Ucieczka w poszukiwaniu wolności: Moja matka przeklina mnie za to, że nie pomagam jej z chorym bratem

— Jesteś najgorszą córką na świecie! — krzyczała mama przez telefon, a ja stałam na dworcu PKP w Poznaniu, ściskając w dłoni bilet do Warszawy. Wokół mnie tłum ludzi, gwar, zapach kawy i spalin, a ja czułam się jakby świat zatrzymał się tylko dla mnie. — Jak możesz zostawić własnego brata? On cię potrzebuje! Ja cię potrzebuję! — jej głos był przesycony rozpaczą i wściekłością jednocześnie.

Nie odpowiedziałam. Po prostu rozłączyłam się i zablokowałam kolejny numer. To był już piąty tego dnia. Mama zawsze znajdowała sposób, by się do mnie dodzwonić. Jej wiadomości były coraz bardziej przerażające: „Obyś zdechła na ulicy”, „Niech cię spotka to samo, co twojego brata”, „Jesteś przekleństwem tej rodziny”.

Mam na imię Zuzanna. Właśnie skończyłam liceum i zdałam maturę. Miałam marzenia — chciałam studiować psychologię, wyjechać do dużego miasta, zacząć nowe życie. Ale w naszym domu nie było miejsca na marzenia. Był tylko mój młodszy brat, Michał, od lat przykuty do łóżka przez rzadką chorobę genetyczną, i mama — wiecznie zmęczona, zgorzkniała, z pretensją do całego świata. Ojciec odszedł, gdy Michał miał dwa lata. Zostawił nas z długami i poczuciem winy.

Od kiedy pamiętam, byłam tą „drugą”. Nie chorą, nie wymagającą opieki, więc musiałam być silna. Mama powtarzała: „Ty możesz wszystko, więc musisz wszystko”. Sprzątałam, gotowałam, robiłam zakupy, opiekowałam się Michałem, kiedy ona pracowała na zmiany w szpitalu. Czasem miałam wrażenie, że jestem bardziej matką niż córką.

Ale po maturze coś we mnie pękło. Pamiętam ten wieczór — Michał miał atak duszności, a mama wróciła z pracy i zaczęła na mnie wrzeszczeć:

— Gdzie byłaś?! Dlaczego nie podałaś mu leków?!

— Byłam w sklepie po zakupy! — tłumaczyłam się drżącym głosem.

— Zawsze masz wymówkę! Jesteś bezużyteczna!

Wtedy podjęłam decyzję. Spakowałam walizkę w nocy. Michał spał spokojnie po lekach. Pocałowałam go w czoło i wyszeptałam: „Przepraszam”. Wiedziałam, że nie mogę już dłużej żyć dla innych.

Wyjechałam do Warszawy. Wynajęłam pokój u starszej pani na Pradze. Pracowałam w kawiarni i zaczęłam przygotowywać się do egzaminów na studia. Każdego dnia budziłam się z poczuciem winy. Każdego dnia dostawałam nowe wiadomości od mamy:

„Nie masz serca”.
„Zostawiłaś nas na pastwę losu”.
„Nie zasługujesz na szczęście”.

Próbowałam nie czytać, ale ciekawość zawsze wygrywała. Czasem płakałam po nocach. Czasem chciałam wrócić i przeprosić. Ale wiedziałam, że jeśli wrócę — już nigdy nie będę wolna.

Pewnego dnia dostałam wiadomość od sąsiadki z Poznania:

„Twoja mama chodzi po klatce i płacze. Mówi wszystkim, że jesteś potworem”.

Zadzwoniłam do Michała. Odebrał po kilku sygnałach:

— Zuza? — jego głos był słaby.

— Jak się czujesz?

— Mama jest bardzo zła… Ale ja rozumiem. Chciałbym też kiedyś wyjechać.

Zaniemówiłam. Michał nigdy nie mówił o sobie. Zawsze był tylko „tym chorym”, o którego wszyscy się troszczą.

— Przepraszam cię… — wyszeptałam.

— Nie przepraszaj. Ty przynajmniej próbujesz żyć.

Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Czy naprawdę miałam prawo odejść? Czy egoizm jest grzechem, jeśli chodzi o własne życie?

Mama nie przestawała pisać. Zmieniałam numery telefonów, blokowałam ją wszędzie, ale ona zawsze znajdowała sposób. Raz nawet przyjechała pod moją kawiarnię i zrobiła awanturę przy klientach:

— To jest moja córka! Zostawiła chorego brata! Ludzie, patrzcie na nią!

Wstydziłam się jak nigdy wcześniej. Szefowa patrzyła na mnie ze współczuciem:

— Może powinnaś porozmawiać z kimś…

Ale jak rozmawiać o czymś tak bolesnym? Jak wyjaśnić komuś, kto miał normalny dom, że czasem trzeba uciec nawet od własnej matki?

Z czasem nauczyłam się żyć z bólem i poczuciem winy jak z blizną. Poznałam ludzi, którzy mieli podobne historie — dziewczynę z Gdańska uciekającą przed przemocą ojca, chłopaka z Krakowa wychowanego przez babcię alkoholika. Każdy z nas nosił swoje rany.

Czasem śni mi się dom rodzinny — zapach lekarstw i duszne powietrze w pokoju Michała. Czasem budzę się z krzykiem mamy w uszach: „Jesteś przekleństwem tej rodziny!”.

Ale potem patrzę przez okno na Warszawę budzącą się do życia i myślę: może kiedyś mi wybaczy? Może kiedyś sama sobie wybaczę?

Czy można być wolnym, jeśli przeszłość zawsze depcze ci po piętach? Czy egoizm to naprawdę grzech — czy może czasem jedyny sposób na przetrwanie?