Co teraz? Mój syn wybrał najgorszą opcję: Pierwsze spotkanie z jego przyszłym teściem zmieniło wszystko

– Mamo, proszę, tylko nie rób sceny – szeptał Bartek, kiedy staliśmy pod drzwiami mieszkania jego narzeczonej. Czułam, jak serce wali mi w piersi. To miał być zwykły, rodzinny obiad, a ja już od tygodnia nie spałam spokojnie. Bartek był moim jedynym synem, a ja zawsze chciałam dla niego wszystkiego, co najlepsze. Kiedy powiedział mi, że zamierza się oświadczyć Julii, poczułam dumę, ale i niepokój. Znałam ją tylko z krótkich rozmów – była miła, uprzejma, ale coś w jej oczach wydawało się ukryte.

Drzwi otworzyła jej matka – pani Halina, kobieta o zmęczonej twarzy i oczach, które jakby nigdy nie przestały płakać. Uśmiechnęła się blado i zaprosiła nas do środka. W salonie siedział już ojciec Julii – pan Zbigniew. Już od progu poczułam zapach alkoholu. Siedział rozparty w fotelu, z butelką piwa w ręku, i nawet nie próbował udawać trzeźwego.

– Ooo, przyszliście! – zawołał głośno, a jego głos odbił się echem po całym mieszkaniu. – To wy jesteście tą rodziną naszego Bartka?

Bartek ścisnął moją dłoń. Widziałam w jego oczach wstyd i bezradność. Julia stała obok ojca, blada jak ściana, z nerwowym uśmiechem na ustach.

– Tato, może… – zaczęła cicho.

– Daj spokój! – przerwał jej pan Zbigniew. – Niech matka poda coś do jedzenia!

Obiad był farsą. Pan Zbigniew co chwilę przerywał rozmowę nieprzyzwoitymi żartami i docinkami pod adresem Bartka. Pani Halina próbowała ratować sytuację, podając kolejne dania i przepraszając za męża. Julia siedziała cicho, spuszczając wzrok. Czułam narastającą złość i bezsilność.

Po obiedzie Bartek poprosił mnie na bok.

– Mamo, wiem, co myślisz… Ale Julia nie jest jak jej ojciec. Ona cierpi przez niego całe życie. Nie chcę jej zostawiać samej z tym wszystkim.

Patrzyłam na niego i widziałam w nim siebie sprzed lat – młodą kobietę, która wierzyła, że miłość wszystko naprawi. Przypomniałam sobie własnego ojca alkoholika i matkę, która przez lata znosiła upokorzenia dla dobra rodziny. Przysięgłam sobie wtedy, że mój syn nigdy nie będzie musiał przez to przechodzić.

Wieczorem wróciliśmy do domu w milczeniu. Bartek zamknął się w swoim pokoju. Ja siedziałam w kuchni z kubkiem herbaty i płakałam. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, rozważając każdą możliwość.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Julia.

– Pani Aniu… Przepraszam za wczoraj. Tata… on nie zawsze taki jest. Proszę nie oceniać mnie przez pryzmat mojej rodziny.

Słuchałam jej łamiącego się głosu i czułam narastający żal. Wiedziałam, że ona nie jest winna temu, w jakiej rodzinie się urodziła. Ale czy Bartek powinien brać na siebie ciężar jej problemów?

Kilka dni później Bartek oznajmił mi, że zamierzają się pobrać jak najszybciej.

– Nie mogę jej zostawić samej z tym wszystkim – powtórzył stanowczo.

– Synu… – zaczęłam ostrożnie – czy jesteś pewien? To nie jest twoja odpowiedzialność…

– Mamo! – przerwał mi z gniewem. – Ty też zawsze mówiłaś, że rodzina jest najważniejsza! Julia potrzebuje kogoś, kto ją wesprze!

Zamilkłam. Widziałam w nim siebie sprzed lat i bałam się o niego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Wkrótce zaczęły się przygotowania do ślubu. Spotkania rodzinne były coraz trudniejsze – pan Zbigniew coraz częściej pojawiał się pijany, robił awantury nawet podczas ustalania szczegółów uroczystości. Pani Halina coraz bardziej zamykała się w sobie, a Julia była coraz bardziej przygaszona.

Pewnego wieczoru Bartek wrócił do domu zdenerwowany.

– Mamo… On ją uderzył – powiedział cicho.

Zamarłam.

– Julia chce odejść z domu przed ślubem. Może zamieszkać u nas?

Wiedziałam, że to wszystko mnie przerasta. Bałam się o syna i o Julię. Bałam się powtórki własnej historii.

Zgodziłam się. Julia zamieszkała z nami na kilka tygodni przed ślubem. Była cicha, zamknięta w sobie, często płakała po nocach. Bartek robił wszystko, by ją pocieszyć, ale widziałam, jak bardzo go to wyczerpuje.

W dniu ślubu pan Zbigniew pojawił się pijany już przed kościołem. Zrobił awanturę przed wejściem do świątyni. Julia płakała, Bartek próbował go uspokoić. W końcu musieliśmy wezwać policję.

Po wszystkim siedzieliśmy razem przy stole weselnym – ja, Bartek i Julia. Wszyscy byliśmy wykończeni emocjonalnie.

– Mamo… Czy dobrze zrobiłem? – spytał Bartek szeptem.

Patrzyłam na nich oboje i nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czy naprawdę powinnam była pozwolić mu wejść w tak trudną rodzinę? Czy mogłam go powstrzymać? A może to właśnie miłość i wsparcie są tym, czego Julia potrzebuje najbardziej?

Czasem patrzę na nich i zastanawiam się: czy można uciec przed własną przeszłością? Czy powinniśmy ingerować w życie naszych dzieci dla ich dobra? A może każdy musi sam przeżyć swoje błędy i nauczyć się na nich żyć?