Porozmawiajmy, synu: Historia o lodowisku, rodzinnych sekretach i trudnych wyborach

— Kacper, porozmawiajmy, synu. — Głos ojca był cichy, ale stanowczy. Stał w progu mojego pokoju, opierając się o framugę drzwi. W jego oczach widziałem coś, czego nie potrafiłem nazwać: może zmęczenie, może rozczarowanie, a może po prostu strach.

Jeszcze godzinę temu śmiałem się na lodowisku razem z Patrykiem i resztą paczki. Ostatni dzień ferii świątecznych — chciałem go wykorzystać do końca. Mrozy wreszcie zelżały, słońce świeciło nisko, ale jasno, a powietrze pachniało nadzieją na wiosnę. Lodowisko było pełne ludzi takich jak my: trochę znudzonych świątecznym lenistwem, trochę zdeterminowanych, by spalić kilka kilogramów po makowcu babci i pierogach mamy.

Patryk pchnął mnie lekko na tafli:
— Kacper, zobacz! Tam jest Magda! — zawołał, wskazując dziewczynę w czerwonej czapce.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, już sunął w jej stronę, a ja zostałem sam na środku lodu. Przez chwilę patrzyłem na słońce odbijające się w zamarzniętej tafli. Czułem się wolny. Przez te kilka minut nie istniały żadne problemy — ani szkoła, ani dom, ani to dziwne napięcie między mną a ojcem, które narastało od kilku miesięcy.

Po powrocie do domu wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. W progu czekał na mnie ojciec. Nie krzyczał. Nie musiał. Jego milczenie było gorsze niż najgorsze słowa.

— Gdzie byłeś? — zapytał spokojnie.
— Na lodowisku z Patrykiem — odpowiedziałem, próbując brzmieć naturalnie.
— Miałeś wrócić wcześniej. Mieliśmy rozmawiać.

Westchnąłem ciężko. Ostatnio każda rozmowa z nim kończyła się kłótnią albo moim wyjściem z domu. Odkąd mama wyjechała do pracy do Niemiec, wszystko się zmieniło. Ojciec stał się bardziej nerwowy, zamknięty w sobie. Ja — bardziej zbuntowany.

Usiadłem na łóżku, patrząc na niego wyczekująco. Przez chwilę milczeliśmy.

— Kacper, musisz zrozumieć… — zaczął powoli. — Nie jestem twoim wrogiem.

Prychnąłem pod nosem.
— To dlaczego wszystko ci przeszkadza? Nawet to, że wychodzę z kolegami?

Ojciec zacisnął pięści.
— Bo się o ciebie martwię! Nie rozumiesz tego? Od kiedy twoja matka wyjechała, wszystko jest na mojej głowie. Ty… szkoła… dom… Próbuję jak mogę!

Chciałem mu odpowiedzieć coś kąśliwego, ale ugryzłem się w język. Widziałem łzy w jego oczach — pierwszy raz od lat.

— Synu… — powiedział cicho — Ja też się boję. Boję się, że cię stracę. Że nie będziesz chciał ze mną rozmawiać… Że będziesz miał do mnie tylko pretensje.

Zamilkliśmy obaj. W głowie kłębiły mi się myśli: o tym, jak bardzo tęsknię za mamą; o tym, jak bardzo brakuje mi normalności; o tym, że nie chcę być dorosły tak szybko.

Nagle usłyszałem trzask drzwi wejściowych. To babcia wróciła ze sklepu.
— Kacper! Pomóż mi z siatkami! — zawołała z korytarza.

Wyszedłem z pokoju bez słowa. Ojciec został sam.

W kuchni babcia spojrzała na mnie uważnie.
— Znowu się pokłóciliście?

Wzruszyłem ramionami.
— On nic nie rozumie…

Babcia westchnęła ciężko.
— Twój ojciec też ma ciężko. Nie oceniaj go tak surowo.

Chciałem zapytać ją o mamę — dlaczego musiała wyjechać? Dlaczego nie mogliśmy być razem jak dawniej? Ale wiedziałem, że nie dostanę odpowiedzi.

Wieczorem usiadłem przy biurku i próbowałem odrobić lekcje. Myśli jednak wciąż wracały do rozmowy z ojcem. Czy naprawdę byłem dla niego tylko problemem? Czy on naprawdę się o mnie martwił?

Nagle usłyszałem ciche pukanie do drzwi.
— Kacper… mogę wejść?
To był ojciec.

Skinąłem głową.
Usiadł obok mnie na łóżku i przez chwilę milczał.
— Wiesz… kiedy byłem w twoim wieku… też miałem żal do swojego ojca. Myślałem, że nic nie rozumie. Że tylko wymaga i nic nie daje w zamian.
Spojrzał na mnie smutno.
— Teraz wiem, że po prostu się bał. Tak jak ja teraz boję się o ciebie.

Nie wiedziałem co powiedzieć. Poczułem nagle ogromny ciężar na sercu — jakby ktoś przycisnął mnie do ziemi całą siłą swoich oczekiwań i lęków.

Ojciec położył mi rękę na ramieniu.
— Synu… porozmawiajmy szczerze. Czego ode mnie oczekujesz? Co mogę zrobić lepiej?

Zacisnąłem powieki i poczułem łzy pod powiekami.
— Chciałbym… żebyś mnie czasem po prostu wysłuchał. Bez oceniania. Bez krzyków…

Ojciec skinął głową.
— Postaram się…

Siedzieliśmy tak przez chwilę w ciszy. Po raz pierwszy od dawna poczułem, że może jeszcze nie wszystko stracone.

Następnego dnia rano obudziło mnie słońce wpadające przez okno. Lodowisko już topniało, a ja wiedziałem, że ferie się skończyły — ale coś we mnie się zmieniło.

Czy naprawdę potrafimy rozmawiać ze sobą szczerze? Czy wystarczy odwagi, by powiedzieć to, co naprawdę czujemy? Może czasem wystarczy po prostu spróbować…