Morze, które nas rozdzieliło: Dlaczego już nigdy nie pojadę na wakacje z rodziną męża

– Lucyna, nie przesadzaj, przecież to tylko tydzień! – głos Marka odbijał się echem w ciasnej kuchni. Stałam przy zlewie, ściskając kubek tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Zza drzwi dobiegał śmiech jego matki i ciotki Haliny, które już od rana planowały, co zabrać na wyjazd.

– Tydzień? Dla mnie to wieczność – wyszeptałam, ale Marek już tego nie słyszał. Wyszedł do salonu, zostawiając mnie samą z narastającym lękiem.

To miały być nasze pierwsze wspólne wakacje po ślubie. Marzyłam o spokojnych spacerach brzegiem morza, o wieczorach tylko we dwoje. Zamiast tego – rodzinna ekspedycja: teściowa, ciotka Halina, szwagierka Ania z mężem i dwójką dzieci. Sześć osób w jednym apartamencie w Międzyzdrojach.

Już pierwszego dnia wiedziałam, że to był błąd.

– Lucynka, a czemu ty nie pomagasz przy śniadaniu? – zapytała teściowa z miną pełną wyrzutu.

– Właśnie miałam kroić ogórki… – zaczęłam niepewnie.

– No to szybciej, bo dzieci głodne! – wtrąciła Ania, rzucając mi spojrzenie pełne pretensji.

Czułam się jak intruz we własnym życiu. Każda czynność była oceniana, każdy gest komentowany. Nawet kiedy chciałam wyjść na spacer sama z Markiem, słyszałam:

– A gdzie idziecie? Zostawicie nas z dziećmi? – ciotka Halina nie kryła oburzenia.

Marek milczał. Zawsze milczał przy swojej rodzinie. Czułam się coraz bardziej samotna.

Wieczorami leżałam na łóżku i słuchałam przez cienką ścianę rozmów Ani i jej męża. Kłócili się o pieniądze, o dzieci, o wszystko. W powietrzu wisiało napięcie, które przenosiło się na wszystkich.

Pewnego dnia poszliśmy wszyscy na plażę. Dzieci biegały wokół nas, wrzeszcząc i sypiąc piaskiem. Teściowa narzekała na pogodę, ciotka Halina na ceny lodów.

– Lucyna, może byś poszła po wodę dla wszystkich? – rzuciła teściowa.

Zacisnęłam zęby i poszłam do sklepu. W kolejce stałam długo, a kiedy wróciłam, usłyszałam:

– No wreszcie! – Ania przewróciła oczami.

Wieczorem wybuchła awantura o rachunek za obiad w restauracji.

– Lucyna, ty chyba nie myślisz, że będziemy płacić za twoje wino? – zapytała ciotka Halina.

– Ale przecież wszyscy piliśmy…

– Ale ty zamówiłaś najdroższe! – dodała Ania.

Marek siedział obok i patrzył w talerz. Nie odezwał się ani słowem.

Tamtej nocy długo płakałam w łazience. Czułam się upokorzona i niewidzialna. Zaczęłam się zastanawiać, czy to ze mną jest coś nie tak. Czy naprawdę jestem niewdzięczna? Czy powinnam bardziej się starać?

Ostatniego dnia wyjazdu doszło do kulminacji.

– Lucyna, dlaczego jesteś taka oschła? – zapytała teściowa przy śniadaniu.

– Może dlatego, że przez cały tydzień czułam się tu jak służąca…

Zapadła cisza. Marek spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Przesadzasz – powiedział cicho.

Wróciliśmy do domu w milczeniu. Przez kolejne tygodnie unikaliśmy rozmów o wakacjach. Marek zamknął się w sobie. Ja zaczęłam mieć koszmary – śniło mi się, że znów jestem na tej plaży i nikt mnie nie widzi.

W tym roku ciotka Halina znów zaprosiła nas nad morze. Marek nalegał:

– Może tym razem będzie inaczej?

Ale ja już wiem, że nie będzie. Nie chcę znów tracić siebie dla cudzych oczekiwań. Nie chcę być tłem dla czyjegoś życia.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę musimy poświęcać własne szczęście dla rodzinnej zgody? Czy warto udawać kogoś innego tylko po to, by inni byli zadowoleni?

A Wy? Czy też byliście kiedyś w sytuacji, gdy musieliście wybierać między sobą a rodziną partnera?