Ten dzień, kiedy wszystko się zawaliło – Moja warszawska opowieść o zdradzie, rodzinie i sile przetrwania
– Mamo, odbierz, proszę… – szeptałam do siebie, patrząc na drżący ekran telefonu. Była szósta rano, a ja nie spałam już od dwóch godzin. Telefon zadzwonił po raz trzeci. W końcu odebrałam.
– Pani Anna Nowak? – usłyszałam obcy, męski głos. – Tu dyżurny ze Szpitala Bródnowskiego. Pani mąż, Tomasz Nowak, miał poważny wypadek samochodowy. Proszę przyjechać jak najszybciej.
W jednej chwili świat przestał istnieć. Wszystko, co było ważne jeszcze godzinę temu – praca, śniadanie dla dzieci, lista zakupów – zniknęło. Została tylko pustka i strach. Wybiegłam z mieszkania na Pradze, nie pamiętam nawet, czy zamknęłam drzwi.
W szpitalu czekała na mnie teściowa, pani Halina. Jej twarz była kamienna, oczy czerwone od płaczu. – Aniu, co my teraz zrobimy? – zapytała bezradnie. Nie miałam pojęcia. Lekarz powiedział tylko: „Stan ciężki, ale stabilny. Musimy czekać.”
Czekałyśmy razem w milczeniu. Wtedy zadzwonił telefon Tomka. Zdziwiło mnie to – przecież leżał nieprzytomny na OIOM-ie. Spojrzałam na ekran: „Kasia”.
Nie znałam żadnej Kasi z jego pracy ani z grona znajomych. Odebrałam.
– Tomek? Kochanie? Dlaczego nie odbierasz od wczoraj? Martwię się…
Zamarłam. – Tu żona Tomka. Kim pani jest?
Po drugiej stronie zapadła cisza. Potem szybkie: – Przepraszam, pomyłka.
Ale już wiedziałam, że to nie była pomyłka.
Przez kolejne dni żyłam jak w amoku. Tomasz leżał nieprzytomny, a ja próbowałam poskładać wszystko w całość. Teściowa zaczęła się dziwnie zachowywać – unikała mojego wzroku, szeptała coś przez telefon do kogoś, kogo nie znałam.
Pewnego wieczoru przyszła do mnie moja mama. – Aniu, musisz być silna dla dzieci – powiedziała cicho. – Ale musisz też wiedzieć prawdę.
Okazało się, że Tomasz od kilku miesięcy miał romans z koleżanką z pracy. Kasia była młodsza ode mnie o dziesięć lat. Wszyscy w rodzinie wiedzieli – tylko ja byłam ślepa.
Poczułam się jak idiotka. Przypomniałam sobie wszystkie te wieczory, kiedy wracał późno z „delegacji”, wszystkie te SMS-y kasowane z telefonu…
– Dlaczego nikt mi nie powiedział?! – krzyknęłam na mamę i teściową.
– Bo baliśmy się cię zranić – odpowiedziała teściowa ze łzami w oczach. – Myśleliśmy, że to tylko chwilowe zauroczenie…
Wtedy wybuchłam. – Chwilowe zauroczenie?! To jest moje życie! Moje dzieci! Mój dom!
Przez kolejne tygodnie walczyłam z gniewem i rozpaczą. Tomasz powoli dochodził do siebie, ale nie chciał ze mną rozmawiać o Kasi. Udawał, że nic się nie stało.
– Aniu, przecież nic się nie zmieniło! Kocham cię! To był tylko błąd! – próbował mnie przekonać.
Ale ja już nie byłam tą samą Anną. Każdego dnia patrzyłam w lustro i widziałam kobietę, która straciła wszystko: zaufanie do męża, poczucie bezpieczeństwa, nawet własną dumę.
Dzieci zaczęły zadawać pytania. – Mamo, dlaczego tata płacze w nocy? Dlaczego nie śpimy już razem?
Nie umiałam odpowiedzieć.
Pewnego dnia Kasia przyszła do szpitala. Miała czerwoną szminkę i spojrzenie pełne pogardy.
– Chciałam tylko powiedzieć, że Tomek mnie kocha – rzuciła mi prosto w twarz.
Nie wytrzymałam. Uderzyłam ją otwartą dłonią.
– Wynoś się z mojego życia! – krzyknęłam tak głośno, że pielęgniarki wybiegły z dyżurki.
Potem długo płakałam w łazience szpitalnej. Czułam się upokorzona i bezradna.
Minęły miesiące. Tomasz wrócił do domu, ale między nami była już przepaść. Teściowa próbowała nas pogodzić: – Aniu, wybacz mu… Każdy popełnia błędy…
Ale ja nie potrafiłam zapomnieć.
Zaczęłam chodzić na terapię. Poznałam tam inne kobiety z podobnymi historiami. Jedna z nich powiedziała mi: – Zdrada to nie koniec świata. To początek nowego życia.
Długo nie mogłam w to uwierzyć.
Dziś mieszkam sama z dziećmi na Targówku. Tomasz płaci alimenty i widuje się z nimi co drugi weekend. Kasia zniknęła z jego życia tak szybko, jak się pojawiła.
Czasem patrzę na swoje odbicie i pytam: czy można jeszcze zaufać? Czy po takim upokorzeniu można jeszcze pokochać siebie?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy wybaczylibyście zdradę?