Odmówiłem ślubu z dziewczyną, którą zawiodłem – ojciec zdecydował za mnie

– Michał, czy ty kompletnie zwariowałeś?! – głos ojca przebił się przez ściany naszego mieszkania na warszawskim Ursynowie. Stałem pośrodku salonu, a jego twarz była purpurowa ze złości. – Masz dwadzieścia dwa lata! Jeśli byłeś dorosły, żeby zrobić dziecko, to bądź dorosły, żeby się nim zająć!

Ręce mi się trzęsły. Ania siedziała na brzegu kanapy, jej oczy były czerwone od płaczu. Mama stała przy oknie, patrząc na szare niebo za szybą, jakby odpowiedź miała spaść wraz z deszczem.

– Nie chcę się żenić, tato. Nie jestem gotowy. Ani Ania tego nie chce – próbowałem tłumaczyć, ale nawet dla mnie te słowa brzmiały jak wymówka.

Ojciec machnął ręką. – Wstyd! Za moich czasów… – zaczął, ale przerwałem mu z desperacją:

– Za twoich czasów nie było Facebooka ani tych wszystkich głupot!

Spojrzał na mnie tak, jakby chciał mnie uderzyć wzrokiem.

Mama odezwała się cicho:

– Może Michał ma rację. Może ślub to nie jest rozwiązanie… Może możemy pomóc inaczej.

Ojciec odwrócił się do niej gwałtownie:

– To przez ciebie jest taki miękki! W tym domu są zasady! Jeśli nie chcesz być mężczyzną, ja nim będę!

Ania wstała powoli. – Panie Andrzeju, nie chcę nikogo zmuszać do niczego. Michał i ja sami się dogadamy.

Ale ojciec już nas nie słuchał. Wyszedł z hukiem, a obrazy na ścianie zatrzęsły się od trzaśnięcia drzwiami.

Tej nocy nie zmrużyłem oka. Patrzyłem w sufit i rozmyślałem nad wszystkim, co zrobiłem i co mnie czeka. Ania napisała mi SMS-a: „Nie martw się, jakoś damy radę. Kocham cię.” Nie wiedziałem, co jej odpisać.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Ojciec milczał, patrzył na mnie spode łba. Mama przynosiła mi herbatę do pokoju i szeptała: „Wytrzymaj. Przejdzie mu.”

Ale nie przeszło. Pewnego popołudnia siedziałem z Anią w parku przy Polach Mokotowskich, gdy zadzwonił telefon.

– Michał, wracaj do domu natychmiast. Masz gości.

Kiedy dotarłem na miejsce, Ania już tam była, a z nią jej mama, pani Barbara. Wszyscy siedzieli przy stole jak na rozprawie sądowej.

Ojciec zaczął bez ogródek:

– Ustaliliśmy z panią Barbarą. Ślub za miesiąc. Wszystko załatwione, nie ma dyskusji.

Ania spojrzała na mnie z przerażeniem i smutkiem w oczach.

– Michał…

– Nie! – krzyknąłem nagle, mój głos odbił się echem po całym mieszkaniu. – Nie będę się żenił tylko dlatego, że wy tego chcecie! To moje życie!

Ojciec zerwał się z miejsca, ręce mu drżały ze złości.

– Jeśli wyjdziesz teraz z tego domu, nie wracaj!

Mama zaczęła płakać. Ania chwyciła mnie za rękę:

– Chodźmy stąd.

Wyszliśmy w deszcz bez parasola, bez planu i bez niczego poza sobą nawzajem.

Tamtej nocy spaliśmy u jej przyjaciółki Magdy na Pradze. Ania milczała przez cały wieczór. Ja siedziałem na podłodze i patrzyłem przez okno na światła miasta.

– Co teraz? – zapytała cicho.

– Nie wiem… Ale wiem jedno: nie chcę żyć według cudzych zasad. Nie chcę być nieszczęśliwy tylko dlatego, że inni tak uważają.

Ania skinęła głową, ale łzy płynęły jej po policzkach.

Przez następne tygodnie szukaliśmy mieszkania i pracy – czegokolwiek, co da nam choć trochę bezpieczeństwa dla nas i dla dziecka w drodze. Były dni, kiedy nie mieliśmy pieniędzy nawet na chleb czy mleko. Ania wymiotowała każdego ranka, a ja pracowałem nocami w piekarni u pana Zbyszka.

Pewnego wieczoru wróciłem do mieszkania i zobaczyłem Anię siedzącą na podłodze z listem w ręku.

– Mama pisze, że tata za mną tęskni… – jej głos był złamany.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Sam tęskniłem za rodzicami, ale duma nie pozwalała mi zadzwonić.

Minęło kilka miesięcy. Ania urodziła córeczkę – daliśmy jej na imię Julia. Kiedy pierwszy raz trzymałem Julię na rękach, poczułem się dorosły jak nigdy wcześniej.

Pewnego dnia zadzwonił mój telefon – to był tata.

– Michał… możemy porozmawiać?

Spotkaliśmy się w małej kawiarni przy Placu Zbawiciela. Ojciec wyglądał starzej niż go zapamiętałem.

– Myliłem się – powiedział cicho. – Chciałem dla ciebie dobrze… ale nie umiałem inaczej niż mnie nauczono.

Spojrzał mi w oczy pierwszy raz od miesięcy.

– Tato… przepraszam, że wyszedłem tak nagle… Ale nie umiałem inaczej.

Objął mnie wtedy pierwszy raz od dzieciństwa.

Dziś żyjemy z Anią skromnie, ale szczęśliwie. Julia dorasta otoczona miłością obojga rodziców – i dziadków, którzy nauczyli się akceptować nasze wybory.

Czasem zastanawiam się: czy byłem tchórzem czy odważny, odmawiając ślubu pod presją? Czy lepiej słuchać serca czy tradycji? A wy – co byście zrobili na moim miejscu?