrzykiwała, że on nigdy jej nie pomaga.

Wtedy po raz pierwszy pomyślałem o ucieczce.

Przez kolejne tygodnie planowałem wszystko w tajemnicy. Zbierałem pieniądze z kieszonkowego, szukałem pracy dorywczej po szkole. Wiedziałem tylko jedno: muszę stąd odejść, zanim całkiem się rozpadnę.

Ostatnia kłótnia była najgorsza.

— Jesteś bezużyteczny! — wrzasnęła mama, kiedy zapomniałem kupić leki dla Michała. — Nie zasługujesz na to, żeby być moim synem!

To były słowa, których nigdy nie zapomnę.

Tej nocy spakowałem plecak i wyszedłem z domu. Nie obejrzałem się za siebie.

Przez kilka miesięcy mieszkałem u kolegi z klasy, Tomka. Jego rodzice przyjęli mnie bez pytań. Pomagali mi znaleźć pracę w kawiarni i wynająć mały pokój na Jeżycach. Po raz pierwszy od dawna poczułem się wolny… ale też samotny jak nigdy wcześniej.

Mama próbowała dzwonić i pisać do mnie setki razy. Blokowałem jej numer, bo każde powiadomienie wywoływało we mnie panikę i ból. Czułem się winny — za Michała, za mamę, za to, że uciekłem.

Czasami śni mi się nasz dom: mama płacze przy stole, Michał leży bezradny na podłodze, a ja stoję w drzwiach i nie mogę się ruszyć.

Minął rok odkąd uciekłem. Michał podobno czuje się lepiej; tata odszedł od mamy kilka miesięcy temu. Ja studiuję psychologię i próbuję poukładać sobie życie na nowo.

Ale pytania wracają: Czy mogłem zrobić więcej? Czy byłem złym synem? Czy naprawdę jestem winny temu wszystkiemu?

Czasami myślę o powrocie do domu i rozmowie z mamą… Ale czy ona kiedykolwiek mnie wysłucha? Czy kiedykolwiek wybaczę sam sobie?

Może każdy z nas nosi swój ciężar winy inaczej? Może czasem trzeba odejść, żeby móc wrócić silniejszym? Co wy byście zrobili na moim miejscu?