„Dostałam dość!” – Jak odzyskałam swoje życie, mówiąc w końcu NIE rodzinie i przyjaciołom
– Znowu ktoś u ciebie śpi? – zapytała mnie Anka przez telefon, a ja poczułam, jak ściska mnie w żołądku.
– Tak, tym razem ciotka Zosia z mężem. Przyjechali na weekend, ale już wiem, że zostaną dłużej. – Westchnęłam ciężko, patrząc na walizki rozrzucone w przedpokoju.
Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz miałam mieszkanie tylko dla siebie. Zawsze ktoś czegoś ode mnie chciał: noclegu, obiadu, pożyczki, rozmowy do późna w nocy. Przez lata tłumaczyłam sobie, że tak trzeba, że rodzina jest najważniejsza, że przecież nie odmówię kuzynce, która przyjeżdża do Warszawy na studia i nie ma gdzie się zatrzymać. Ale ile można?
Pamiętam, jak wszystko zaczęło się niewinnie. Najpierw brat Bartek – „tylko na miesiąc”, bo szukał pracy. Potem kuzynka Magda – „na chwilę”, bo miała praktyki. Potem sąsiadka Ela, która „musi się wyprowadzić od męża”. Każdy miał powód. Każdy był ważny. A ja? Ja byłam tą dobrą, uśmiechniętą Asią, która zawsze pomoże.
Ale z czasem zaczęłam się dusić. Mój dom przestał być moim azylem. Zamiast ciszy – wieczny gwar. Zamiast porządku – czyjeś rzeczy wszędzie. Zamiast spokoju – wieczne prośby: „Asia, a mogłabyś jeszcze…?”
Najgorsze były święta. Wszyscy u mnie. Mama z tatą, brat z żoną i dziećmi, ciotki, wujkowie. Kuchnia zamieniała się w pole bitwy o miejsce przy stole i ostatni kawałek sernika. A ja? Ja biegałam z talerzami, sprzątałam po wszystkich i słuchałam narzekań: „A czemu tak mało pierogów?”, „A czemu nie ma kompotu z suszu?”
Pewnego wieczoru, kiedy po raz kolejny nie mogłam zasnąć przez chrapanie ciotki Zosi zza ściany, poczułam łzy napływające do oczu. „To nie jest już moje życie” – pomyślałam. „To teatr dla innych.”
Następnego dnia rano ciotka Zosia poprosiła mnie o wyprasowanie jej sukienki na spotkanie z koleżanką.
– Asiu, kochanie, tylko na chwilkę! Ty to tak ładnie robisz…
Zacisnęłam zęby.
– Ciociu, nie mam czasu – odpowiedziałam cicho.
Zosia spojrzała na mnie zdziwiona.
– Oj tam, przecież zawsze mi pomagasz! – zaśmiała się nerwowo.
Wtedy coś we mnie pękło.
– Właśnie dlatego muszę powiedzieć stop – powiedziałam głośniej, niż zamierzałam. – To jest mój dom i nie chcę już być służącą dla wszystkich.
Zapadła cisza. Ciotka patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Wyszła z pokoju bez słowa.
Tego dnia zadzwoniła do mnie mama.
– Co się stało? Zosia mówiła, że byłaś dla niej niemiła!
– Mamo, jestem zmęczona. Od lat wszyscy traktują mój dom jak hotel. Nie mam już siły.
– Ale przecież rodzina…
– Rodzina to nie darmowy nocleg i obsługa 24/7! – przerwałam jej drżącym głosem.
Mama się rozłączyła. Przez kolejne dni czułam się winna. Bałam się odbierać telefon od kogokolwiek z rodziny. Ale jednocześnie poczułam ulgę – pierwszy raz od dawna postawiłam granicę.
Niestety, nie wszyscy to zrozumieli. Brat przestał się odzywać. Kuzynka Magda napisała mi długiego SMS-a o tym, jaka jestem egoistyczna. Nawet sąsiadka Ela przestała mówić mi „dzień dobry”.
Zostałam sama w swoim mieszkaniu. Przez pierwsze dni czułam pustkę i smutek. Ale potem… zaczęłam oddychać pełną piersią. Wreszcie mogłam usiąść na kanapie z książką bez strachu, że ktoś zaraz wejdzie i poprosi o herbatę.
Zaczęłam spotykać się z Anką częściej na mieście. Rozmawiałyśmy godzinami o wszystkim i o niczym.
– Wiesz co? – powiedziała pewnego dnia Anka. – Zazdroszczę ci odwagi. Ja bym chyba nie umiała tak postawić sprawy.
Uśmiechnęłam się smutno.
– To nie odwaga, tylko desperacja – odpowiedziałam. – Ale może czasem trzeba dotknąć dna, żeby się odbić.
Po kilku tygodniach mama zadzwoniła ponownie.
– Asiu… Może przesadziłyśmy z tym wszystkim. Chciałyśmy dobrze…
– Wiem mamo – przerwałam jej łagodnie. – Ale ja też mam prawo do swojego życia.
Zaczęłyśmy rozmawiać spokojniej. Powoli relacje zaczęły się odbudowywać – już na innych zasadach. Teraz, gdy ktoś pyta o nocleg czy pomoc, pytam siebie: czy naprawdę tego chcę? Czy to jest dla mnie okej?
Nie jestem już tą samą Asią co kiedyś. Nauczyłam się mówić „nie” bez poczucia winy. Nauczyłam się dbać o siebie i swój spokój.
Czasem jeszcze słyszę za plecami: „Zmieniła się…”, „Kiedyś była taka pomocna…”. Ale już mnie to nie boli.
Bo czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla cudzej wygody? Czy asertywność to egoizm? A może właśnie największa odwaga to zadbać o siebie?