To ja byłam katalizatorem rozwodu moich rodziców – czy mogłam postąpić inaczej?

– Weronika, nie mieszaj się w sprawy dorosłych! – krzyknęła mama, trzaskając drzwiami od kuchni. Stałam wtedy na środku korytarza, z zaciśniętymi pięściami i łzami w oczach. Tata siedział przy stole, wpatrzony w pusty kubek po kawie, jakby szukał w nim odpowiedzi na wszystkie nasze rodzinne problemy. Miałam siedemnaście lat i czułam, że jeśli czegoś nie zrobię, to wszyscy się tu udusimy.

Od miesięcy atmosfera w domu była nie do zniesienia. Każdy dzień zaczynał się od cichych westchnień mamy i kończył głośnymi kłótniami o rachunki, o moją naukę, o to, że tata wraca późno z pracy. – Znowu byłeś u tej swojej firmy do nocy? – rzucała mama z pogardą. Tata tylko wzdychał i wychodził na balkon zapalić papierosa. Ja zamykałam się w swoim pokoju, słuchając przez ścianę ich coraz głośniejszych pretensji.

Pewnego wieczoru, kiedy wróciłam z korepetycji, usłyszałam jak mama płacze w łazience. Tata siedział w salonie i oglądał wiadomości, udając, że nic się nie dzieje. Wtedy coś we mnie pękło. Weszłam do salonu i powiedziałam: – Może powinniście się rozstać, skoro już nie potraficie ze sobą rozmawiać bez krzyku? Obserwowałam ich twarze – mama zamarła w drzwiach, tata spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Co ty wygadujesz?! – wybuchła mama. – To przez ciebie się kłócimy! Ciągle tylko szkoła, oceny, twoje humory!

– Przestańcie zwalać winę na mnie! – krzyknęłam. – Przecież widzę, jak się nienawidzicie!

Wybiegłam wtedy z domu i długo siedziałam na ławce pod blokiem. Było zimno, ale nie czułam chłodu. Czułam tylko ogromny ciężar na piersi – strach i ulgę jednocześnie. Może wreszcie coś się zmieni?

Następnego dnia mama spakowała walizkę i pojechała do babci do Olsztyna. Tata został sam ze mną. Przez kilka dni milczeliśmy oboje. W końcu tata powiedział: – Może rzeczywiście tak będzie lepiej.

Przez kolejne tygodnie próbowałam żyć normalnie – szkoła, matura za pasem, spotkania z przyjaciółkami. Ale wszystko było inne. Mama dzwoniła codziennie, pytała o lekcje, o to czy jem obiady. Tata starał się być miły, ale widziałam jak bardzo jest zagubiony.

Po miesiącu rodzice spotkali się u notariusza. Rozwód przebiegł szybko i bez większych emocji – przynajmniej na zewnątrz. W środku jednak czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce.

Wszyscy wokół mówili: „Dobrze zrobiłaś, Weronika. Przynajmniej nie musisz już słuchać tych awantur.” Ale ja wiedziałam swoje. Zaczęły się wyrzuty sumienia. Czy gdybym wtedy milczała, rodzice spróbowaliby jeszcze raz? Czy może byliby szczęśliwsi?

Mama wróciła do Warszawy dopiero po roku. Zamieszkała sama na drugim końcu miasta. Tata został w naszym mieszkaniu na Ursynowie. Ja kursowałam między nimi jak posłaniec pokoju – raz u mamy na obiedzie, raz u taty na weekend.

Najgorsze były święta. Wigilia podzielona na dwie części: najpierw barszcz u mamy, potem karp u taty. Każde z nich udawało przed mną, że jest szczęśliwe, ale widziałam smutek w ich oczach.

Z czasem nauczyli się żyć osobno. Mama zaczęła spotykać się z panem Markiem z pracy, tata zapisał się na kurs fotografii i jeździł na plenery do Kampinosu. Ja jednak nie potrafiłam sobie wybaczyć.

Pewnego wieczoru usiadłam z mamą przy herbacie i zapytałam: – Mamo, czy gdybym wtedy nic nie powiedziała…

Mama spojrzała na mnie długo i powiedziała cicho: – Weronika, to nie twoja wina. My już dawno byliśmy nieszczęśliwi. Ty tylko powiedziałaś to na głos.

Ale ja wiedziałam swoje. Przez lata nosiłam w sobie żal i poczucie winy. Nie potrafiłam budować bliskich relacji – bałam się, że znów coś popsuję.

Teraz mam dwadzieścia dwa lata i dopiero zaczynam rozumieć, że czasem dzieci muszą dorosnąć szybciej niż by chciały. Że nie zawsze da się uratować rodzinę za wszelką cenę.

Często wracam myślami do tamtego wieczoru sprzed pięciu lat. Czy powinnam była milczeć? Czy może właśnie dzięki moim słowom rodzice mogli zacząć nowe życie?

A wy… czy kiedykolwiek żałowaliście słów wypowiedzianych w emocjach? Czy można naprawić rodzinę po takich wydarzeniach?