„Nie jesteś wystarczająco fajna, babciu!” – Jak jedno zdanie mojej wnuczki rozdarło mi serce
– Babciu, nie możesz mnie dziś odebrać ze szkoły – Lila patrzyła na mnie z powagą, której nie znałam u dziesięciolatki. – Dlaczego, kochanie? – zapytałam, próbując ukryć niepokój. – Bo… bo ty nie jesteś taka jak inne babcie. One mają modne kurtki, malują paznokcie i noszą sneakersy. Ty… ty jesteś taka staroświecka. Wstydzę się.
To zdanie uderzyło mnie mocniej niż cokolwiek, co usłyszałam w życiu. Stałam w kuchni, z rękami w mące, bo właśnie zagniatałam ciasto na jej ulubione pierogi. W jednej chwili poczułam się jak ktoś zupełnie obcy w świecie, który znałam od zawsze. Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć płaczem, ale tylko przełknęłam ślinę i odwróciłam się do okna.
Lila była moim oczkiem w głowie. Odkąd przyszła na świat, byłam przy niej zawsze, gdy tylko mogłam. To ja uczyłam ją czytać, to ja pokazywałam jej, jak robić wianki z mleczy i piec szarlotkę. Ale teraz… teraz czułam się jak relikt przeszłości.
Wieczorem zadzwoniła do mnie córka, Magda. – Mamo, Lila była dziś jakaś przygaszona. Coś się stało? – zapytała z troską. Przez chwilę wahałam się, czy powiedzieć prawdę. – Powiedziała mi, że się mnie wstydzi – wyszeptałam w końcu. Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Mamo… ona jest w trudnym wieku. Dzieci są okrutne. Może spróbuj… nie wiem… trochę się zmienić? – Magda próbowała być delikatna, ale jej słowa bolały jeszcze bardziej.
Całą noc przewracałam się z boku na bok. Przypominały mi się czasy mojego dzieciństwa w małej wsi pod Radomiem. Moja babcia nosiła chustkę na głowie i fartuch z kieszeniami pełnymi landrynek. Była dla mnie najpiękniejsza na świecie. Czy ja naprawdę jestem taka inna?
Następnego dnia poszłam do galerii handlowej. Czułam się tam jak intruz – wszędzie młode dziewczyny z telefonami, głośna muzyka, światła. Weszłam do sklepu z ubraniami i poprosiłam ekspedientkę o pomoc.
– Dzień dobry, chciałabym wyglądać… bardziej nowocześnie – powiedziałam niepewnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. – Proszę się nie martwić! Zaraz coś wymyślimy.
Wyszłam ze sklepu z nową kurtką, sportowymi butami i lakierem do paznokci w torebce. W domu długo patrzyłam na siebie w lustrze. Czy to naprawdę ja?
Kiedy następnego dnia przyszłam po Lilę do szkoły, jej koleżanki spojrzały na mnie z zainteresowaniem.
– Ooo, Lila! Twoja babcia ma fajne buty! – powiedziała jedna z dziewczynek.
Lila uśmiechnęła się nieśmiało, ale widziałam w jej oczach ulgę.
Przez kilka tygodni starałam się być „nowoczesną babcią”. Malowałam paznokcie na różowo, kupiłam nawet smartfona i założyłam konto na Instagramie (choć nie bardzo wiedziałam, co tam wrzucać). Lila była dumna – przynajmniej tak mi się wydawało.
Ale pewnego dnia usłyszałam rozmowę Lili z Magdą:
– Mamo, babcia jest jakaś dziwna ostatnio… Ciągle patrzy w telefon i nie robi już pierogów. Tęsknię za starą babcią.
Serce mi ścisnęło. Czy naprawdę muszę udawać kogoś innego, żeby być akceptowaną?
Wieczorem usiadłyśmy z Lilą przy stole.
– Liluś – zaczęłam cicho – pamiętasz, jak robiłyśmy razem szarlotkę?
– Tak…
– Chciałabyś znów?
Jej oczy rozbłysły.
– Tak! Ale… babciu… przepraszam za to, co powiedziałam wtedy. Ja po prostu chciałam być jak inne dzieci…
Przytuliłam ją mocno.
– Kochanie, każdy jest inny i to jest piękne. Ja mogę spróbować być bardziej nowoczesna, ale nie chcę stracić tego, kim jestem.
Lila spojrzała na mnie poważnie.
– Babciu… ja cię kocham taką, jaka jesteś.
Piekłyśmy szarlotkę do późnej nocy. Śmiałyśmy się i wspominałyśmy stare czasy. Zrozumiałam wtedy jedno: świat się zmienia, ale prawdziwa miłość nie potrzebuje filtrów ani modnych butów.
Czasem patrzę na swoje odbicie i pytam siebie: czy naprawdę musimy się zmieniać dla innych? A może najważniejsze to być sobą i kochać bezwarunkowo? Co wy o tym myślicie?