Moja matka wynajmowała mi mój własny pokój, a teraz żąda, bym ją utrzymywała: po latach wreszcie odpowiedziałam
— Jesteś dorosła. Albo płacisz za pokój, albo się wyprowadzasz — powiedziała mama, nie patrząc mi w oczy. Stałam wtedy w korytarzu, z plecakiem na ramieniu, jeszcze w kurtce. To był dzień moich osiemnastych urodzin. Zamiast tortu i życzeń dostałam rachunek za własny kąt.
Nie pamiętam już, czy wtedy się popłakałam. Chyba nie. Byłam zbyt zaskoczona, żeby cokolwiek poczuć. Mama zawsze była chłodna, praktyczna, oszczędna w uczuciach. Ale tego się nie spodziewałam. Przez chwilę miałam nadzieję, że żartuje. Że zaraz się uśmiechnie i powie: „No co ty, córeczko, przecież żartuję!”. Ale nie. Podała mi kartkę z wyliczeniem: czynsz za pokój, udział w rachunkach, nawet za prąd i wodę.
— To dla twojego dobra — dodała jeszcze, jakby tłumaczyła dziecku, dlaczego nie może dostać drugiego lizaka.
Wtedy zaczęło się moje dorosłe życie. Pracowałam po szkole w sklepie spożywczym, potem na stacji benzynowej. Każda złotówka była ważna. Koledzy z klasy chodzili na imprezy, kupowali sobie nowe telefony, a ja liczyłam pieniądze na bilet miesięczny i chleb. Czasem zazdrościłam im beztroski. Czasem nienawidziłam mamy za to, że odebrała mi młodość.
Przez lata nie rozmawiałyśmy o tym. Mama była zadowolona: miała pieniądze na rachunki i na swoje drobne przyjemności — nową torebkę albo fryzjera. Ja nauczyłam się nie prosić o nic. Nawet kiedy zachorowałam na grypę i przez tydzień leżałam w łóżku z gorączką, mama tylko zostawiła mi herbatę na stole i poszła do pracy. „Musisz być silna” — powtarzała zawsze.
Po maturze wyprowadziłam się do Wrocławia na studia. Wynajęłam pokój z innymi studentkami. Tam po raz pierwszy poczułam się wolna. Dziewczyny dziwiły się, że potrafię gotować, prać i oszczędzać na wszystkim. Śmiały się: „Ty to już jesteś prawdziwa gospodyni!”. Ale ja wiedziałam, że to nie jest powód do dumy — to był mój sposób na przetrwanie.
Z mamą kontaktowałam się rzadko. Dzwoniła tylko wtedy, gdy czegoś potrzebowała: „Przyjedź na święta”, „Pomóż mi z komputerem”, „Pożycz mi trochę pieniędzy”. Nigdy nie zapytała: „Jak się czujesz?”, „Czy jesteś szczęśliwa?”.
Minęły lata. Skończyłam studia, znalazłam pracę w biurze rachunkowym. Wynajęłam kawalerkę na obrzeżach miasta. Było skromnie, ale moje. Czułam się dumna z siebie — sama wszystko osiągnęłam.
Aż pewnego dnia zadzwoniła mama.
— Musisz przyjechać — powiedziała bez powitania. — Mam problemy ze zdrowiem. Lekarz mówi, że powinnam odpoczywać.
Pojechałam do niej z poczucia obowiązku. Zastałam ją bladą i zmęczoną. W mieszkaniu panował bałagan, lodówka była prawie pusta.
— Nie mam siły robić zakupów — powiedziała cicho.
Zrobiłam porządki, ugotowałam obiad, kupiłam leki. Mama patrzyła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy — jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak.
— Musisz mi pomagać częściej — rzuciła nagle. — Jesteś moją córką. Teraz twoja kolej się mną zająć.
Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
— Mamo… przez tyle lat musiałam płacić ci za własny pokój. Nigdy nie czułam się tu jak w domu. Teraz oczekujesz ode mnie opieki? — zapytałam cicho.
Mama wzruszyła ramionami.
— Takie jest życie. Każdy musi sobie radzić.
— Ale ja radziłam sobie sama dlatego, że mnie do tego zmusiłaś! — podniosłam głos po raz pierwszy od lat.
W jej oczach pojawił się cień żalu… albo może tylko zmęczenia?
— Nie miałam wyboru — powiedziała po chwili ciszy. — Było ciężko po rozwodzie z twoim ojcem. Bałam się, że sobie nie poradzimy.
— Ale nigdy mi tego nie powiedziałaś! Nigdy nie rozmawiałyśmy o uczuciach…
Mama spuściła wzrok.
— Moja matka też taka była…
Siedziałyśmy w milczeniu przez długą chwilę. W końcu wstałam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
— Pomogę ci znaleźć opiekunkę albo dom opieki — powiedziałam spokojnie. — Ale nie mogę oddać ci całego swojego życia tylko dlatego, że jestem twoją córką.
Mama nie odpowiedziała. Wyszłam z mieszkania z ciężkim sercem, ale też z poczuciem ulgi.
Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko obowiązek i rachunki do zapłacenia. To także wsparcie i rozmowa — a tego zawsze mi brakowało.
Czy jestem egoistką? Czy mam prawo odmówić matce opieki po tym wszystkim? Czasem zastanawiam się, czy można przerwać łańcuch chłodu i samotności w rodzinie…