Wiara silniejsza niż długi – Jak przetrwaliśmy najtrudniejsze chwile dzięki Bogu

– Znowu nie zapłaciłeś za prąd, Michał? – głos mojej żony, Magdy, drżał z rozpaczy i gniewu. Stała w kuchni, trzymając w ręku kolejny list z pogróżkami od elektrowni. Widziałem jej łzy, choć próbowała je ukryć. Nasza córka, Zosia, siedziała przy stole i udawała, że odrabia lekcje, ale dobrze wiedziałem, że słyszy każde słowo.

W tamtym momencie czułem się jak najgorszy ojciec i mąż na świecie. Straciłem pracę w fabryce mebli w Radomiu trzy miesiące wcześniej. Najpierw myślałem, że to tylko chwilowe – przecież zawsze znajdowałem jakieś zajęcie. Ale tym razem wszystko się waliło. Magda pracowała w sklepie spożywczym za najniższą krajową, a ja… ja codziennie rano wychodziłem z domu niby szukać pracy, ale coraz częściej po prostu błąkałem się po mieście, nie mając odwagi wrócić do domu z pustymi rękami.

– Przepraszam… – wyszeptałem, ale to słowo nic już nie znaczyło. Magda spojrzała na mnie z takim bólem, że aż odwróciłem wzrok.

Wieczorem siedziałem na łóżku w naszej małej sypialni. W pokoju panowała cisza, przerywana tylko cichym szlochem Magdy. Wtedy przypomniałem sobie słowa mojej babci: „Kiedy nie masz już nic, zostaje ci tylko modlitwa”. Dawno nie byłem w kościele. Ostatni raz chyba na pogrzebie ojca. Ale tej nocy uklęknąłem przy łóżku i zacząłem się modlić. Nie prosiłem o pieniądze ani o cud – prosiłem tylko o siłę, żeby nie zawieść rodziny.

Następnego dnia rano obudziłem się z dziwnym spokojem. Zosia przyszła się przytulić. – Tato, będzie dobrze? – zapytała cicho. Uśmiechnąłem się do niej, choć serce mi pękało. – Będzie dobrze, kochanie. Obiecuję.

Postanowiłem pójść do parafii. Proboszcz, ksiądz Marek, znał mnie od dziecka. Kiedy zobaczył mnie w drzwiach zakrystii, uśmiechnął się ciepło.

– Michał, co cię sprowadza?

Nie wytrzymałem. Rozpłakałem się jak dziecko. Opowiedziałem mu wszystko: o utracie pracy, o długach, o strachu przed przyszłością.

Ksiądz Marek wysłuchał mnie uważnie. Potem położył mi rękę na ramieniu.

– Wiesz, Michał… Czasem Bóg dopuszcza trudności, żebyśmy nauczyli się ufać Mu bardziej niż sobie samym. Pomodlimy się razem.

Modliliśmy się długo. Po wyjściu z kościoła poczułem ulgę. Jakby ktoś zdjął mi z pleców ciężar.

W kolejnych dniach zacząłem codziennie się modlić. Razem z Magdą i Zosią wieczorami klękaliśmy przy łóżku i prosiliśmy Boga o siłę i nadzieję. Nie stał się żaden cud – nie wygrałem w totolotka, nie znalazłem nagle pracy marzeń. Ale coś się zmieniło.

Pewnego dnia Magda wróciła do domu z wiadomością:

– W sklepie szukają kogoś do rozładunku towaru na nocną zmianę. Kierownik pytał, czy nie znam kogoś chętnego…

Nie zastanawiałem się ani chwili. Poszedłem do sklepu jeszcze tego samego dnia. Praca była ciężka i płatna marnie, ale przynajmniej mogłem przynieść do domu trochę pieniędzy.

Z czasem zaczęliśmy powoli wychodzić na prostą. Spłaciliśmy część rachunków, Zosia mogła dalej chodzić na zajęcia plastyczne w domu kultury – jedyną jej radość w tych trudnych czasach.

Ale kryzys nie minął tak łatwo. Po kilku miesiącach Magda zachorowała – lekarz podejrzewał depresję. Była wyczerpana psychicznie i fizycznie. Znowu poczułem się bezradny.

Pewnej nocy obudziłem się i zobaczyłem ją siedzącą na podłodze w kuchni, skuloną i płaczącą.

– Nie dam już rady… – wyszeptała przez łzy.

Usiadłem obok niej i objąłem ją mocno.

– Damy radę razem. Bóg nas nie zostawił do tej pory, nie zostawi i teraz.

Znowu zaczęliśmy chodzić do kościoła całą rodziną. Modlitwa stała się naszym codziennym rytuałem – nie tylko prośbą o pomoc, ale też podziękowaniem za każdy dzień razem.

Po roku dostałem pracę jako magazynier w hurtowni budowlanej. Nie była to praca moich marzeń, ale dawała stabilność i poczucie bezpieczeństwa. Magda powoli wracała do zdrowia dzięki wsparciu psychologa i naszej wspólnej wierze.

Dziś patrzę na tamten czas z wdzięcznością – choć wtedy wydawało mi się, że świat się kończy. Nauczyliśmy się żyć skromniej, cieszyć się drobiazgami i ufać sobie nawzajem.

Czasem zastanawiam się: co by było, gdybym wtedy nie uklęknął do modlitwy? Czy miałbym siłę walczyć dalej? Czy bez wiary potrafilibyśmy przetrwać jako rodzina? Może właśnie wtedy Bóg był najbliżej nas – kiedy wydawało nam się, że jesteśmy zupełnie sami.