Mój syn wolał wagary od szkoły. Zamiast kary, wysłałem go do pracy w barze mlecznym. Czy postąpiłem słusznie?

— Kuba, gdzie byłeś dzisiaj po lekcjach? — zapytałem, patrząc mu prosto w oczy. Stał w przedpokoju, z plecakiem przewieszonym przez ramię, a jego wzrok błądził gdzieś po podłodze.

— U Tomka… — mruknął cicho, ale już wiedziałem, że kłamie. Ostatnio coraz częściej wracał do domu zbyt wcześnie, a jego zeszyty były puste. Matka próbowała go tłumaczyć: „Może ma trudniejszy okres, przecież to tylko pierwsza klasa liceum”. Ale ja czułem, że coś jest nie tak.

Nie spałem tej nocy. Przewracałem się z boku na bok, analizując każdy szczegół. Przypomniałem sobie własnego ojca — surowego, wymagającego, ale sprawiedliwego. Czy ja też taki jestem? Czy potrafię być ojcem, który nie tylko wymaga, ale i rozumie?

Następnego dnia postanowiłem działać. Pojechałem do szkoły Kuby. Sekretarka spojrzała na mnie z politowaniem.

— Panie Pawle, Kuba nie był na lekcjach od dwóch tygodni. Myśleliśmy, że jest chory…

Serce mi zamarło. Dwa tygodnie? Jak mogłem tego nie zauważyć? Wróciłem do domu wściekły i rozżalony. Gdy Kuba wrócił, czekałem na niego w kuchni.

— Siadaj — powiedziałem stanowczo. — Wiem, że nie chodzisz do szkoły.

Zbladł. Przez chwilę myślałem, że się rozpłacze.

— Tato… ja…

— Nie chcę słuchać wymówek. Od jutra idziesz do pracy. U Zbyszka w barze mlecznym. Skoro nie chcesz się uczyć, zobaczysz, jak wygląda prawdziwe życie.

Matka była w szoku.

— Paweł! To dziecko! Nie możesz go tak karać!

Ale byłem nieugięty. Sam zaczynałem od zera — pracowałem na budowie, zanim poszedłem na studia zaoczne. Chciałem, żeby Kuba zrozumiał wartość pracy.

Pierwszego dnia Kuba wrócił do domu zmęczony i brudny. Rzucił plecak w kąt i zamknął się w pokoju. Słyszałem stłumione łkanie.

Wieczorem usiadłem obok niego na łóżku.

— Jak było?

— Okropnie — wyszeptał. — Ludzie są niemili, szef krzyczy…

Poczułem ukłucie żalu. Może przesadziłem? Ale wiedziałem też, że czasem trzeba przejść przez trudne chwile, by coś zrozumieć.

Kolejne dni były podobne. Kuba wracał coraz bardziej przygnębiony. Matka patrzyła na mnie z wyrzutem.

— On ci tego nie wybaczy — mówiła cicho.

Ale ja widziałem też zmiany: zaczął pomagać w domu, przestał siedzieć godzinami przed komputerem. Pewnego wieczoru usiadł przy stole i powiedział:

— Tato… chyba jednak wolę szkołę.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

— To dobrze. Ale pamiętaj — życie to nie tylko nauka czy praca. To odpowiedzialność za swoje wybory.

Myślałem, że wszystko wróci do normy. Ale wtedy wybuchła burza w rodzinie. Moja siostra zadzwoniła z pretensjami:

— Paweł! Co ty wyprawiasz? Kuba to nie twój niewolnik!

Matka Kuby zaczęła płakać przy kolacji.

— On już ci nie ufa…

Zacząłem się zastanawiać: czy naprawdę postąpiłem słusznie? Czy moja metoda wychowawcza nie była zbyt brutalna?

Kuba wrócił do szkoły, ale był inny — zamknięty w sobie, mniej rozmowny. Pewnego wieczoru podsłuchałem jego rozmowę z kolegą przez telefon:

— Mój stary myśli, że wie wszystko najlepiej…

Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego.

Próbowałem z nim rozmawiać:

— Kuba… chciałem ci pomóc. Może przesadziłem…

Wzruszył ramionami.

— Nie wiem… Może kiedyś zrozumiem.

Minęły tygodnie. Relacje w domu były napięte jak nigdy wcześniej. Matka milczała podczas kolacji, Kuba zamykał się w pokoju.

Pewnego dnia znalazłem na stole kartkę: „Tato, idę na wagary. Ale tym razem sam zdecyduję, co zrobię ze swoim życiem.”

Usiadłem ciężko na krześle i poczułem się jak najgorszy ojciec świata.

Czy naprawdę można nauczyć dziecko odpowiedzialności przez przymus? Czy czasem nie lepiej po prostu wysłuchać?

Może to ja powinienem był najpierw porozmawiać z Kubą, zanim podjąłem decyzję za niego?

A wy co o tym sądzicie? Czy czasem twarda lekcja życia to jedyne wyjście? Czy można naprawić relację po takim konflikcie?