Noc, która zmieniła wszystko: Wyznania babci rozdartej między winą a przebaczeniem
— Jadwiga, czy możesz dziś wieczorem zostać z Emilką? — zapytała moja córka, Ania, przez telefon. W jej głosie słyszałam zmęczenie, ale i ulgę, jakby oddawała mi na chwilę swój największy skarb.
— Oczywiście, kochanie. Zrobimy popcorn, obejrzymy bajki i pójdziemy spać nieco później — odpowiedziałam z uśmiechem, choć w środku czułam lekkie ukłucie niepokoju. Emilia miała ostatnio katar, ale przecież to tylko przeziębienie, prawda?
Wieczór zaczął się zwyczajnie. Emilia śmiała się do łez przy „Shreku”, a ja czułam się spełniona. Położyłam ją do łóżka, przykryłam ulubionym kocykiem w misie i pocałowałam w czoło.
— Babciu, czy mogę jeszcze trochę wody? — zapytała cichutko.
— Jasne, skarbie. Zaraz przyniosę — odpowiedziałam i poszłam do kuchni.
W nocy obudził mnie jej płacz. Wbiegłam do pokoju i zobaczyłam Emilię skuloną na łóżku, całą rozpaloną. Dotknęłam jej czoła — była gorąca jak piec.
— Babciu… boli mnie brzuszek…
Serce mi zamarło. Próbowałam ją uspokoić, podałam paracetamol i przytuliłam mocno. Ale ból nie ustępował. Z każdą minutą jej oddech stawał się coraz płytszy. Zaczęłam panikować.
— Jadwiga, co ty robisz?! Dzwoń po pogotowie! — krzyczał mój wewnętrzny głos.
Wykręciłam numer 112 z trzęsącymi się rękami. Karetka przyjechała po dziesięciu minutach, które wydawały się wiecznością. Ratownicy zabrali Emilię do szpitala. Ja zostałam w pustym mieszkaniu, z telefonem przy uchu i łzami cieknącymi po policzkach.
Ania przyjechała do szpitala szybciej niż ja. Kiedy weszłam na oddział dziecięcy, zobaczyłam ją siedzącą na plastikowym krześle pod drzwiami sali zabiegowej. Jej twarz była blada, oczy czerwone od płaczu.
— Mamo… jak mogłaś nie zauważyć, że coś jest nie tak?! — wykrzyczała na mój widok.
Zamarłam. Chciałam ją przytulić, ale odsunęła się ode mnie jak od ognia.
— Przecież mówiłaś, że to tylko katar! — dodała przez zaciśnięte zęby.
Nie miałam słów. Czułam się winna wszystkiego. Lekarze powiedzieli później, że to ostre zapalenie wyrostka robaczkowego. Gdybym zareagowała szybciej…
Emilia przeszła operację. Przez kilka dni leżała na OIOM-ie. Każdego dnia siedziałam pod jej salą, modląc się w myślach: „Boże, zabierz mi wszystko, tylko pozwól jej żyć”.
Ania nie chciała ze mną rozmawiać. Jej mąż, Tomek, patrzył na mnie z wyrzutem. Widziałam w ich oczach pytanie: „Jak mogłaś?”
Po tygodniu Emilia zaczęła wracać do siebie. Lekarze mówili o cudzie. Ale w naszej rodzinie coś pękło.
Wróciłyśmy z Emilią do domu Ani. Chciałam pomóc, ugotować rosół, posprzątać pokój wnuczki — ale Ania patrzyła na mnie chłodno.
— Mamo, może lepiej żebyś na razie nie przychodziła… Muszę to wszystko przemyśleć — powiedziała pewnego dnia.
Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie. Każdego dnia dzwoniłam do Ani, ale rzadko odbierała. Emilia tęskniła za mną — słyszałam to w jej głosie podczas krótkich rozmów przez telefon:
— Babciu, kiedy przyjdziesz? Tęsknię za tobą…
Nie wiedziałam co robić. Czułam się winna i bezużyteczna. Przestałam wychodzić z domu. Sąsiadki pytały:
— Jadwiga, co się stało? Dawno cię nie widzieliśmy!
Nie miałam siły tłumaczyć.
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i napisałam Ani list:
„Kochana Aniu,
Nie wiem jak mam Cię przeprosić za to wszystko. Wiem, że zawiodłam jako mama i babcia. Każdego dnia myślę o tamtej nocy i o tym, co mogłam zrobić inaczej. Kocham Cię i Emilię nad życie. Jeśli kiedyś będziesz gotowa mi wybaczyć — będę czekać.”
Nie odpowiedziała od razu. Minęły dwa tygodnie ciszy.
W końcu zadzwoniła:
— Mamo… Chciałabym spróbować jeszcze raz. Emilia bardzo za Tobą tęskni.
Płakałyśmy obie przez telefon.
Pierwsze spotkanie było niezręczne. Emilia rzuciła mi się na szyję:
— Babciu! Już nie jestem chora! Zobacz!
Ania patrzyła na nas z boku, milcząca. Wiedziałam, że droga do przebaczenia będzie długa.
Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. Nasza relacja z Anią powoli się odbudowuje, choć już nigdy nie będzie taka sama jak dawniej. Każdego dnia uczę się żyć z poczuciem winy i próbuję być lepszą babcią — bardziej uważną, mniej pewną siebie.
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: Czy można sobie wybaczyć taką pomyłkę? Czy miłość wystarczy, by naprawić to, co zostało złamane? Może Wy macie podobne doświadczenia — czy można odzyskać zaufanie bliskich po takiej tragedii?