Tajemnice z szuflady mamy: Co odkryłam po jej śmierci i jak zmieniło to moje życie

– Nie wolno ci tam zaglądać, Marto. To moja sprawa – powtarzała mama, ilekroć zbliżałam się do jej starej komody w sypialni. Jej głos był wtedy twardy, nieznoszący sprzeciwu, a spojrzenie – jakby przeszywało mnie na wylot. Odkąd pamiętam, ta jedna szuflada była dla mnie zakazana. Nawet jako dorosła kobieta czułam przed nią respekt, jakby w środku kryło się coś, co mogłoby zmienić cały mój świat.

Kiedy mama zmarła nagle na udar, wszystko w naszym domu ucichło. Tata chodził jak cień, a ja z bratem, Pawłem, próbowaliśmy ogarnąć formalności i pustkę, która po niej została. Przez kilka dni nie miałam odwagi wejść do jej pokoju. Ale ciekawość rosła we mnie jak trucizna. W końcu, pewnego wieczoru, kiedy dom był pogrążony w ciszy, stanęłam przed komodą. Moje ręce drżały.

– Co ty robisz? – usłyszałam za plecami głos Pawła.
– Muszę wiedzieć – odpowiedziałam cicho. – Zawsze mówiła, żeby tu nie zaglądać. Może… może coś nam chciała powiedzieć?

Paweł tylko wzruszył ramionami i wyszedł. Zostałam sama z szufladą i własnym strachem. Otworzyłam ją powoli, jakby bała się, że coś wyskoczy ze środka. Wewnątrz leżały stare listy, zdjęcia i notes. Wszystko pachniało mamą – jej perfumami i czymś jeszcze, czymś nieuchwytnym.

Zaczęłam czytać pierwszy list. Był zaadresowany do niej, ale podpisany przez kogoś o imieniu Andrzej. Nie znałam żadnego Andrzeja w naszej rodzinie. List był pełen czułości i tęsknoty. „Kochana Haniu, tęsknię za tobą każdego dnia…” – czytałam dalej i czułam, jak serce bije mi coraz szybciej. Kolejne listy były jeszcze bardziej intymne. Wynikało z nich jasno: mama miała romans przez wiele lat.

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Przed oczami stanął mi obraz naszej rodziny – niedzielne obiady, wspólne wakacje nad Bałtykiem, święta przy jednym stole… Wszystko wydawało się nagle kłamstwem.

W notesie znalazłam jeszcze coś – zdjęcie młodego chłopaka z dedykacją: „Dla mamy – Andrzej”. Chłopak miał może siedemnaście lat i był do złudzenia podobny do Pawła. Przez chwilę myślałam, że to jakieś stare zdjęcie brata, ale data na odwrocie nie pasowała.

Nie spałam całą noc. Rano poszłam do taty.
– Muszę ci coś pokazać – powiedziałam drżącym głosem.
Tata spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Co się stało?
Podałam mu listy i zdjęcie.
Przez długi czas milczał. W końcu usiadł ciężko na krześle.
– Wiedziałem – powiedział cicho. – Ale nigdy nie chciałem o tym rozmawiać.

Zamarłam.
– Wiedziałeś?
– Tak… Twój brat… Paweł nie jest moim synem.

Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg.
– Dlaczego nic nam nie powiedzieliście?
– Bo kochałem was obie. I jego też pokochałem jak własnego syna.

Wybiegłam z domu i długo chodziłam po mieście bez celu. W głowie miałam mętlik. Czy powinnam powiedzieć Pawłowi? Czy on zasługuje na prawdę? A może lepiej zostawić przeszłość w spokoju?

Kiedy wróciłam wieczorem, Paweł siedział w kuchni.
– Co się dzieje? – zapytał zaniepokojony.
Usiadłam naprzeciwko niego i spojrzałam mu w oczy.
– Paweł… muszę ci coś powiedzieć.

Opowiedziałam mu wszystko. Najpierw milczał, potem zaczął krzyczeć:
– Po co mi to mówisz?! Po co grzebałaś w tej szufladzie?!
– Bo miałam prawo wiedzieć! Ty też!
– Nie! Nie miałem! Teraz już nic nie będzie takie samo!

Wyszedł trzaskając drzwiami. Przez kolejne dni unikał mnie i taty. W domu panowała cisza gorsza niż po śmierci mamy.

Minęły tygodnie. Każdy z nas zamknął się w swoim bólu. Tata próbował nas pogodzić, ale Paweł nie chciał słuchać żadnych tłumaczeń. Nasza rodzina rozpadła się na kawałki przez kilka kartek papieru i jedno zdjęcie.

Czasem myślę, że lepiej byłoby zostawić tę szufladę zamkniętą na zawsze. Może wtedy mielibyśmy choć iluzję szczęścia? Ale czy życie na kłamstwie to naprawdę życie?

Czy prawda zawsze jest lepsza od niewiedzy? Czy warto było otwierać tę szufladę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?