Sprzedałem swój ukochany samochodzik, żeby pomóc mamie. Czy zrobiłem dobrze?
– Kuba, nie teraz! – krzyknęła mama z kuchni, kiedy po raz kolejny zapytałem, czy możemy kupić nową pastę do zębów. Stałem w przedpokoju, ściskając w dłoni mój czerwony samochodzik – prezent od taty na ostatnie urodziny. W domu było cicho, tylko radio szumiało gdzieś w tle, a mama płakała cicho nad rachunkami. Wiedziałem, że coś jest nie tak, bo od kilku tygodni kolacje były coraz skromniejsze, a tata coraz rzadziej wracał do domu.
Wszystko zaczęło się, kiedy tata stracił pracę w fabryce mebli. Mama próbowała dorabiać sprzątaniem u sąsiadów, ale pieniędzy ciągle brakowało. Słyszałem ich szeptane kłótnie nocą przez cienką ścianę mojego pokoju. – Nie damy rady, Anka – mówił tata. – Może trzeba będzie sprzedać telewizor albo komputer Kuby. – On już nic nie ma! – odpowiadała mama z rozpaczą.
Pewnego dnia wróciłem ze szkoły i zobaczyłem mamę siedzącą przy stole z głową w dłoniach. Na stole leżały niezapłacone rachunki i list z banku. Usiadłem naprzeciwko niej i zapytałem cicho:
– Mamo, czy wszystko będzie dobrze?
Otarła łzy i uśmiechnęła się smutno.
– Musimy być dzielni, synku. Jakoś sobie poradzimy.
Ale ja widziałem, że nie radzimy sobie wcale. W szkole dzieci śmiały się z moich starych butów i podartego plecaka. Nauczycielka zapytała mnie kiedyś, czy wszystko w porządku w domu. Skłamałem, że tak.
Wieczorem leżałem w łóżku i patrzyłem na mój czerwony samochodzik. To był jedyny prezent od taty, który naprawdę kochałem. Przypomniałem sobie, jak razem budowaliśmy garaż z klocków i śmialiśmy się do łez. Teraz tata był coraz bardziej nieobecny – zamknięty w sobie, milczący.
Następnego dnia po szkole poszedłem na bazarek pod blokiem. Stał tam pan Marek, który czasem sprzedawał stare zabawki i książki. Podszedłem do niego nieśmiało.
– Dzień dobry… Czy kupiłby pan ode mnie samochodzik?
Pan Marek spojrzał na mnie zdziwiony.
– A czemu chcesz go sprzedać? Przecież zawsze widzę cię z nim na podwórku.
Poczułem łzy pod powiekami.
– Bo… mama nie ma pieniędzy na rachunki. Może za to kupi chleb albo mleko.
Pan Marek przez chwilę milczał, potem wyjął portfel i podał mi dwadzieścia złotych.
– Weź, chłopaku. I powiedz mamie, że wszystko będzie dobrze.
Biegłem do domu z pieniędzmi w kieszeni i łzami na policzkach. Mama była w kuchni.
– Mamo! Sprzedałem samochodzik! Mamy pieniądze!
Zamarła z nożem w ręku i spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Co ty zrobiłeś?!
– Chciałem pomóc…
Mama upuściła nóż i przytuliła mnie mocno.
– Kochanie… Nie powinnam była pozwolić ci tego zrobić…
Płakaliśmy razem długo. Tata wrócił późno i kiedy dowiedział się o wszystkim, wybuchnął gniewem.
– To ja powinienem zarabiać na rodzinę! Nie mój syn!
Wyszedł trzaskając drzwiami.
Od tamtej pory coś się zmieniło. Mama była cichsza, tata jeszcze bardziej nieobecny. Ja chodziłem do szkoły bez samochodzika, czułem się pusty i samotny. Koledzy pytali:
– Gdzie twój czerwony bolid?
Nie odpowiadałem.
Pewnego dnia nauczycielka poprosiła mnie po lekcjach.
– Kuba, wiem, że w domu jest ciężko. Chcesz pogadać?
Milczałem długo, aż w końcu opowiedziałem jej wszystko – o tacie bez pracy, o mamie płaczącej nad rachunkami, o sprzedaży samochodzika.
Następnego dnia przyszła do nas pani z opieki społecznej. Mama była zawstydzona i zła na mnie, ale potem przyznała, że potrzebujemy pomocy.
Dostaliśmy paczkę żywnościową i wsparcie finansowe na kilka miesięcy. Tata znalazł pracę jako ochroniarz w markecie. W domu było trochę lepiej, ale już nigdy nie wróciła ta beztroska sprzed kryzysu. Samochodzik widziałem jeszcze raz – pan Marek postawił go na półce swojego stoiska z karteczką: „Na szczęście”.
Czasem przechodzę obok tego bazarku i patrzę na mój czerwony samochodzik za szybą. Myślę wtedy: czy naprawdę trzeba aż takiego poświęcenia od dziecka? Czy dorośli zawsze muszą być tacy bezradni? A może to ja byłem za bardzo dorosły jak na swój wiek?
Czy wy też musieliście kiedyś poświęcić coś ważnego dla rodziny? Co byście zrobili na moim miejscu?