Między domem a rodziną: Historia Gosi z warszawskiego blokowiska

– Gosiu, może Ola ma rację? Oni mają rodzinę, niedługo urodzi się dziecko. Jak to będzie wyglądać, że ty z nimi mieszkasz? – głos mamy był cichy, ale stanowczy. Siedziałyśmy w kuchni, a ja czułam, jak kawa stygnie w mojej dłoni.

– A dlaczego ja mam się nad tym zastanawiać? To mieszkanie jest tak samo moje, jak jej! – odpowiedziałam zbyt ostro, niż zamierzałam. Ale w głębi poczułam, jak uraza i wątpliwości zaciskają mi serce. Przecież to nie ja wybrałam ten układ. To życie tak się ułożyło.

Ola jest moją młodszą siostrą. Zawsze była tą bardziej przebojową, odważną, która wiedziała, czego chce. Ja – Gosia – byłam tą spokojniejszą, bardziej wycofaną. Po śmierci taty zostałyśmy z mamą same, a potem mama poznała nowego partnera i wyprowadziła się na drugi koniec Warszawy. Zostałyśmy z Olą w naszym dwupokojowym mieszkaniu na Bródnie. Przez kilka lat żyłyśmy razem, dzieląc się obowiązkami i rachunkami. Wszystko zmieniło się, kiedy Ola poznała Pawła.

Paweł był miły, trochę nieśmiały, ale widać było, że bardzo ją kocha. Kiedy po roku znajomości zamieszkał z nami, próbowałam się dostosować. Udawałam, że nie przeszkadza mi ich bliskość, śmiechy za ścianą i to, że coraz częściej czułam się jak piąte koło u wozu. Ale przecież to też mój dom! Nie miałam dokąd pójść – moja pensja w przedszkolu ledwo starczała na życie.

Kiedy Ola oznajmiła, że jest w ciąży, poczułam radość i… strach. Wiedziałam, że wszystko się zmieni. Że już nie będę mogła udawać, że to tylko przejściowe. Mama zaczęła mnie namawiać do wyprowadzki:

– Gosiu, oni muszą mieć swój spokój. Dziecko potrzebuje przestrzeni. Ty też powinnaś zacząć żyć swoim życiem.

Ale co to znaczy „swoje życie”? Czy to znaczy wynająć pokój u obcych ludzi? Oddać połowę mieszkania siostrze i zostać z niczym? Przecież tata zapisał je nam obu!

Wieczorem wróciłam do mieszkania. Ola siedziała na kanapie z kubkiem herbaty, Paweł coś pisał na laptopie.

– Gosia, możemy pogadać? – zapytała Ola.

Usiadłam naprzeciwko nich. Czułam się jak intruz we własnym domu.

– Wiesz… Chcielibyśmy urządzić pokój dla dziecka. Myśleliśmy, że może… – zawahała się.

– Że może się wyprowadzę? – dokończyłam za nią.

– Nie o to chodzi! – Paweł podniósł głos. – Po prostu… To trudne dla wszystkich.

– Dla mnie też! – wybuchłam. – To mieszkanie jest moje tak samo jak wasze! Dlaczego mam się wynosić?

Ola spuściła wzrok. Przez chwilę nikt się nie odzywał.

– Może moglibyśmy jakoś to rozwiązać… – zaczęła cicho Ola. – Może sprzedać mieszkanie i kupić dwa mniejsze?

– A kto mi da kredyt na kawalerkę? Pracuję w przedszkolu za trzy tysiące! – rzuciłam z goryczą.

Wyszłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Poczułam łzy napływające do oczu. Czy naprawdę jestem taka samolubna? Czy mam prawo walczyć o swoje miejsce?

Następne dni były pełne napięcia. Ola coraz częściej płakała po kątach, Paweł unikał mnie wzrokiem. Mama dzwoniła codziennie:

– Gosiu, pomyśl o tym poważnie. Ola jest w ciąży, nie powinna się denerwować.

A ja? Czy ktoś myśli o mnie? O tym, że boję się samotności? Że nie umiem zacząć od nowa?

Pewnej nocy usłyszałam szloch Olki przez ścianę. Wstałam i zapukałam do ich pokoju.

– Mogę wejść?

Ola skinęła głową. Siedziała na łóżku, tuląc brzuch.

– Przepraszam – powiedziałam cicho. – Nie chcę być ciężarem.

– To ja przepraszam – odpowiedziała łamiącym się głosem. – Po prostu boję się o dziecko… O nas wszystkich.

Usiadłyśmy obok siebie. Po raz pierwszy od dawna poczułam siostrzaną bliskość.

– Może spróbujemy znaleźć jakieś rozwiązanie razem? – zaproponowałam.

Przez kolejne tygodnie szukałyśmy opcji: zamiana mieszkania, wynajem pokoju dla mnie na próbę, nawet rozmowa z prawnikiem o podziale majątku. Nic nie było proste ani tanie. Każda decyzja bolała.

W końcu znalazłam niewielki pokój do wynajęcia niedaleko pracy. Nie był idealny – ciasny, z widokiem na ruchliwą ulicę – ale dawał mi namiastkę niezależności. Ola i Paweł mogli urządzić pokój dla dziecka. Mama odetchnęła z ulgą.

Pierwszej nocy w nowym miejscu długo nie mogłam zasnąć. Patrzyłam w sufit i zastanawiałam się: czy dobrze zrobiłam? Czy rodzina zawsze musi oznaczać rezygnację z siebie?

Czasem myślę: czy naprawdę można być szczęśliwym tylko wtedy, gdy wszyscy wokół są szczęśliwi? A może czasem trzeba zawalczyć o siebie – nawet jeśli boli?