Jak wybaczyłam synowi i byłej synowej – moje życie po rodzinnej burzy

– Nie wierzę ci, Piotr! – krzyknęłam przez łzy, patrząc na mojego dorosłego syna, który stał w progu z walizką. – Jak możesz zostawić Alicję i dzieci? Co im powiesz? Co ja mam im powiedzieć?

Piotr spuścił wzrok. – Mamo, to nie jest takie proste. Ja… ja już nie kocham Alicji. Zakochałem się w kimś innym. Przepraszam.

Przepraszam. To słowo dźwięczało mi w uszach przez wiele miesięcy. Przepraszam za rozbite serce mojej synowej, za łzy wnuków, za święta przy pustym stole. Przepraszam za to, że nie umiałam go zatrzymać.

Przez pierwsze tygodnie po odejściu Piotra żyłam jak w amoku. Każdego dnia dzwoniłam do Alicji, próbując ją pocieszyć, choć sama nie miałam siły podnieść się z łóżka. Moja córka, Marta, powtarzała: – Mamo, musisz się trzymać dla wnuków. Oni cię potrzebują.

Ale jak być silną, gdy własny syn roztrzaskał rodzinę na kawałki? Jak wybaczyć komuś, kogo kocha się najbardziej na świecie?

Alicja długo nie odbierała telefonów. W końcu zgodziła się spotkać. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie w jej kuchni, gdzie jeszcze niedawno śmialiśmy się razem przy pierogach. Teraz panowała cisza, przerywana tylko szlochem.

– Przepraszam cię, Alicjo – wyszeptałam. – Nie wiem, co powiedzieć.

Otarła łzy. – To nie twoja wina. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek mu wybaczę.

Wtedy zrozumiałam: nie tylko ja straciłam syna. Ona straciła męża, dzieci ojca. A mimo to była silniejsza ode mnie.

Minęły miesiące. Piotr zamieszkał z nową kobietą, a ja coraz rzadziej widywałam wnuki. Alicja zamknęła się w sobie. W święta zaprosiłam ją z dziećmi do siebie. Bałam się tej rozmowy bardziej niż czegokolwiek.

– Babciu, a tata przyjdzie? – zapytała mała Zosia.

Zamarłam. – Nie wiem, kochanie. Tata teraz mieszka gdzie indziej.

Alicja spojrzała na mnie z wdzięcznością i smutkiem jednocześnie. Po kolacji pomogła mi sprzątać.

– Dziękuję ci, że nas zaprosiłaś – powiedziała cicho. – Dzieci bardzo tego potrzebowały.

– Ja też – odpowiedziałam szczerze.

Z czasem zaczęłyśmy spotykać się częściej. Chodziłyśmy razem na spacery z wnukami do parku Skaryszewskiego. Rozmawiałyśmy o wszystkim – o pracy Alicji w szkole, o moich problemach ze zdrowiem, o tym, jak bardzo brakuje nam dawnych czasów.

Pewnego dnia zadzwonił Piotr.

– Mamo… czy mogę przyjechać?

Serce mi stanęło. – Przyjedź.

Przyjechał sam. Był blady, zmęczony. Usiadł przy stole i długo milczał.

– Mamo… zawiodłem was wszystkich. Alicję… dzieci… ciebie…

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam go przytulić i jednocześnie krzyczeć z bólu.

– Piotrze… nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć. Ale jesteś moim synem.

Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.

– Chciałbym zobaczyć dzieci…

– To nie ode mnie zależy – odpowiedziałam twardo. – Musisz porozmawiać z Alicją.

Kilka dni później zadzwoniła do mnie Alicja.

– Piotr był u mnie. Chciał zobaczyć dzieci. Zgodziłam się… ale tylko pod warunkiem, że będzie szczery wobec nich i wobec siebie.

Byłam dumna z jej siły. Zaczęli spotykać się w trójkę: Piotr, Alicja i dzieci. Ja byłam obok – gotowa pomóc, ale nie narzucać się ze swoimi radami.

Któregoś wieczoru Alicja przyszła do mnie sama.

– Wiesz… myślę, że zaczynam sobie radzić. Znalazłam nową pracę w poradni psychologicznej. Dzieci są spokojniejsze. A ja… chyba zaczynam wybaczać Piotrowi.

Poczułam ulgę i wzruszenie jednocześnie. Przez tyle miesięcy żyłam gniewem i żalem, a teraz widziałam, jak powoli rodzi się coś nowego – nadzieja.

Wkrótce potem Piotr poprosił mnie o spotkanie całą rodziną – razem z Alicją i dziećmi.

Bałam się tego dnia jak ognia. Ale kiedy zobaczyłam ich wszystkich przy jednym stole – nawet jeśli już nie jako małżeństwo – poczułam spokój.

Po kolacji Zosia podeszła do mnie i szepnęła:

– Babciu… już nie jestem smutna. Tata znów nas odwiedza.

Przytuliłam ją mocno i pomyślałam: może właśnie na tym polega przebaczenie? Nie na zapomnieniu krzywd, ale na budowaniu od nowa tego, co zostało zburzone.

Czasem patrzę na Piotra i pytam siebie: czy naprawdę można wybaczyć wszystko? Czy rodzina jest silniejsza niż największa burza? Może wy macie odpowiedź…