Zamknięta lodówka, otwarte rany: Czy można kochać i jednocześnie chronić swoje jedzenie?
— Znowu wszystko zjadłeś?! — krzyknęłam, otwierając lodówkę i widząc jedynie puste półki oraz samotny słoik musztardy. Moje serce waliło jak młot. Była sobota rano, dzień, na który czekałam cały tydzień. Miałam ochotę na jajka z szynką i świeżym chlebem, które specjalnie kupiłam wczoraj po pracy. Ale nie było ani jajek, ani szynki, nawet chleba. Znowu.
Tomek siedział w salonie przed telewizorem, z okruszkami na koszulce i miną niewiniątka. — Kochanie, byłem głodny — powiedział bez cienia skruchy. — Przepraszam, nie wiedziałem, że to dla ciebie.
Nie wiedział? Przecież mówiłam mu wczoraj trzy razy! Przysięgam, czasem mam wrażenie, że rozmawiam ze ścianą. Albo z dzieckiem. Ale Tomek nie jest dzieckiem. Ma trzydzieści pięć lat, pracuje jako kierowca autobusu miejskiego i potrafi rozwiązać krzyżówkę panoramiczną w dziesięć minut. Ale nie potrafi powstrzymać się przed opróżnieniem lodówki za każdym razem, gdy zostaje sam w domu.
Wzięłam głęboki oddech. — Tomek, to nie pierwszy raz. Prosiłam cię tyle razy…
— Wiem, wiem — przerwał mi, podnosząc ręce w geście poddania. — Ale miałem ciężki dzień. Szef mnie wkurzył, autobus się zepsuł… Potrzebowałem czegoś dobrego.
Zacisnęłam pięści. Zawsze to samo tłumaczenie: stres, zmęczenie, zły dzień. A ja? Czy moje potrzeby się nie liczą? Czy ja nie mam prawa do własnego śniadania?
Wyszłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Usiadłam na brzegu wanny i poczułam łzy napływające do oczu. To tylko jedzenie — powtarzałam sobie — ale przecież chodzi o coś więcej. O szacunek. O to, że moje granice są ciągle przekraczane.
Kiedy wróciłam do kuchni, Tomek już sprzątał okruchy ze stołu. — Może pójdziemy na śniadanie do piekarni? — zaproponował z uśmiechem.
— Nie chcę nigdzie iść — odpowiedziałam chłodno. — Chcę mieć pewność, że kiedy coś kupię do domu, to będzie tam na mnie czekać.
Tomek wzruszył ramionami. — Przesadzasz.
Może przesadzam? Może jestem zbyt wymagająca? Ale potem przypomniałam sobie wszystkie te razy, kiedy wracałam zmęczona po pracy i marzyłam o kawałku ciasta czy resztkach obiadu, a znajdowałam tylko puste talerze i ślady po jego nocnych wyprawach do lodówki.
Wieczorem zadzwoniła do mnie mama. — Jak tam u was?
— Dobrze… — zaczęłam, ale głos mi zadrżał.
— Znowu coś z Tomkiem? — zapytała od razu.
Opowiedziałam jej wszystko. O pustej lodówce, o mojej frustracji i o tym, jak coraz częściej czuję się jak intruz we własnym domu.
— Może powinnaś kupić taki zamek na lodówkę? Widziałam w internecie…
Zaśmiałam się przez łzy. — Mamo, to chyba już byłaby przesada.
— A może nie? Może czasem trzeba pokazać granice wyraźniej?
Całą noc nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym zamku na lodówkę. Czy naprawdę muszę zabezpieczać jedzenie przed własnym partnerem? Czy to już paranoja?
Następnego dnia poszliśmy razem na zakupy. Tomek żartował przy kasie: — Może tym razem schowasz wszystko pod kluczem?
Uśmiechnęłam się krzywo. — Może powinnam.
Wieczorem, kiedy Tomek oglądał mecz, przeszukiwałam internet. Zamek na lodówkę kosztował mniej niż stówkę. Kliknęłam „kup teraz”, sama nie wierząc w to, co robię.
Kilka dni później paczka przyszła do paczkomatu. Ukryłam ją w szafie i czekałam na odpowiedni moment.
W piątek Tomek miał nocną zmianę. Zamontowałam zamek na lodówce i schowałam klucz do kieszeni kurtki. Poczułam się dziwnie… jakbym zdradzała własnego partnera. Ale jednocześnie poczułam ulgę.
Rano Tomek wrócił zmęczony i głodny. Poszedł prosto do kuchni… i zatrzymał się jak wryty.
— Co to ma być?! — krzyknął.
— To zabezpieczenie — odpowiedziałam spokojnie. — Dopóki nie nauczysz się szanować moich rzeczy, lodówka będzie zamknięta.
Tomek patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu. Potem wyszedł z kuchni trzaskając drzwiami.
Przez cały dzień unikaliśmy się nawzajem. Wieczorem usiadł obok mnie na kanapie.
— Myślisz, że to coś zmieni? Że jak zamkniesz lodówkę, to przestanę być głodny?
Spojrzałam mu prosto w oczy. — Myślę, że musisz nauczyć się panować nad sobą. Bo ja już nie mam siły walczyć o każdy kawałek sera czy kromkę chleba.
Tomek spuścił głowę. — Nie wiem, co ze mną jest nie tak… Czasem jem bezmyślnie… Jakby coś we mnie pękało i muszę to czymś zapełnić.
Poczułam ukłucie współczucia. Może to nie tylko kwestia braku szacunku? Może Tomek naprawdę ma problem?
— Może powinieneś porozmawiać z kimś… specjalistą? — zaproponowałam ostrożnie.
Wzruszył ramionami i poszedł spać bez słowa.
Minęły dwa tygodnie. Lodówka nadal była zamknięta na klucz. Tomek coraz częściej jadł poza domem albo kupował sobie gotowe dania do mikrofalówki. Nasze rozmowy stały się krótkie i chłodne.
Pewnego wieczoru usiadł obok mnie i powiedział cicho:
— Zapisałem się do psychologa… Może masz rację… Może potrzebuję pomocy.
Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Bo choć chciałam chronić swoje jedzenie, najbardziej chciałam chronić naszą relację.
Dziś patrzę na Tomka inaczej niż kiedyś. Widzę w nim nie tylko partnera, ale też człowieka z problemami, których nie rozumiałam. I siebie też widzę inaczej: jako osobę, która musi dbać o własne granice nawet wtedy, gdy boli.
Czy można kochać kogoś i jednocześnie zamykać przed nim lodówkę? Czy miłość to ciągłe ustępstwa czy czasem walka o siebie? Ciekawa jestem waszych historii…