W cieniu teściowej: Moje życie w trzypokojowym mieszkaniu na warszawskim blokowisku
— Znowu nie zamknęłaś okna w kuchni, Aniu! — głos teściowej przebił się przez ściany, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć buty. — Przecież mówiłam, że przeciągi są niezdrowe!
Zatrzymałam się w przedpokoju, z torbą z zakupami w jednej ręce i kluczami w drugiej. Mój mąż, Tomek, siedział przy stole, udając, że czyta gazetę. Wiedziałam, że słyszy każdą naszą wymianę zdań, ale jak zwykle nie zamierzał się wtrącać.
— Przepraszam, zapomniałam — odpowiedziałam cicho, czując jak znajome napięcie ściska mi gardło. — Było duszno po gotowaniu.
Teściowa przewróciła oczami i westchnęła teatralnie. — Duszno? Może gdybyś częściej sprzątała, nie byłoby takiego bałaganu i zapachu!
Nie odpowiedziałam. Weszłam do kuchni, gdzie na stole czekały już umyte naczynia — znak, że teściowa znowu nie mogła się powstrzymać przed poprawianiem po mnie. Zaczęłam rozpakowywać zakupy, starając się nie patrzeć na nią. Czułam jej wzrok na plecach.
— Kupiłaś znowu te jogurty? Przecież mówiłam, że Tomek ich nie lubi — usłyszałam za sobą.
— Ale ja je lubię — powiedziałam cicho.
— Ty? — zaśmiała się krótko. — A kto tu jest najważniejszy?
Tomek podniósł wzrok znad gazety, ale zaraz go opuścił. Nie mogłam już dłużej wytrzymać. Wyszłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Oparłam czoło o zimne kafelki. Oddychałam głęboko, próbując powstrzymać łzy.
Mieszkaliśmy razem od pięciu lat. Mieliśmy z Tomkiem marzenie o własnym mieszkaniu, ale kredyt był poza naszym zasięgiem. Jego mama zaproponowała, żebyśmy zamieszkali u niej „na chwilę”. Ta chwila trwała już pół dekady. Każdy dzień był walką o przestrzeń i godność.
Pamiętam pierwsze miesiące — pełne nadziei, że jakoś się dogadamy. Teściowa była wtedy miła, częstowała mnie herbatą i opowiadała o swoim dzieciństwie na Pradze. Ale z czasem zaczęła przejmować kontrolę nad wszystkim: co jemy, kiedy sprzątamy, nawet kiedy możemy oglądać telewizję.
Najgorsze były wieczory. Kiedy Tomek wracał zmęczony z pracy, marzyłam o chwili tylko dla nas. Ale zawsze była tam ona — z pytaniami, uwagami, pretensjami. Czułam się jak intruz we własnym życiu.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy. W przedpokoju usłyszałam rozmowę:
— Tomek, twoja żona chyba nie nadaje się do prowadzenia domu — mówiła teściowa szeptem.
— Mamo…
— No co? Przecież widzisz! Nawet obiadu nie potrafi ugotować bez przypalenia! Ty zasługujesz na kogoś lepszego.
Zamarłam. Chciałam wejść i krzyknąć, ale zabrakło mi odwagi. Wróciłam do windy i przez pół godziny chodziłam po osiedlu, próbując uspokoić oddech.
Wieczorem powiedziałam Tomkowi:
— Musimy porozmawiać.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
— O czym?
— O nas. O tym, że tak dłużej nie wytrzymam.
Wzruszył ramionami.
— Aniu, przecież wiesz, że nie mamy wyjścia. Mama jest sama…
— Ale ja też jestem sama! — przerwałam mu drżącym głosem. — Nie mam tu nikogo poza tobą. A ty… ty zawsze stoisz po jej stronie.
Zamilkł. Widziałam w jego oczach poczucie winy i bezradność.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z teściową. Zebrałam się na odwagę.
— Pani Zofio… chciałabym prosić o trochę więcej prywatności. Chciałabym móc czasem zdecydować sama o tym, co jemy albo jak spędzamy wieczór.
Spojrzała na mnie chłodno.
— To mój dom, Aniu. Jeśli ci coś nie pasuje…
Nie dokończyła. Wiedziałam już wszystko.
Przez kolejne tygodnie atmosfera była jeszcze gorsza. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem. Zaczęłam coraz częściej wychodzić z domu — do pracy, do koleżanek, byle dalej od tego dusznego mieszkania.
W końcu przyszedł dzień, kiedy nie wytrzymałam. Spakowałam kilka rzeczy do torby i wyszłam bez słowa. Pojechałam do rodziców do Piaseczna. Mama przytuliła mnie bez słowa; tata podał herbatę i powiedział tylko: „Czasem trzeba zawalczyć o siebie”.
Tomek dzwonił przez kilka dni. Nie odbierałam. Potrzebowałam czasu na przemyślenie wszystkiego: czy chcę wracać do życia w cieniu teściowej? Czy jestem gotowa postawić wszystko na jedną kartę?
Po tygodniu spotkaliśmy się w kawiarni na Mokotowie.
— Aniu… przepraszam — powiedział cicho Tomek. — Nie wiedziałem, że aż tak cierpisz.
Patrzyłam na niego długo.
— Musisz wybrać — powiedziałam spokojnie. — Albo zaczniemy nowe życie razem, albo zostanę sama. Nie wrócę do tamtego mieszkania.
Milczał długo. W końcu skinął głową.
Dziś mija rok od tamtej rozmowy. Wynajmujemy małe mieszkanie na Bielanach. Nie jest idealnie — brakuje nam pieniędzy, czasem kłócimy się o drobiazgi. Ale mam swoje miejsce na ziemi i czuję się wolna.
Czasem zastanawiam się: ile kobiet żyje tak jak ja — w cieniu cudzych oczekiwań? Ile z nas boi się zawalczyć o siebie? Czy naprawdę musimy wybierać między lojalnością wobec rodziny a własnym szczęściem?