„Kiedy Jacek Wrócił do Domu i Ogłosił, że Chce Rozwodu: Przypomniałam Sobie Radę Mojej Matki”
Jacek i ja poznaliśmy się na studiach i to była miłość od pierwszego wejrzenia. Pobraliśmy się zaraz po ukończeniu studiów i przeprowadziliśmy się do dwupokojowego mieszkania, które zostawił mi dziadek. Nie było to wiele, ale było naszym domem. Urządziliśmy je razem, wypełniając wspomnieniami i miłością. Nasza córka, Zosia, urodziła się kilka lat później i przyniosła jeszcze więcej radości do naszego życia.
Przez prawie 16 lat żyliśmy, jak mi się wydawało, szczęśliwym życiem. Nie byliśmy bogaci, ale mieliśmy wystarczająco, żeby sobie radzić. Jacek pracował jako inżynier, a ja byłam nauczycielką w szkole. Nasze harmonogramy były napięte, ale zawsze znajdowaliśmy czas dla siebie i dla Zosi. Mieliśmy swoje małe tradycje – piątkowe maratony filmowe, niedzielne poranki z naleśnikami i letnie wyjazdy nad jezioro.
Ale w ciągu ostatniego roku zauważyłam zmianę u Jacka. Stał się odległy, spędzał więcej czasu w pracy i mniej z nami. Przestał uczestniczyć w naszych rodzinnych tradycjach i wydawał się ciągle zamyślony. Próbowałam z nim o tym porozmawiać, ale zawsze mnie zbywał, mówiąc, że jest zestresowany pracą.
Pewnego wieczoru Jacek wrócił późno do domu. Zosia już spała, a ja siedziałam na kanapie, czekając na niego. Wszedł do środka, wyglądając na wyczerpanego i pokonanego. Bez zdejmowania płaszcza usiadł obok mnie i powiedział: „Nina, chcę rozwodu.”
Poczułam się, jakby ziemia usunęła mi się spod nóg. Moje myśli pędziły z pytaniami – Dlaczego? Co zrobiłam źle? Jak mógł nam to zrobić? Ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, kontynuował: „Od dawna jestem nieszczęśliwy. Muszę odnaleźć siebie na nowo.”
Byłam zdruzgotana. Nie mogłam zrozumieć, jak mógł tak po prostu wyrzucić wszystko, co razem zbudowaliśmy. Ale wtedy przypomniałam sobie coś, co kiedyś powiedziała mi moja matka: „Czasami ludzie się zmieniają i nic nie możesz na to poradzić. Musisz ich puścić i skupić się na sobie.”
Więc tak zrobiłam. Puściłam Jacka. To nie było łatwe. Pierwsze tygodnie były najtrudniejsze. Zosia nie rozumiała, dlaczego tata już nie wraca do domu, a ja zmagałam się z tym, jak jej to wytłumaczyć. Płakałam do snu więcej nocy, niż chciałabym przyznać.
Starałam się utrzymać normalność dla dobra Zosi. Nadal mieliśmy nasze piątkowe maratony filmowe i niedzielne poranki z naleśnikami, ale bez Jacka to nie było to samo. Mieszkanie wydawało się puste, zimniejsze.
Jacek przeprowadził się do małego mieszkania po drugiej stronie miasta. Regularnie odwiedzał Zosię, ale nasze interakcje były napięte i niezręczne. Wydawał się szczęśliwszy, bardziej pogodny ze sobą, ale to tylko sprawiało, że czułam się bardziej samotna.
Rzuciłam się w wir pracy, próbując wypełnić pustkę po Jacku. Moi koledzy byli wspierający, ale nie mogli zastąpić towarzystwa, które straciłam. Przyjaciele zapraszali mnie na spotkania, ale często odmawiałam, woląc samotność swoich myśli.
Mijały miesiące, a ból zaczął tępieć, ale nigdy całkowicie nie zniknął. Zosia przystosowała się lepiej niż ja; dzieci są pod tym względem odporne. Czasami nadal pytała o Jacka, a ja zawsze zapewniałam ją, że bardzo ją kocha.
Pewnego dnia, sprzątając szafę, znalazłam stary album ze zdjęciami z naszych pierwszych lat razem. Przeglądając strony, wróciły wspomnienia szczęśliwszych czasów – nasz dzień ślubu, pierwsze kroki Zosi, rodzinne wakacje. To było słodko-gorzkie; te chwile były prawdziwe i piękne, ale także minione.
W końcu rada mojej matki okazała się prawdziwa. Ludzie się zmieniają i czasami nic nie można na to poradzić. Jacek znalazł swoje szczęście gdzie indziej, a ja musiałam znaleźć swoje w sobie.
Życie toczy się dalej, nawet gdy nie ma szczęśliwego zakończenia.