Gdy ojciec nie wierzy: Opowieść o walce o własne życie
– Nie dasz rady, Marto. Życie cię przerośnie – powiedział ojciec, stojąc w progu kuchni z kubkiem herbaty w ręku. Jego głos był cichy, ale każde słowo wbijało się we mnie jak szpilka. Miałam dwadzieścia osiem lat, a czułam się jak nastolatka przyłapana na paleniu papierosa za garażem.
– Tato, proszę cię… – zaczęłam, ale przerwał mi ruchem ręki.
– Ty zawsze byłaś taka delikatna. Pamiętasz, jak pojechałaś na studia do Poznania? Co weekend dzwoniłaś z płaczem, że tęsknisz za domem. A teraz chcesz wynająć mieszkanie w Warszawie? Z pensji nauczycielki? – Jego śmiech był gorzki.
Mama stała przy zlewie i myła naczynia, udając, że nie słyszy. Wiedziałam, że jej serce pęka tak samo jak moje. Zawsze była po mojej stronie, ale nigdy nie miała odwagi sprzeciwić się ojcu.
– Muszę spróbować. Nie mogę całe życie być twoją małą dziewczynką – powiedziałam cicho.
Ojciec spojrzał na mnie z wyrzutem. – Wszyscy twoi znajomi już mają rodziny, dzieci… A ty? Ciągle tu siedzisz, gotujesz ze mną zupę i czekasz na pozwolenie, żeby wyjść na spacer. Nie rozumiesz, że chcę cię chronić?
– Ale ja już cierpię! – wybuchłam. – Cierpię, bo nie wierzysz we mnie! Bo myślisz, że jestem nieudacznikiem!
W kuchni zapadła cisza. Słychać było tylko tykanie zegara i szum samochodów za oknem. Ojciec usiadł ciężko przy stole i schował twarz w dłoniach.
– Marta… Kiedy cię nie ma, czuję się jakby ktoś wyrwał mi pół serca. Wiem, że jestem surowy… Ale kiedy wyjechałaś na studia, mama nie spała po nocach. Ja patrzyłem na twój pusty pokój i zastanawiałem się, czy wrócisz cała. Teraz znów chcesz odejść…
Poczułam gulę w gardle. Chciałam go przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze – ale wiedziałam, że to nie wystarczy.
Tej nocy nie zmrużyłam oka. Leżałam w łóżku i patrzyłam w sufit, słuchając oddechu rodziców za ścianą. W głowie miałam tylko jedno: jeśli teraz nie spróbuję żyć po swojemu, już nigdy nie będę szczęśliwa.
Następnego dnia rano zebrałam się na odwagę.
– Tato… Wynajęłam mieszkanie na Pradze. Za miesiąc się wyprowadzam.
Spojrzał na mnie tak, jakby dostał w twarz.
– Marta… Może jeszcze poczekasz? Może znajdziesz lepszą pracę tutaj?
– Nie mogę już dłużej czekać. Jeśli teraz nie odejdę, nigdy nie będę gotowa.
Mama podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
– Uważaj na siebie, córeczko…
Ojciec wyszedł bez słowa. Usłyszałam trzask drzwi od garażu.
Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była napięta jak struna. Ojciec rozmawiał ze mną tylko o pogodzie albo polityce. Mama po kryjomu pakowała mi do torby ciepłe swetry i słoiki z bigosem.
Dzień wyprowadzki nadszedł szybciej niż się spodziewałam. Stałam na progu z dwiema walizkami i kartonem książek. Ojciec patrzył na mnie twardym wzrokiem, ale jego oczy były czerwone.
– Zadzwoń od razu, jak dojedziesz – powiedział cicho.
– Zadzwonię. Kocham cię, tato.
Nie odpowiedział. Po prostu przytulił mnie mocno do siebie.
Pierwsze tygodnie w Warszawie były koszmarem. Mieszkanie było zimne i wilgotne, sąsiedzi zamknięci w sobie, a praca w szkole wykańczająca. Pierwszej nocy płakałam z tęsknoty i strachu. Ale za każdym razem, gdy chciałam się poddać, przypominałam sobie ojcowskie słowa – i własny upór.
Pewnego wieczoru zadzwonił ojciec.
– Jak sobie radzisz?
– Uczę się gotować rosół według twojego przepisu – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
Długo milczał.
– Wiesz… Jestem z ciebie dumny. Nie umiałem ci tego wcześniej powiedzieć… Ale widzę teraz, że możesz wszystko. Tylko pamiętaj, gdzie jest twój dom.
Łza spłynęła mi po policzku.
Dziś mieszkam sama już ponad rok. Nie jest łatwo – czasem brakuje mi nawet na kino czy nową sukienkę – ale pierwszy raz w życiu czuję się wolna. Ojciec dzwoni częściej niż kiedyś; rozmawiamy o wszystkim – nawet wysyła mi przepisy na pierogi przez Messengera.
Czasem zastanawiam się: dlaczego tak trudno nam wypuścić tych, których kochamy? I czemu potrzeba nam tylu lat, by zaufać sobie nawzajem? Czy wy też mieliście takie doświadczenia z rodzicami? Jak sobie z tym poradziliście?