Wróciłam po 40 latach do rodzinnego miasta. Na ławce przy szkole siedział on – ten, który kiedyś złamał mi serce…
– Naprawdę tu wróciłaś? – głos Marka zabrzmiał cicho, jakby nie wierzył własnym oczom. Siedział na tej samej ławce, na której czterdzieści lat temu powiedział mi, że wyjeżdża do Warszawy i nie wie, czy jeszcze kiedyś się spotkamy. Wtedy świat mi się zawalił. Dziś, stojąc przed nim z siwymi włosami i zmarszczkami wokół oczu, poczułam ten sam ból w sercu.
– Tylko na kilka dni – odpowiedziałam, próbując ukryć drżenie głosu. – Chciałam zobaczyć szkołę… i… – urwałam, bo nie wiedziałam, co dalej powiedzieć. Przecież nie powiem mu, że przez czterdzieści lat nosiłam w sobie żal i tęsknotę za tym, co mogło się wydarzyć, a nigdy się nie wydarzyło.
Marek spojrzał na mnie uważnie. Zmarszczki wokół jego oczu pogłębiły się, ale w spojrzeniu było coś znajomego – ciepło i smutek. – Wiesz, często tu przychodzę. Może to głupie, ale… chyba czekałem na ciebie.
Usiadłam obok niego. Przez chwilę milczeliśmy, słuchając śmiechu dzieci bawiących się na szkolnym boisku. Wszystko wyglądało tak samo jak wtedy – tylko my byliśmy inni.
– Pamiętasz tamten dzień? – zapytałam w końcu. – Kiedy powiedziałeś mi, że wyjeżdżasz?
Marek spuścił wzrok. – Pamiętam wszystko. Myślałem, że robię dobrze… Że muszę spróbować czegoś więcej niż to miasteczko. Ale potem…
– Potem już mnie nie było – dokończyłam za niego. – Przestałeś pisać, nie odbierałeś telefonów.
Westchnął ciężko. – Moja matka zachorowała. Musiałem wrócić, ale już cię nie było. Słyszałem tylko plotki… Że wyjechałaś do Gdańska, że wyszłaś za mąż za jakiegoś lekarza.
Poczułam ukłucie żalu. – Tak, wyszłam za mąż. Ale nie za lekarza. Za nauczyciela matematyki. Był dobrym człowiekiem… ale nigdy go nie kochałam tak jak ciebie.
Marek spojrzał na mnie z bólem. – Dlaczego więc nie wróciłaś?
Zacisnęłam dłonie na kolanach. – Bo byłam dumna. Bo bałam się, że już cię tu nie będzie… A potem życie po prostu się potoczyło. Dzieci, praca, obowiązki…
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Wspomnienia wracały falami: pierwsze pocałunki pod kasztanem, kłótnie o drobiazgi, wspólne wagary nad rzeką.
– Wiesz, moja żona odeszła pięć lat temu – powiedział nagle Marek. – Dzieci mieszkają za granicą. Zostałem sam…
Poczułam łzy pod powiekami. – Ja też jestem sama. Mąż zmarł dwa lata temu. Syn mieszka w Poznaniu, córka w Londynie.
Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach. – Może to znak? Może jeszcze nie jest za późno?
Zaśmiałam się przez łzy. – Marek… My już nie jesteśmy tamtymi dziećmi.
– Ale może możemy spróbować być szczęśliwi? Choćby przez chwilę?
W tym momencie zadzwonił mój telefon. To była kuzynka: „Anka, wracasz na obiad? Mama czeka.”
– Muszę iść – powiedziałam cicho.
Marek złapał mnie za rękę. – Spotkajmy się jutro. Proszę.
Kiwnęłam głową i odeszłam, czując na sobie jego spojrzenie.
Wieczorem siedziałam w pokoju dzieciństwa i patrzyłam na stare zdjęcia: ja z Markiem na szkolnej wycieczce, uśmiechnięci i beztroscy. Zastanawiałam się, ile razy w życiu pozwoliłam dumie wygrać z miłością.
Następnego dnia przyszłam na ławkę przy szkole punktualnie o dziesiątej. Marek już czekał z bukietem polnych kwiatów.
– Myślałem całą noc – powiedział bez przywitania. – O tym wszystkim, co straciliśmy przez własny upór.
– Ja też – odpowiedziałam szczerze.
Usiedliśmy razem i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim: o dzieciach, o pracy, o samotności po śmierci bliskich. O tym, jak trudno jest przebaczyć sobie samemu.
– Wiesz, Anka… Gdybym mógł cofnąć czas…
– Nie cofniemy czasu – przerwałam mu łagodnie. – Ale możemy spróbować zacząć od nowa.
Uśmiechnął się przez łzy.
Po południu poszliśmy razem na spacer nad rzekę, gdzie kiedyś uciekaliśmy przed światem. Rozmawialiśmy długo o tym, co nas bolało i czego żałujemy. O tym, jak bardzo baliśmy się samotności i jak trudno było przyznać się do błędów przed samym sobą.
Wieczorem wróciłam do domu kuzynki z poczuciem ulgi i dziwnej radości. Po raz pierwszy od lat poczułam spokój.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba wrócić do miejsca bólu, by odnaleźć siebie na nowo.
Czy można wybaczyć sobie zmarnowane lata? Czy warto jeszcze raz otworzyć serce? Co byście zrobili na moim miejscu?