Po siedemnastu latach ciszy spotkałam siostrę. Myślałam, że się przytulimy, ale ona przyszła tylko po swoje
– To wszystko? – zapytała zimno, nawet nie patrząc mi w oczy. Stałyśmy w salonie naszego rodzinnego mieszkania, które od śmierci mamy stało puste i czekało na podział. Siedemnaście lat. Siedemnaście lat milczenia, a teraz jedynym, co nas łączyło, był stary kredens i kilka porcelanowych filiżanek.
Nie tak wyobrażałam sobie ten dzień. Przez lata układałam w głowie scenariusze: że wpadniemy sobie w ramiona, że popłyną łzy, że powiemy sobie wszystko, co przez te lata bolało. Że w końcu zrozumiemy, jak bardzo się zraniłyśmy. Ale ona przyszła tylko po swoje.
– Chciałabym zabrać albumy ze zdjęciami – powiedziała beznamiętnie. – I pierścionek babci. Mama obiecała mi go jeszcze przed śmiercią.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przecież to ja byłam przy mamie do końca. To ja trzymałam ją za rękę, kiedy odchodziła. To ja sprzątałam jej mieszkanie, chodziłam na zakupy, znosiłam jej humory i lęki. A ona? Wyjechała do Warszawy i przez lata nie odbierała telefonów.
– Naprawdę tylko po to przyszłaś? – spytałam cicho.
Spojrzała na mnie z irytacją.
– A po co miałabym przychodzić? – odpowiedziała ostro. – Przecież nie mamy już o czym rozmawiać.
Zrobiło mi się słabo. Przypomniałam sobie nasze dzieciństwo: jak spałyśmy razem pod jednym kocem, jak wymyślałyśmy własny język, żeby rodzice nas nie rozumieli. Jak płakałyśmy razem po rozwodzie taty. Jak obiecałyśmy sobie, że zawsze będziemy razem.
Co się stało? Kiedy zaczęłyśmy się oddalać? Może wtedy, gdy ona dostała się na studia i wyjechała do Warszawy? Może wtedy, gdy mama zaczęła chorować i wszystko spadło na mnie? A może po prostu obie byłyśmy zbyt dumne, żeby zrobić pierwszy krok?
– Wiesz, że mama bardzo za tobą tęskniła – powiedziałam nagle. – Często pytała, kiedy zadzwonisz.
Wzruszyła ramionami.
– Nie mogłam wtedy… Nie rozumiesz tego.
– Nie rozumiem – przerwałam jej. – Bo ja tu byłam. Sama. Z mamą. Z jej chorobą. Z jej żalem do ciebie.
Przez chwilę milczałyśmy. Słyszałam tylko tykanie zegara na ścianie i swoje własne przyspieszone bicie serca.
– Chcesz się pokłócić? – zapytała nagle. – Bo jeśli tak, to nie mam na to siły.
– Nie chcę się kłócić – odpowiedziałam zmęczonym głosem. – Chciałam tylko… nie wiem… może żebyś mnie przytuliła?
Roześmiała się krótko, gorzko.
– Po tylu latach? Myślisz, że to coś zmieni?
Nie odpowiedziałam. Wzięłam z półki albumy i podałam jej je bez słowa. Przez chwilę patrzyła na okładkę jednego z nich – tego z naszym zdjęciem z wakacji nad morzem. Miałyśmy wtedy po osiem lat i trzymałyśmy się za ręce.
– Pamiętasz ten dzień? – zapytałam cicho.
Skinęła głową.
– Pamiętam wszystko – powiedziała niespodziewanie miękko. – Ale to już nie wróci.
Chciałam jej powiedzieć, że przecież możemy spróbować zacząć od nowa. Że jesteśmy rodziną, że zostałyśmy tylko we dwie. Ale nie umiałam znaleźć słów.
– Masz jeszcze coś mojego? – zapytała chłodno.
Pokręciłam głową.
– Nie mam już nic twojego – wyszeptałam.
Wzięła albumy i pierścionek babci, który leżał na stole obok kluczy do mieszkania. Przez chwilę patrzyła na mnie z czymś na kształt żalu w oczach.
– Wiesz… czasem myślę, że może gdybyśmy inaczej to wszystko rozegrały…
Nie dokończyła. Odwróciła się i wyszła, zamykając za sobą drzwi tak cicho, jakby bała się obudzić duchy przeszłości.
Usiadłam na kanapie i rozpłakałam się jak dziecko. Siedemnaście lat czekałam na ten moment i wszystko rozpadło się w kilka minut. Zostały mi tylko wspomnienia i pustka w sercu.
Wieczorem długo patrzyłam na nasze stare zdjęcia. Na jednym z nich śmiejemy się razem, trzymając się za ręce na tle Bałtyku. Byłyśmy wtedy szczęśliwe i pewne, że nic nas nie rozdzieli.
Czy można odbudować coś, co przez tyle lat było niszczone przez milczenie i dumę? Czy jest jeszcze sens próbować?
Może powinnam była ją zatrzymać? Może powinnam była powiedzieć więcej? A może czasem trzeba pozwolić odejść nawet tym, których kochamy najbardziej?
Czy wy też macie w rodzinie takie nierozwiązane sprawy? Czy warto walczyć o więzi za wszelką cenę?