Zdrada po pięćdziesiątce: Jak nowe perfumy zmieniły moje życie na zawsze

— Znowu wychodzisz? — zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał zwyczajnie, choć w środku już od dawna coś mnie ściskało.

Marek poprawił mankiet nowej koszuli. Tej, którą kupił tydzień temu, razem z jeszcze dwoma innymi. Nigdy wcześniej nie przywiązywał wagi do ubrań. Zawsze mówił, że najważniejsze to czuć się wygodnie. Teraz jego szafa wyglądała jak z katalogu.

— Idę na siłownię, potem może spotkam się z chłopakami — rzucił przez ramię, nie patrząc mi w oczy.

Wciągnęłam powietrze. Pachniał nowymi perfumami. Drogimi, ciężkimi, zupełnie nie w jego stylu. Kiedyś śmiał się z reklam tych marek, mówił, że to snobizm. Teraz sam je kupił. I to był ten moment, kiedy coś we mnie drgnęło. Ciche „coś tu nie gra”, które próbowałam zagłuszyć logicznym tłumaczeniem: facet po pięćdziesiątce też może chcieć o siebie zadbać. Prawda?

Ale potem wszystko potoczyło się szybciej, niż byłam gotowa zauważyć. Najpierw jedna koszula, potem cała kolekcja. Dieta pudełkowa zamiast naszych wspólnych kolacji. Wieczorne wyjścia „na siłownię”, które przeciągały się do późna. Zaczął wyłączać telefon, tłumacząc się „słabym zasięgiem”.

Pewnego wieczoru, kiedy wrócił po północy, nie wytrzymałam:

— Marek, powiedz mi prawdę. Co się dzieje?

Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie spodziewał się tego pytania. Przez chwilę milczał.

— Przesadzasz, Anka. Po prostu chcę trochę o siebie zadbać.

— Dla kogo? — zapytałam cicho.

Nie odpowiedział. Wyszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi.

Zaczęłam szukać znaków. Przeglądałam jego rzeczy, sprawdzałam kieszenie, patrzyłam na rachunki z banku. Znalazłam paragon z kwiaciarni — róże za dwieście złotych. Dla mnie nigdy nie kupował kwiatów bez okazji.

W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanki pytały, czy wszystko w porządku. Kiedyś powiedziałabym im wszystko, ale teraz wstydziłam się własnych podejrzeń.

W końcu nie wytrzymałam i zadzwoniłam do naszej córki, Magdy.

— Mamo, może tata naprawdę przechodzi kryzys wieku średniego? — próbowała mnie uspokoić. — Może boi się starości?

Ale ja już wiedziałam. Czułam to w kościach.

Pewnego dnia Marek zostawił telefon na stole. Przyszła wiadomość: „Tęsknię za tobą. Nie mogę się doczekać wieczoru”. Serce mi stanęło. Nadawcą była „Kasia Siłownia”.

Kasia… Ta młoda trenerka, którą kiedyś widziałam przez szybę klubu fitness, gdy czekałam na Marka w samochodzie.

Nie pamiętam, jak minął ten dzień. Wieczorem Marek wrócił jak zwykle późno.

— Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.

Usiadł naprzeciwko mnie przy kuchennym stole. Przez chwilę patrzył na swoje dłonie.

— Anka… Ja… Nie wiem, jak to się stało — zaczął cicho. — Poznałem Kasię na siłowni. Jest młoda, pełna energii… Przy niej czuję się znowu młody.

— A ja? — przerwałam mu drżącym głosem. — Co ze mną? Z naszym życiem?

— Nie chciałem cię skrzywdzić… Po prostu… Zgubiłem się.

Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi ziemię spod nóg. Wszystkie nasze wspólne lata nagle straciły sens.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Marek coraz częściej nocował poza domem. Magda przyjechała do mnie kilka razy, próbowała pocieszać:

— Mamo, musisz pomyśleć o sobie. Tata podjął decyzję, ale ty też masz prawo do szczęścia.

Ale jak mam zacząć od nowa po trzydziestu latach małżeństwa? Jak mam zaufać komukolwiek?

Przyszedł dzień, kiedy Marek spakował walizkę i wyszedł bez słowa pożegnania. Zostałam sama w pustym mieszkaniu pełnym wspomnień i zapachu jego perfum.

Przez długi czas nie mogłam spać. W nocy chodziłam po domu i dotykałam rzeczy, które zostawił: kubek z napisem „Najlepszy tata”, stary sweter pachnący jeszcze dawnym życiem.

Zaczęłam chodzić na długie spacery po parku. Patrzyłam na ludzi i zastanawiałam się, ile z nich nosi w sobie podobny ból.

Po kilku miesiącach Magda namówiła mnie na spotkanie z psychologiem.

— Musisz pozwolić sobie przeżyć żałobę po tym związku — powiedziała pani psycholog ciepłym głosem.

Zaczęłam pisać dziennik. Każdego dnia zapisywałam swoje myśli: gniew, żal, tęsknotę i powoli… nadzieję.

Pewnego dnia spojrzałam w lustro i zobaczyłam kobietę zmęczoną, ale silną. Kogoś, kto przetrwał burzę i wciąż stoi na nogach.

Dziś wiem jedno: zdrada boli jak nic innego na świecie. Ale też uczy pokory i pokazuje prawdę o nas samych.

Czy można jeszcze zaufać? Czy warto zaczynać od nowa po pięćdziesiątce? Może ktoś z was zna odpowiedź…