Moja córka twierdzi, że jestem złą matką, bo nie mam pieniędzy – czy naprawdę zawiodłam Julię?
– Mamo, nie rozumiesz, jak ciężko jest teraz żyć! – Julia rzuciła torbę na podłogę i spojrzała na mnie z wyrzutem. Jej głos drżał od emocji, a ja poczułam znajome ukłucie w sercu. Siedziałam przy kuchennym stole, z kubkiem herbaty w dłoniach, i próbowałam zebrać myśli.
– Julka, wiem, że nie jest łatwo… – zaczęłam ostrożnie, ale ona już mi przerwała.
– Wiesz? Naprawdę wiesz? Bo jakoś tego nie widzę! Mama Pawła co chwilę daje nam pieniądze, kupuje rzeczy dla Antosia, a ty? Nawet nie zapytałaś, czy potrzebujemy czegoś na zimę!
Zamilkłam. Przez chwilę słyszałam tylko tykanie zegara i szum samochodów za oknem. Próbowałam znaleźć słowa, które nie zranią jej jeszcze bardziej. Ale czy w ogóle takie istnieją?
Zawsze marzyłam o dziecku. Przez lata leczyłam się, próbowałam wszystkiego. Gdy w końcu zaszłam w ciążę w wieku 45 lat, świat wywrócił się do góry nogami. Byłam szczęśliwa – nawet jeśli ludzie patrzyli na mnie z politowaniem albo szeptali za plecami: „Stara matka”. Mąż odszedł, gdy Julia miała trzy lata. Zostałyśmy same. Pracowałam jako nauczycielka polskiego w podstawówce, ledwo wiążąc koniec z końcem. Nie było luksusów – ale zawsze starałam się dać Julii wszystko, co mogłam: ciepło, wsparcie, rozmowę.
Teraz siedzę naprzeciwko dorosłej kobiety – mojej córki – i czuję się jak ktoś zupełnie obcy.
– Julka… – zaczynam cicho. – Wiesz dobrze, że mam tylko emeryturę. Staram się pomagać jak mogę. Gotuję obiady dla was, zabieram Antosia na spacery, żebyście mogli odpocząć…
– To nie to samo! – przerywa mi ostro. – Ty tego nie rozumiesz. Pawła rodzice dali nam pieniądze na wkład własny do mieszkania. Kupili nowy wózek dla Antosia. A ty? Nawet nie masz oszczędności!
Czuję, jak łzy napływają mi do oczu. Wstydzę się ich – nie chcę pokazać Julii swojej słabości. Przecież zawsze byłam silna. Dla niej.
– Julia… Ja naprawdę nie mam z czego… – mówię drżącym głosem.
– To po co w ogóle byłaś matką? – rzuca nagle i natychmiast widzę w jej oczach cień żalu za te słowa. Ale już za późno.
Wstaję od stołu i wychodzę do drugiego pokoju. Zamykam drzwi i opieram się o ścianę. Oddycham ciężko. W głowie kłębią mi się wspomnienia: pierwsze kroki Julii, jej śmiech na placu zabaw, wieczorne czytanie bajek… Wszystko to wydaje się teraz takie odległe i nieważne wobec pieniędzy.
Wieczorem leżę w łóżku i nie mogę zasnąć. Przewracam się z boku na bok, analizując każde słowo naszej rozmowy. Czy naprawdę zawiodłam Julię? Czy bycie matką sprowadza się tylko do przelewów na konto i drogich prezentów?
Następnego dnia próbuję z nią porozmawiać. Dzwonię kilka razy – nie odbiera. Piszę wiadomość: „Julka, przepraszam, jeśli cię zawiodłam. Kocham cię bardzo.” Odpowiedź przychodzi dopiero wieczorem: „Nie rozumiesz mnie.”
Czuję się coraz bardziej samotna. Sąsiadka Zosia wpada na herbatę i widzi moją minę.
– Co się stało?
Opowiadam jej wszystko. Zosia kiwa głową.
– Teraz młodzi mają inne priorytety. Wszystko musi być nowe, modne… Ale serca im brakuje. Ty dałaś Julii tyle miłości! Nie pozwól sobie wmówić, że jesteś złą matką.
Chciałabym jej uwierzyć. Ale kiedy Julia przychodzi po Antosia kilka dni później, jest chłodna i zdystansowana.
– Mamo, musimy ustalić zasady – mówi sztywno. – Jeśli nie możesz nam pomagać finansowo, to przynajmniej nie oczekuj wdzięczności za drobiazgi.
Patrzę na nią i widzę w niej siebie sprzed lat – upartą, dumną, przekonaną o swojej racji. Ale ja nigdy nie miałam nikogo do pomocy. Moja mama zmarła wcześnie, ojciec pił… Wszystko musiałam wywalczyć sama.
– Julia… Ja tylko chcę być częścią waszego życia – mówię cicho.
– To nie wystarczy – odpowiada bez emocji i wychodzi.
Zostaję sama z Antosiem. Patrzę na wnuka i zastanawiam się, czy on też kiedyś powie mi, że jestem niewystarczająca.
Wieczorem piszę list do Julii – prawdziwy list, na papierze:
„Córeczko,
Nie mam pieniędzy ani oszczędności. Mam tylko siebie i swoją miłość do ciebie i Antosia. Wiem, że to dla ciebie za mało. Ale chciałabym, żebyś wiedziała: zawsze będziesz moim największym skarbem.”
Nie wiem, czy kiedykolwiek go przeczyta.
Czasem myślę: Może rzeczywiście powinnam była odkładać każdy grosz? Może powinnam była być kimś innym? Ale wtedy przypominam sobie te wszystkie chwile bliskości i czułości… Czy naprawdę jestem gorsza tylko dlatego, że nie mam pieniędzy?
Czy miłość matki mierzy się dziś przelewami bankowymi? Czy ktoś jeszcze wierzy w wartość zwykłej obecności? Co wy o tym sądzicie?